Jakub Ćwiek
Grzechu warte
Uli – wdzięczny za tytuł
i śmiech w odpowiednich momentach
oraz Goosowi, który wrzucił w ten tekst
swoje trzy grosze
i ustrzegł mnie przed kompromitacją
Kolejny siódmy dzień wszystkim wlókł się w nieskończoność. Oczywiście w Raju, gdzie nawet wiatr stosował się do poleceń Pana, nie było w tym nic niezwykłego. Fakt ten jednak wart jest odnotowania, gdyż to właśnie nuda dała początek późniejszym wydarzeniom. Nuda i Małpia spostrzegawczość.
Tego dnia, jak w każdy ostatni dzień tygodnia, Adam leżał w pobliżu źródła, żując źdźbło trawy i marząc, by Pan zesłał na niego głęboki sen. Taki, by mógł obudzić się następnego dnia i normalnie zabrać do pracy. Tyle zwierząt wciąż jeszcze nie miało swego imienia, tyle drzew było po prostu drzewami, nie wspominając już o owocach, z których nazwy miały tylko jabłka, pomarańcze i banany. Adam wymyślił dwie ostatnie, autorstwo pierwszej przypisywano zaś samemu Panu. Słowo to było podobno puentą jakiegoś dowcipu Stwórcy. Tak przynajmniej twierdził anioł pomocnik, który przybywał każdego dnia sześć razy w tygodniu, z wielką księgą, w której zapisywał wymyślone przez Adama nazwy.
Pierwszy człowiek nie wiedział, jak odbierać fakt, że jedynym aniołem, którego przydzielono do niego, jako korony stworzenia, jest nadęty palant o piskliwym głosie i oczach jak zdechła ryba. Anioł pomocnik był tak głupi, że Adam nie tęsknił za nim nawet siódmego dnia.
Co innego praca. Było coś niezwykłego w chwili, gdy nadawał zwierzęciu imię. Gdy wypowiadał słowo i czekał z niecierpliwością na jego reakcję. Do tej pory pomylił się tylko raz, dla żartu nazywając ptaka Dodo. Tydzień później ostatni osobnik ze wstydu rzucił się ze skały. Adam nie chciał więcej popełniać podobnych błędów.
Zazwyczaj jednak wszystko było w porządku, a niektóre zwierzęta były tak szczęśliwe ze swych imion, że wiernie trwały u boku człowieka służąc mu swą radą i pomocą, a najczęściej towarzystwem.
Oczywiście dnia siódmego człowiek zwykle pozostawał sam, zwierzęta bały się bowiem sprzeciwiać woli Pana. Wszystkie... za wyjątkiem Małpy.
* * *
– Auu – Adam roztarł bolące miejsce z tyłu głowy i obejrzał się. Małpa siedział na drzewie szczerząc zęby. Pomachał mu.
Człowiek podniósł się niechętnie i podrapał w pośladek. Trawa odcisnęła się na jego ciele pozostawiając na skórze czerwone linie.
– Nie mogłeś po prostu podejść? – zapytał z wyrzutem. – Zobaczysz, pewnego dnia pójdę do skrzydlatych i powiem im, że pracujesz w siódemki. W końcu rzucasz kamieniami.
Małpa wzruszył ramionami i zgrabnie zeskoczyła z drzewa. Wspierając się na przednich łapach, podbiegł do człowieka.
– To czysta przyjemność, nie praca – powiedział. – Nazywam to aktywnym odpoczynkiem.
Człowiek westchnął ciężko. Były dni, że żałował iż nadał Małpie imię. Dzięki temu, jak wszystkie nazwane zwierzęta, uzyskał on dar mowy, którego z całą pewnością nadużywał. Do tego radził sobie z nim na tyle dobrze, że Adamowi często brakowało słów, które pozwoliłby odgryźć się i nie wyjść na idiotę. Jak teraz.
– Przyszedłeś po coś konkretnie, czy tak, żeby mi podokuczać? – zapytał.
– Chcę ci coś pokazać – odparł Małpa. – Chodź za mną. Tylko szybko, żebyśmy zdążyli. Człowiek uniósł brwi.
– Nie zdążyć? W siódemkę? – Nie zrozumiał. – Na co moglibyśmy...
Ale Małpa ani myślał odpowiadać. Odwrócił się i pognał przed siebie.
Człowiek po chwili wahania ruszył za nim. I tak nie miał nic innego do roboty.
Wokół rajskiego ogrodu rósł żywopłot. Był wyższy niż najwyższe drzewa, a jego gałęzie splatały się tak mocno i gęsto, że nie za nic nie można było dostrzec niczego po drugiej stronie, nie mówiąc już o przedarciu się przezeń. Na jego szczycie stały w równych odstępach anioły strzegąc tajemnic boskiego ogrodu. Nikt, za wyjątkiem samego Stwórcy, nie wiedział przed czym.
Małpa wypadł zza linii drzew i zaczął biec wzdłuż żywopłotu. Zdyszany Adam przystanął i dysząc ciężko oparł się o drzewo.
– Zaczekaj... chwilę – wysapał. – Już nie mogę...
Ale zwierzak ani myślał się zatrzymać. Pędził z głową zwróconą w stronę żywopłotu wyraźnie czegoś wypatrując.
Gdy w końcu znalazł, zaczął podskakiwać w miejscu tłukąc przednimi łapami o ziemię i skrzecząc jak zawsze, gdy był podekscytowany.
Adam odepchnął się od drzewa i powoli podszedł do Małpy.
– Powiesz mi wreszcie, o co... – zaczął, ale wtedy właśnie sam zobaczył odpowiedź. Małpa znalazł dziurę w żywopłocie.
Nie była ona szczególnie duża i z całą pewnością mogłoby się w niej zmieścić jedynie małe zwierzątko, ale za to przechodziła na wylot.
Człowiek wyszczerzył zęby i poklepał Małpę po łbie.
– Brawo – powiedział. – Ale nie musieliśmy się tak spieszyć. Dziura nie znika.
– Dziura nie, ale on – Małpa wskazał palcem w stronę otworu – Po tamtej stronie, mógł.
Adam uniósł brwi. Z tego, co mówił mu anioł pomocnik, po tamtej stronie nie było nikogo. Minął Małpę i przycisnął twarz do żywopłotu. Zerknął przez otwór. Tajemnicza istota, o której mówił Małpa, wciąż tam była.
Gdyby nie parę szczegółów, wyglądałaby zupełnie jak Człowiek. Była węższa w paru miejscach, za to zdecydowanie szersza w innych. Miała dużo włosów na głowie, ale prawie w ogóle na reszcie ciała. Brakowało jej też tego, co Adamowi zwisało między nogami, a na co wciąż jeszcze nie wymyślił zadowalającej nazwy. Za to tam, gdzie pierwszy Człowiek był zupełnie płaski, istota miała dwie wypukłości.
– I co – zapytał Małpa. –Troszkę podobny do ciebie, nie? Co o nim sądzisz? Adam odsunął się od dziury i westchnął głęboko.
– To piękno wcielone – powiedział uśmiechając się błogo. – I myślę, że to raczej nie jest on.
Kobieta, pomyślał Adam grzebiąc patykiem w piasku, nazwę ją Kobietą. Nie do końca wiedział, czy ma prawo nadawać imiona istotom z tamtej strony żywopłotu, ale uznał, że Pan powierzając mu zadanie nie określił, że dotyczy ono tylko mieszkańców ogrodu, tak więc równie dobrze mógł się właśnie wykazać podziwu godną gorliwością.
– Chodź zobacz – zawołał podekscytowany Małpa przyciśnięty do otworu. – Nie ma tam ani jednego drzewa. Po czym on tam łazi?
– Ja też nie chodzę po drzewach, Małpo – przypomniał Adam. – Poza tym mówiłem ci już, że to nie on. Postanowiłem, że nazwę...
renfri73