K E R S T I N G I E R
T r y l o g i a c z a s u
C Z E R W I E Ń R U B I N U
P r z e k ł a d
A g a t a J a n i s z e w s k a
L i t e r a c k i
E G M O N T
Tytuł oryginału: Rubinrot
© 2009 by Arena Verlag GmbH, Wiirzburg
© for the Polish edition by Egmont Polska Sp. z o.o. Warszawa 2011
Redakcja: Anna Jutta-Walenko Korekta: Agnieszka Trzeszkowska, Anna Sidorek Projekt okładki:
Katarzyna Borkowska
Wydanie pierwsze, Warszawa 2011 Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o. ul. Dzielna 60, 01-029
Warszawa tel. 22 838 41 00 www.egmont.pl/ksiazki
ISBN978-83-237-3438-3
Skład i łamanie: Kątka, Warszawa Druk: Colonel, Kraków
Dla łosia, delfina i sowy, które tak wiernie towarzyszyły mi podczas pisania, i dla pewnego małego
czerwonego piętrowego autobusu, który przyniósł mi szczęście dokładnie we właściwym czasie.
Prolog
Hyde Park, Londyn 8 kwietnia 1912 roku
Dziewczyna osunęła się na kolana i wybuchnęła płaczem. Towarzyszący jej chłopak rozejrzał się
wokół. Tak jak się spodziewał, o tej porze park był zupełnie pusty. Moda na jogging miała nadejść
dopiero wiele lat później, a dla śpiących na parkowych ławkach włóczęgów przykrytych jedynie
gazetami było zbyt zimno.
Ostrożnie owinął chronograf chusteczką i schował go do plecaka.
Jego towarzyszka klęczała wśród przekwitłych krokusów pod jednym z drzew napółnocnym
brzegu jeziora Serpentine. Ramiona jej drżały, a ciałem wstrząsał szloch, który brzmiał jak
rozpaczliwy jęk zranionego zwierzęcia.
Nie mógł tego znieść, ale z doświadczenia wiedział, że lepiej będzie zostawić ją w spokoju.
Usiadł więc obok na wilgotnej od rosy trawie, zapatrzył się w gładką niczym lustro powierzchnię
wody i czekał. Czekał na to, by ból, który prawdopodobnie już nigdy do końca jej nie opuści, nieco
zelżał.
Czuł się zresztą tak samo jak ona, ale starał się jakoś trzymać. Nie powinna martwić się jeszcze o
niego.
- Czy wynaleźli już chusteczki higieniczne? -Pociągnęła w końcu nosem i zwróciła ku niemu
twarz mokrą od łez.
- Nie mam pojęcia -odparł. -Ale mogę ci zaoferować stylową chusteczkę z materiału, z
monogramem.
- G.M. Czyżbyś ukradł ją Grace?
- Nie, sama mi ją dała. Możesz ją teraz zasmarkać, księżniczko.
Oddając mu chusteczkę, ściągnęła usta w krzywym uśmieszku.
5
- Jest teraz kompletnie do niczego. Przepraszam.
- Ach, co tam! W tych czasach wywiesza się je na słońcu, żeby wyschły, i używa jeszcze raz -powiedział. -Najważniejsze, że przestałaś płakać.
W jej oczach natychmiast znów pojawiły się łzy.
- Nie powinniśmy byli tak jej zostawiać. Przecież ona nas potrzebuje! Wcale nie wiemy, czy
nasz podstęp się uda, i nie mamy szansy kiedykolwiek się tego dowiedzieć.
Jej słowa go zabolały.
Martwi zdalibyśmy się jej na jeszcze mniej.
- Gdybyśmy mogli się gdzieś ukryć wraz z nią, gdzieś za granicą, pod fałszywym nazwiskiem,
do chwili kiedy będzie wystarczająco duża...
Przerwał jej, energicznie potrząsając głową.
- Znaleźliby nas wszędzie, rozmawialiśmy już o tym tysiąc razy. Nie zostawiliśmy jej,
wybraliśmy jedyne właściwe wyjście: umożliwiliśmy jej bezpieczne życie. Przynajmniej przez
najbliższe szesnaście lat.
Przez chwilę milczała. Gdzieś w oddali zarżał koń, a od strony West Carriage Drive dobiegły
jakieś głosy, chociaż była jeszcze noc.
- Wiem, że masz rację -powiedziała w końcu. -Ale boli mnie świadomość, że już nigdy jej nie
zobaczymy.
Przeciągnęła dłonią po zapłakanych oczach.
- Przynajmniej nie będziemy się nudzić. Prędzej czy później wytropią nas również w tych
czasach i naślą na nas Strażników. On nie zrezygnuje bez walki ani z chronografu, ani ze swoich
planów.
Uśmiechnął się, widząc w jej oczach błysk zainteresowania, i wiedział już, że kryzys minął.
- Może jednak byliśmy sprytniejsi niż on, a może na koniec okaże się, że ten drugi chronograf
nie działa. Wtedy już się nie wydostanie.
- Byłoby wspaniale. Ale jeśli mu się uda, tylko my będziemy mogli pokrzyżować jego plany.
- I choćby dlatego zrobiliśmy to, co do nas należało. Wstał i otrzepał dżinsy.
6
- Chodź już! Ta przeklęta trawa jest wilgotna, a ty musisz o siebie dbać.
Pozwoliła, by podciągnął ją do góry i pocałował.
- I co teraz zrobimy? Znajdziemy kryjówkę dla chronografu? Zerknęła niezdecydowanie na most
oddzielający Hyde Park
od Kensington Gardens.
- Tak. Ale najpierw opróżnimy skrytki Strażników i weźmiemy sobie pieniądze. A potem
możemy pojechać pociągiem do Southampton. Stamtąd w środę wypływa w swój dziewiczy rejs
„Titanic".
Roześmiała się.
- Ach, więc tak rozumiesz dbanie o siebie! Ale i tak z tobą pojadę.
Był tak szczęśliwy, słysząc ponownie śmiech ukochanej, że natychmiast pocałował ją raz
jeszcze.
- Pomyślałem sobie... Wiesz przecież, że kapitan na pełnym morzu ma prawo udzielić ślubu,
prawda, księżniczko?
- Chcesz się ze mną ożenić? Na „Titanicu"? Zwariowałeś?
- To byłoby takie romantyczne!
- Owszem, gdyby nie ta góra lodowa!
Położyła mu głowę na piersi i wtuliła twarz w jego kurtkę.
- Tak bardzo cię kocham -wymruczała.
- Czy zostaniesz moją żoną?
- Tak -powiedziała, z twarzą ciągle ukrytą na jego piersi. -Ale tylko, jeśli wysiądziemy
najpóźniej w Oueenstown.
- Gotowa na kolejną przygodę, księżniczko?
- Gotowa, jeśli i ty jesteś gotów -odrzekła cicho.
7
Niekontrolowaną podróż w czasie zapowiadają,występujące z reguły kilka minut, czasem też
kilka godzin czy nawet dni wcześniej, zawroty głowy, mdłości i niekiedy drżenie nóg. Wielu
nosicieli genu mówi także o migrenopodobnych bólach głowy. Pierwszy skok w czasie -nazywany
również inicjacyjnym -ma miejsce między szesnastym a siedemnastym rokiem życia nosicieła genu.
Kroniki Strażników Tom II, Zasady ogólnie obowiązujące
8
1 .
Pierwszy raz poczułam to w poniedziałek w południe w szkolnej stołówce. Przez moment ścisnęło
mnie w brzuchu tak jak na górskiej kolejce, kiedy lecisz w dół z najwyżej położonego punktu.
Trwało to tylko dwie sekundy, ale wystarczyło, żebym wywaliła sobie puree z sosem z talerza na
mundurek. Sztućce z brzękiem upadły na podłogę, talerz udało mi się jeszcze przytrzymać.
- To i tak smakuje, jakby już raz było zbierane z podłogi -powiedziała moja przyjaciółka Leslie,
podczas gdy ja usiłowałam uprzątnąć ten bałagan. Oczywiście wszyscy się na mnie gapili. -Jeśli
chcesz, możesz sobie wysmarować bluzkę także moją porcją.
- Nie, dziękuję.
Góra od mundurka liceum Saint Lennox była wprawdzie przypadkiem tego samego koloru co
puree z ziemniaków, ale plama i tak nieprzyjemnie kłuła w oczy. Zapięłam guziki granatowej
bluzy, którą miałam na wierzchu.
- I co, mała Gwenny znowu bawi się jedzeniem? -odezwała się Cynthia Dale. -Tylko nie siadaj
koło mnie, ofermo!
- W życiu nie usiadłabym koło ciebie z własnej woli, Cyn. Niestety, małe wypadki z jedzeniem
zdarzały mi się w szkole dość często. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu zielony kisiel
wyleciał mi /, aluminiowej foremki i wylądował dwa metry dalej w spaghetti carbonara jednego
gościa z piątej klasy. Tydzień wcześniej wylat mi się sok wiśniowy i wszyscy przy stole wyglądali
tak, jakby mieli ospę wietrzną. A ile razy zamoczyłam w sosie, soku czy mleku ten idiotyczny
krawat, który był częścią mundurka, tego już nie zliczę.
Tyle że jeszcze nigdy dotąd mnie przy tym nie mdliło.
9
Chociaż pewnie tylko to sobie wmówiłam. Ostatnio w naszym domu po prostu za dużo się mówi
o mdłościach.
Ale nie moich, tylko mojej kuzynki Charlotty, która, jak zwykle śliczna i perfekcyjna, siedziała
obok Cynthii i jadła łyżką puree.
Cała rodzina czekała na to, żeby Charlotte zemdliło. W niektóre dni lady Arista -moja babka -dopytywała się co dziesięćminut, czy Charlotta coś czuje. Z przerw między tymi pytaniami
korzystała ciotka Glenda, matka Charlotty, żeby zapytać do-kładniusieńko o to samo.
I za każdym razem kiedy Charlotta odpowiadała przecząco, lady Arista ściągała usta, a ciotka
Glenda wzdychała. Czasami także na odwrót.
Pozostali -mama, moja siostra Caroline, mój brat Nick i cioteczna babka Maddy -przewracali
oczami. Oczywiście posiadanie w rodzinie nosiciela genu podróży w czasie było ekscytujące, ale z
upływem lat wyraźnie spowszedniało.Czasami po prostu mieliśmy dosyć tego teatru, jaki
urządzano wokół Charlotty.
Sama Charlotta zwykle ukrywała swoje emocje za tajemniczym uśmieszkiem w stylu Mony
Lisy. Na jej miejscu też bym nie wiedziała, czy brakiem mdłości mam się cieszyć, czy raczej
martwić. No, szczerze mówiąc, pewnie bym się cieszyła. Byłam raczej typem strachajły. Wolałam
mieć spokój.
- To się wydarzy prędzej czy później -powtarzała codziennie lady Arista. -1 wtedy musimy być
przygotowani.
No i faktycznie wydarzyło się po obiedzie,na lekcji historii z panem Whitmanem. Ze stołówki
wyszłam głodna. Jakby tego wszystkiego było mało, w deserze -kompot z agrestu i pud-ding
waniliowy -znalazłam czarny włos i nie byłam pewna, czy jest to mój włos, czy może kucharki.
Tak czy owak, apetytmi przeszedł.
Pan Whitman oddał nam klasówkę, którą pisaliśmy w zeszłym tygodniu.
- Widzę, że dobrze się przygotowaliście. Szczególnie Charlotta. Szóstka z plusem.
Charlotta odgarnęła z twarzy jeden ze swoich lśniących rudych kosmyków.
10
- Och -powiedziała,jakby wynik był dla niej zaskoczeniem, a przecież zawsze i ze wszystkiego
dostawała najlepsze stopnie.
Ale także Leslie i ja mogłyśmy tym razem być zadowolone. Obie dostałyśmy szóstki z minusem,
choć nasze przygotowanie polegało na obejrzeniu na DVD filmu o królowej Elżbiecie, z Cate
Blanchett, i podjadaniu przy tym chipsów i lodów. Tyle że na historii zawsze uważałyśmy, co na
innych przedmiotach niestety rzadziej się zdarzało.
Lekcje pana Whitmana były po prostu tak ciekawe, że nie dało się inaczej, jak tylko słuchać. Sam
pan Whitman też był bardzo interesujący. Kochała się w nim, skrycie lub otwarcie, większość
dziewczyn. Pani Counter, nauczycielka geografii, również. Gdy pan Whitman przechodził obok
niej, zawsze czerwieniała jak burak. Ałe rzeczywiście wyglądał zabójczo, co do tego wszystkie
byłyśmy zgodne. To znaczy wszystkie prócz Leslie. Jej zdaniem pan Whitman przypominał
wiewiórkę z kreskówki.
„Za każdym razem kiedy spogląda na mnie tymi wielkimi brązowymi oczami, mam ochotę dać
mu orzecha" -powiedziała kiedyś. Doszła nawet do tego, że namolne wiewiórki w parku nazywała
„panami Whitmanami". I co zabawne, było to zaraźliwe i ja też zaczęłam mówić: „Zobacz tylko,
taki grubiutki, mały pan Whitman, jaki śliczny!", widząc zbliżającą się do nas w podskokach
wiewiórkę.
Przez tę historię z wiewiórkami Leslie i ja byłyśmy z całą pewnością jedynymi dziewczynami w
klasie, które nie durzyły się w panu Whitmanie. Ja wprawdzie od czasu do czasu próbowałam
(choćby dlatego, że chłopcy w naszej klasie byli wsumie jeszcze dzieciakami), ale na nic się to nie
zdawało, bo porównanie z wiewiórką nieodwołalnie zagnieździło się w mojej głowie. A jak tu
pałać romantycznym uczuciem do wiewiórki?
Cynthia rozpuściła pogłoskę, że pan Whitman w czasie studiów pracował jako model. Na dowód
wycięła z ilustrowanego pisma stronę z reklamą, na której mężczyzna, dość podobny do pana
Whitmana, namydlą! się żelem pod prysznic.
Prócz Cynthii nikt nie wierzy!, że to pan Whitman jest tym facetem od żelu. Bo tamten miai
dołek w podbródku, a pan Whitman nie.
11
Chłopakom z naszej klasy pan Whitman niezbyt się podobał. A Gordon Gelderman wręcz go nie
znosił. Bo zanim pan Whitman trafił do naszej szkoły, wszystkie dziewczyny z naszej klasy
kochały się w Gordonie. Ja też, muszę się niestety do tego przyznać, ale miałam wtedy jedenaście
lat, a Gordon był całkiem ładny. Teraz, w wieku szesnastu lat, był już tylko głupi. A od dwóch lat
przechodził nieustającą mutację. Niestety, piski na przemian z buczeniem nie powstrzymywały go
od ciągłego wygadywania głupot.
Strasznie się zdenerwował pałą z klasówki.
- To jest dyskryminacja, proszę pana. Zasłużyłem co najmniej na czwórkę. Nie może mi pan
stawiać złych stopni tylko dlatego, że jestem chłopakiem.
Pan Whitman wyjął klasówkę z rąk Gordona i przewrócił stronę.
- „Elżbieta I była tak okropnie brzydka, że nie mogła znaleźć męża. Dlatego wszyscy nazywali ją
brzydką dziewicą" -odczytał na głos.
Klasa zachichotała.
- No i co? Przecież to prawda -bronił się Gordon. -Wyłupiaste oczy, zaciśnięte usta, a już na
pewno kretyńska fryzura.
Musieliśmy gruntownie przestudiować malowidła przedstawiające Tudorów w National Portrait
Gallery i faktycznie, na tych obrazach Elżbieta I nie bardzo przypominała Cate Blan-chett. Ale po
pierwsze, w tamtych czasach uważano wąskie usta i spiczaste nosy za bardzo szykowne, a po
drugie, ciuchy były naprawdę super. Po trzecie, Elżbieta I nie miała wprawdzie męża, ale miata za
to masę romansów -między innymi z tym... no, jakżeż on się nazywa!? W filmie gra! go Clive
Owen.
- To ona sama nazywała siebie Królową Dziewicą -wyjaśnił Gordonowi pan Whitman. -A to
dlatego, że... -urwał. -Charlotto, źle się czujesz? Boli cię głowa?
Wszyscy spojrzeli na Charlotlę, która obiema rękami trzymała się za głowę.
- Tylko mnie... mdli -powiedziała i spojrzała na mnie. -Wszystko wokół wiruje.
Wzięłam głęboki oddech. A więc stało się. Babcia będzie zachwycona. A co dopiero ciotka
Glenda.
12
- Suuuper -szepnęła Leslie obok mnie. -Czy teraz stanie się przezroczysta?
Choć lady Arista od najmłodszych lat wpajała nam, byśmy pod żadnym pozorem nie rozmawiali
o tym, co dzieje się w naszej rodzinie, sama podjęłam decyzję, by dla Leslie zakaz ten złamać. W
końcu była moją najlepszą przyjaciółką, a najlepsze przyjaciółki nie mają przed sobą tajemnic.
Charlotta po raz pierwszy, odkąd ją znałam (co, ściśle biorąc, oznaczało całe moje życie),
sprawiała wrażenie niemal bezradnej. Ja za to wiedziałam, co mam robić. Ciotka Glenda wystarczająco wiele razy mi to powtarzała.
- Zaprowadzę Charlotte do domu - zwróciłam się do pana Whitmana i wstałam. - Jeśli się pan
zgodzi.
Wzrok pana Whitmana w dalszym ciągu spoczywał na Char-lotcie.
- Uważam, że to dobry pomysł, Gwendolyn - powiedział. -Życzę ci powrotu do zdrowia,
Charlotto.
- Dziękuję -odrzekła Charlotta.
W drodze do drzwi zataczała się lekko.
- Idziesz, Gwenny?
Pospiesznie ujęłam ją za ramię. Po raz pierwszy w obecności Charlotty poczułam się ważna. To
było miłe, dla odmiany poczuć się komuś potrzebnym.
- Koniecznie do mnie zadzwoń i wszystko mi opowiedz -szepnęła m i jeszcze Leslie.
Za drzwiami Charlotta odzyskała zwykłą energię. Oczywiście chciała jeszcze zabrać z szafki swoje
rzeczy. Przytrzymałam jej ramię.
- Zostaw to, Charlotto. Musimy jak najszybciej znaleźć się w domu. Lady Arista powiedziała...
- Już mi przeszło -powiedziała Charlotta.
- No i co z tego? To się może zdarzyć w każdej chwili. Charlotta dała się pociągnąć w drugą
stronę.
- Gdzie ja mam kredę? -Idąc, grzebałam w kieszeni kurtki. -O, tu jest. I komórka. Mam
zadzwonić do domu? Boisz się? Och, głupie pytanie, przepraszam. Jestem zdenerwowana.
13
- Już dobrze. Nie boję się.
Spojrzałam na nią z boku, chcąc sprawdzić, czy nie kłamie. Przywdziała swój zamyślony
uśmieszek Mony Lisy i nie było widać, jakie kryją się za nim uczucia.
- Mam zadzwonić do domu?
- A co to da? -odpowiedziała pytaniem Charlotta.
- Pomyślałam tylko...
- Myślenie możesz spokojnie pozostawić mnie - burknęła. Ramię w ramię zbiegłyśmy po
schodach, w kierunku wnęki, w której zawsze siedział James. Natychmiast wstał, kiedy nas
zobaczył, ale ja tylko się do niego uśmiechnęłam. Problem z Jamesem polegał na tym, że oprócz
mnie nikt go nie widział ani nie słyszał.
James był duchem. Dlatego unikałam rozmów z nim, kiedy nie byłam sama. Wyjątek robiłam
...
superziom1234