§ Hoyle Fred - Mój dom kiedy wieją wiatry.pdf

(3529 KB) Pobierz
FRED HOYLE
MÓJ DOM KĘDY WIEJĄ WIATRY
Stronice z życia kosmologa
Przełożył Marek Krośniak
Tytuł oryginału angielskiego
HOME IS WHERE THE WIND BLOWS
Chapters from a Cosmologis's Life
1
982743362.007.png 982743362.008.png
SPIS RZECZY
Przedmowa
Część I: Primrose Lane 34 1939-1958
Pierwsza wojna światowa
Zapomniane czasy
Zmagania ze sobą
Wolno jak ślimak, wolniej niż Szekspir
Stypendium zdobyte zrządzeniem losu
Wreszcie porządna nauka oraz stypendium utracone zrządzeniem losu
Pierwsze podróże do Cambridge
Kładę jako student głowę w paszczę lwa
Ciemne chmury przesłaniają słońce
Ostatni ze starego świata
Część II: Świat wielkiej nauki 1939-1958
Sir Arthur Eddington
Wojna z Niemcami
Saga o Nutbourne
Sagi ciąg dalszy
Po wojnie
Pochodzenie pierwiastków chemicznych
Nowy wspaniały świat
Nieznany poziom energetyczny węgla 12 C
Droga ku cezurze
Część III: Mój dom kędy wieją wiatry 1959
Rok winobrania
Ucieszne historie
Góry Szkockie
Instytut Astronomii i znów małe kroki
Trzydziesty dziewiąty rok
Ptasia Zatoka
Ostatni Munro
Szczęśliwe zakończenie
Indeks
2
982743362.009.png 982743362.010.png
PRZEDMOWA
Gdy spogląda się wstecz na postęp, jaki dokonał się w astronomii i astrofizyce w ciągu ostatnich
pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu lat, widać wyraźnie, że charakteryzowały go nagłe przyśpieszenia, spo-
wodowane bądź to nowymi możliwościami obserwacyjnymi, bądź nowatorskimi ujęciami myśli
teoretycznej. Pomiędzy nimi rozwój dokonywał się dzięki żmudnym badaniom obserwacyjnym i
teoretycznym, które nie otwierają nowych horyzontów, lecz podążają już wytyczonym szlakiem,
przypominając płaski odcinek drogi po stromym podejściu w górach. W dziedzinie obserwacji
astronomicznej najważniejszym wydarzeniem było rozszerzenie pola na niedostępne uprzednio obszary
widma elektromagnetycznego (na przykład pomiar fal radiowych w latach trzydziestych i czterdziestych).
Postęp techniki obserwacyjnej przyczynił się do odkrycia nieznanych obiektów we Wszechświecie. W ten
sposób zaobserwowano kwazary i gwiazdy neutronowe - pulsary; jakkolwiek istnienie tych ostatnich
postulowano już dużo wcześniej na gruncie teoretycznym.
Postępy w dziedzinie teoretycznej dotyczyły budowy, źródeł energii i ewolucji gwiazd. Założenie, że
ogromna energia produkowana przez Słońce i gwiazdy pochodzi przede wszystkim z przemiany wodoru w
hel, doprowadziło do powstania teorii niejednorodnych wnętrz gwiazdowych i wyjaśnienia ewolucji różnych
typów gwiazd, od ciągu głównego (gwiazd „normalnych") poprzez stadium czerwonych olbrzymów aż po
degenerację materii w białych karłach i gwiazdach neutronowych.
Fred Hoyle odegrał ogromną rolę w powstawaniu tych znaczących, choć budzących wiele kontrowersji,
koncepcji teoretycznych.
Niektóre z nich początkowo wydawały się prowadzić donikąd, lecz obecnie zyskały status „świętych
krów" (przykładem może być chociażby teoria akrecji grawitacyjnej materii rozproszonej na istniejące ciało,
wprowadzona przez Hoyle'a i Lyttletona jako mechanizm wychwytywania materii międzygwiazdowej przez
gwiazdy, teraz stosowana prawie powszechnie przy wyjaśnianiu procesów zachodzących w aktywnych
jądrach galaktyk).
Przyjaciele, zwolennicy, a także krytycy Freda Hoyle'a powitają z zadowoleniem ukazanie się jego pełnej
autobiografii, zarówno osobistej, jak i naukowej. Ci, którym podobała się jego wcześniejsza książka The
Smali World of Fred Hoyle [Mały świat Freda Hoyle'a] i byli rozczarowani, iż urwała się w momencie
małżeństwa z Barbarą Clark, znajdą ciąg dalszy w części drugiej i trzeciej. Zdjęcie na obwolucie tamtej
książki, przedstawiające Freda jako pyzatego chłopca w krótkich spodenkach, który sprawia wrażenie, iż ma
coś lepszego do roboty niż słuchanie najwyraźniej niedouczonego nauczyciela, zostało tu uzupełnione
innymi fotografiami.
Poprzednia książka pokazała, jak wrodzony talent człowieka może się rozwinąć nawet w warunkach nie
sprzyjających dążeniu do wielkich osiągnięć w danej dziedzinie, niezależnie od tego, czy jest to nauka,
muzyka, sztuka czy polityka. To, do czego doszedł Fred, należy przypisać częściowo genom, częściowo
oparciu w rodzinie, a częściowo owej iskrze, która bierze się nie wiadomo skąd.
3
982743362.001.png 982743362.002.png
Droga Freda na szczyty nie była łatwa. Swój upór, z jakim w dzieciństwie i latach szkolnych dążył, by
dostać się na studia w Cambridge, przedstawia teraz ponownie w części pierwszej autobiografii - na
szczęście, nakład pierwszej książki bowiem został dawno wyczerpany. Możemy też w niej zobaczyć wiele
wspaniałych zdjęć: Freda w młodości, jego rodziny, a także fizyków i astronomów, którzy w jego życiu
odegrali ważną rolę - Paula Diraca, Arthura Eddingtona i wielu innych.
Część druga rozpoczyna się niezwykle interesującym opisem znajomości Hoyle'a z sir Arthurem
Eddingtonem, cichym i zamkniętym w sobie człowiekiem, który niewątpliwie wywarł na Freda ogromny
wpływ. W okresie drugiej wojny światowej Fred - podobnie jak wielu innych naukowców w Anglii i Stanach
Zjednoczonych - musiał oderwać się od swoich badań, by uczestniczyć w pracach na rzecz wojska.
Przydzielono mu miejsce w placówce prowadzącej badania nad techniką radarową - Admiralty Signal
Establishment (ASE) - w Nutbourne.
Historycy drugiej wojny światowej mogą tu znaleźć wiele nowych szczegółów o owym świecie
jajogłowych", astronomów zainteresują opowieści o współpracownikach Freda z ASE - Toramym Goldzie i
Hermannie Bondim. Bondi cierpiał na katar sienny, którego nabawił się podczas eksperymentów z radarem,
dlatego najlepiej czuł się na szczycie Mount Snowdon, Golda zaś do tego stopnia nudziło pilnowanie
platformy z tajnym wyposażeniem w zapadłym zakątku Kornwalii, że od załamania uratowała go dopiero
garstka przyjaciół przybyłych z misją rozerwania go.
Rozdział 16: Pochodzenie pierwiastków chemicznych, powinien raz na zawsze położyć kres dziwnemu
nieporozumieniu, jakie zrodziło się wśród niektórych młodszych astronomów, jakoby prace nad
nukleosyntezą w gwiazdach były wynikiem zajmowania się przez Freda Hoyle'a kosmologicznym modelem
stanu stacjonarnego w latach 19481949. Sprawy miały się całkiem odwrotnie. Podstawowa praca Hoyle'a o
powstawaniu wszystkich pierwiastków w kolejnych reakcjach jądrowych podczas ewolucji gwiazd, rozpo-
częta w 1945 i opublikowana w 1946 roku, była owocem jego ogromnej intuicji fizycznej oraz dyskusji z
Ralphem H. Fowlerem i innymi uczonymi z Cambridge (między innymi Dirakiem i Eddingtonem). Całą tę
historię opowiada w swojej książce.
Do zaakceptowania teorii cyklu węglowo-azotowego w reakcjach jądrowych zachodzących w gwiazdach
przyczyniły się zarówno dokładne pomiary izotopów pierwiastków spektrografem masowym (dokonane
przez Francisa Williama Astona), jak i postępy fizyki jądrowej. Fredowi pomogły tu dwa bardzo pomyślne
zbiegi okoliczności. Podczas wizyty w Waszyngtonie oraz bazie Marynarki Wojennej Stanów
Zjednoczonych w San Diego pod koniec 1944 roku Hoyle, mimo iż nie posiadał wymaganego pozwolenia,
odwiedził Pasadenę, gdzie spotkał Waltera Baadego. Baade załatwił mu wizytę w Obserwatorium Mount
Wilson. Walter, jak pamiętają wszyscy, którzy mieli szczęście go poznać, był cudownym rozmówcą i istnym
wulkanem astronomicznej wiedzy i doświadczenia. Hoyle'a, oczarowanego wprost amerykańskim kolegą,
zainspirowało to, co Baade opowiadał o nowych i supernowych. Supernowe! Implozja poprzedzająca
eksplozję! Implozja mogłaby dostarczyć wysokich temperatur i gęstości w gwiazdach - warunków, jakich
potrzebował, aby uzasadnić występowanie szybkich oddziaływań między jądrami ciężkich pierwiastków, do
których można by zastosować to, czego nauczył się o mechanice statystycznej od R. H. Fowlera.
4
982743362.003.png 982743362.004.png
Szczęśliwym trafem było też to, iż po powrocie do Cambridge w 1945 roku spotkał tam Ottona Frischa,
który akurat zdobył najnowsze tablice mas atomowych Mattaucha. W ten sposób Fred dysponował
równocześnie pomysłem, podbudową teoretyczną i danymi eksperymentalnymi, pozwalającymi obliczyć, co
stanie się z jądrami w warunkach równowagi statystycznej przy bardzo wysokich gęstościach i
temperaturach, jakie występują w gwiazdach, które mają właśnie wybuchnąć jako supernowe. Zaowocowało
to jego wspaniałą pracą o nukleosyntezie, opublikowaną w 1946 roku.
Skoro pierwiastki cięższe od węgla, azotu i tlenu mogą powstawać we wnętrzu gwiazd i przedostawać się
do środowiska międzygwiazdowego przez wybuchy supernowych, następny intuicyjny krok wydawał się
naturalny - procesy takie zachodzą we Wszechświecie w sposób ciągły, co stanowi klucz do alternatywnej
kosmologii. Można by w niej uniknąć tak trudnego do wyobrażenia powstania Wszechświata jako
jednorazowego wydarzenia, po którym następowałoby jedynie niezbyt ciekawe rozpraszanie powstałej ma-
terii w nieskończoność. W ten sposób Fred znalazł się pod ostrzałem krytyki, która miała towarzyszyć mu w
jego późniejszej karierze naukowej.
Wiele z przewidywań teoretycznych Freda, na które jego koledzy teoretycy zapatrywali się bardzo
sceptycznie, zostało potem w spektakularny sposób potwierdzonych przez doświadczalników. Przykładem
może być hipoteza o występowaniu poziomu wzbudzonego 7,65 MeV w jądrze węgla12, który
przyspieszałby oddziaływanie niestabilnego jądra berylu8 (złożonego z dwóch cząstek alfa) z trzecią cząstką
alfa. Gdyby nie ten poziom, powstawanie jądra atomu węgla przebiegałoby na tyle wolno, że zdążyłby on
prze reagować z kolejną cząstką alfa, tworząc tlen16, w wyniku czego obfitość węgla we Wszechświecie
byłaby o wiele niższa od tej, którą faktycznie obserwujemy.
Kiedy zasugerował to zespołowi jądrowych fizyków doświadczalnych z Caltech, spotkał się zrazu ze
sceptycyzmem - gdyby taki poziom istniał, dawno by go już wykryto. Fred obstawał jednak przy swoim, w
łagodny, acz stanowczy sposób, i ostatecznie udało mu się przekonać zespół, aby przeprowadzono nowy,
bardziej czuły eksperyment. Jak można się było spodziewać, rzeczywiście znaleziono wzbudzony poziom
węgla12 o energii 7,65 MeV!
Autobiografia mówi też o pozanaukowych wątkach składających się na życie Freda. Jednym jest życie
rodzinne; innym - zamiłowanie i talent do wspinaczek górskich. Opisy wspinaczek wielokrotnie pojawiają
się w tej książce. Inną pasją uczonego są zwierzęta. Całą książkę przepełnia specyficzne poczucie humoru
Freda. Zabawne i ciekawe anegdoty rozsiane są w niej niczym złote samorodki, wraz z licznymi wnikliwymi
spostrzeżeniami na temat kapryśnej natury („koników i bzików") astronomów. Rozdział 22: Ucieszne
historie, zawiera pikantną relację o perypetiach Teleskopu Izaaka Newtona (INT), który zaprojektowano w
1945 roku i po długiej budowie umiejscowiono ostatecznie na wysokości 100 metrów nad poziomem morza
na bagiennych terenach Pevensey Marshes. Ci, którzy są na tyle starzy, że mogli wysłuchać słynnego
wykładu o czasie byłego Astronoma Królewskiego Harolda Spencera-Jonesa, przeczytają z
zainteresowaniem relację Freda z tego wydarzenia, a całą historię INT ze szczerym rozbawieniem.
Opowieść o tym, ile trudu kosztowało Freda, by zdobyć fundusze, a następnie stworzyć i pomyślnie
poprowadzić Instytut Astronomii, odsłania zakulisowe rozgrywki w Cambridge. Fred nie przemilcza
nazwisk; szczegółowo opisuje rolę dwóch „szarych eminencji" oraz Rady Badań Naukowych w
5
982743362.005.png 982743362.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin