David Weber, Linda Evans - Multiwersum 02 -Wrota Piekieł. Księga druga.docx

(580 KB) Pobierz
„Nie ma mowy, żeby nie dać się ponieść,

„Nie ma mowy, żeby nie dać się ponieść,

rozerwać, a nawet oszołomić.

Prawdziwie wspaniała opowieść."

-„Booklist"

 

„...doskonała mieszanka wojskowości,

techniki ze sprawnie prowadzonym rozwojem postaci

i świetnie opanowanym ukazaniem ludzkich dramatów...

warte polecenia"

- WlLSIN LlBRARY BULLETIN


 

 

WROTA

PIEKIEŁ

KSIĘGA DRUGA

    DAVID WEBER

LINDA EVANS

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Sharon,

Ponieważ z nią u boku

Mogę stawić czoła całemu multiwersum.

Dla Davida i Aubrey,

którzy sprawiają, że się uśmiecham

I dla Boba

za jego nieustanną pomoc techniczną.

Bez niego nie użyłabym żadnego z Talentów.


 

DAVID WEBER - autor bestsellerowego cyklu książek o Honor Harrington, powieści In Fury Born i 1633 (z Erikiem Flintem) oraz wielu innych. We współpracy ze Steve'em White'em napisał Powstanie, Krucjatę i W martwym terenie oraz jeszcze jeden bestseller z listy New York Timesa Opcję Siwy, które to powieści osadzone zostały w realiach gry strategicznej Starfire. David Weber współpracował również z innymi autorami np. z Johnem Ringo, z którym stworzył cykl Imperium Człowieka

 

LINDA EVANS - autorka, wspólnie z Johnem Ringo napisała The Road to Damascus a z Robertem Asprinem cztery powieści z cyklu Time Scout dla wydawnictwa Baen. Z Asprinem współpracowała też przy niedawno wydanej książce For King and Country. Linda Evans jest ekspertem od uzbrojenia, zarówno współczesnego jak i dawnego, z której wiedzy korzysta szeroko tworząc SF. Jest także autorką powieści Far Edge of Darkness (wyd. Baen) i kilku nowel wydanych w popularnej serii wydawnictwa Baen - Bolo. Mieszka w Archer na Florydzie.


ROZDZIAŁ

PIERWSZY

 

 

Gdy jej ojciec zarządził przerwę w obradach, Andrin czuła już silny ból głowy. Nie opuściła swojego miejsca i pocierając zbolałe skronie przyglądała się służącym, którzy wnosili do komnaty Tajnej Rady kolejne przekąski. Mimo siły osobowości cesarza i zdolności organizacyjnych Shamira Taje, radcy zdołali do tej pory podjąć tylko kilka decyzji. Andrin miała jednak nadzieję, że to, co udało im się już ustalić było tym, co rzeczywiście najważniejsze, a poza tym, jej ojciec miał niewątpliwie rację, co do tego, że wszyscy potrzebują posiłku zanim rozpocznie się - niewątpliwie wielogodzinne - posiedzenie Konklawe.

Jedli więc siedząc przy inkrustowanym stole, przykrytym teraz troskliwie białym, świeżo wyprasowanym, lnianym obrusem. Nawet podczas obiadu omawiano najistotniejsze punkty i wątpliwości dotyczące kryzysu. Kiedy wszyscy już skończyli, służba niemal niezauważalnie uprzątnęła zastawę ze stołu i pojawiły się na nim kielichy wina, gorąca herbata, kawa z Nowej Farnalii i parujące kubki pochodzącego z tego samego regionu kakao, którym zawsze chętnie rozkoszowała się Andrin i kilku spośród radców. Lokaj dorzucił też węgla do kominka, za co księżniczka była szczególnie wdzięczna. Ciepło bijące prosto w jej plecy było równie przyjemne, jak rozgrzewająca moc kakao.

Przysłuchiwała się debacie i zdała sobie sprawę, że w istocie rozumie jedynie niewielką część z tego, o czym rozmawiali radcy. Szybko pojęła, że brakuje jej po prostu wiadomości o faktach i znajomości niektórych terminów, by mogła swobodnie śledzić dyskusję. Nie mogła niestety przerywać dorosłym i prosić co chwila o objaśnienia - okoliczności i presja czasu wykluczały to zupełnie. Z drugiej jednak strony wiedziała, że jeśli nie zapyta teraz, to potem nie będzie już pamiętała swych wątpliwości.

Zawahała się przez chwilę, po czym poprosiła służącą - dziewczynę starszą od niej najwyżej o jakieś trzy lata - o zeszyt i pióro, a także o kałamarz, który mógł się przydać w razie, gdyby zasechł tusz w wewnętrznym zbiorniczku pióra. Służąca wróciła bardzo szybko i Andrin gorąco jej podziękowała.

- Cała przyjemność po mojej stronie, wasza wysokość - wymamrotała dziewczyna prawie niedosłyszalnie i dygnęła głęboko - niemalże do samej podłogi. Podniosła oczy i na chwilę spojrzała na Andrin, po czym lękliwie utkwiła wzrok na powrót w posadzce.

- Bo ja... - powiedziała pospiesznie, bardzo prędko, zupełnie jakby odwagi miało starczyć jej jeszcze tylko na kilka zdań - od zawsze czekałam na okazję, by móc pani służyć. Jeśli będę kiedykolwiek mogła się jakoś przydać, znajdzie mnie księżniczka na zewnątrz. Wystarczy otworzyć drzwi i zawołać. Przyniosę pani, cokolwiek sobie pani zażyczy.

Wyprostowała się zadziwiająco wdzięcznie i wymknęła się z sali. Andrin popatrzyła za nią w szczerym zdumieniu i po chwili skupiła się ponownie na trwającej przy stole dyskusji. Sączyła kakao, słuchała i od czasu do czasu notowała w zeszycie nurtujące ją pytania i niejasne dla siebie pojęcia. Po jakimś czasie zegar oznajmił kurantem nadejście połowy godziny. Cesarz uciszył Radców i spojrzał na Alazon Yanamar.

Telepatka siedziała wyczekująco z zamkniętymi oczyma. Najwyraźniej Nasłuchiwała przekazu od dyrektora naczelnego Limany - czy raczej wiadomości, która miała dotrzeć do niej przez sieć Głosów, rozmieszczonych łańcuchem pomiędzy Tajvaną i komnatą Tajnej Rady. Organizacja podobnej transmisji na tak rozległych przestrzeniach zawsze stanowiła poważne wyzwanie, tym bardziej teraz, w zupełnie nadzwyczajnych okolicznościach. Koordynację i bezpieczeństwo komunikacji należało zapewnić pomiędzy siedzibą Zarządu Portali w Tajvanie, a każdą stolicą Sharony. Nawet ASG nie mogła umożliwić wszystkim przywódcom udziału w obradach w czasie rzeczywistym - telepaci nie mogli przecież przesyłać wiadomości przez portale. Andrin wiedziała jednak, że za każdym z nich, w każdym łańcuchu tranzytowym, ciągnęły się kolejne szeregi Głosów i Konklawe odbędzie się tak sprawnie, jak tylko będzie to możliwe.

Yanamar otworzyła wreszcie oczy. Tak nagle, że zaskoczona Andrin poczuła na plecach zimny dreszcz.

- Wasza cesarska wysokość - powiedziała telepatka głosem tak głębokim, dźwięcznym i pełnym subtelnych modulacji, że księżniczka pomyślała, iż oddałaby za taki wszystkie błyskotki ze swojej szkatułki z biżuterią - dyrektor naczelny Limana rozpoczął posiedzenie Konklawe. Główny Głos Zarządu Portali, Yaf Umani przekazuje mi to, co widzi i słyszy.

Ton jej głosu przeszedł nagłą transformację. Nie polegała ona wyłącznie na zmianie brzmienia - kolejne słowa Yanamar rozbrzmiewały już z innym rytmem i akcentem. Powtarzała słowa wypowiadane przez człowieka, znajdującego się ćwierć świata dalej. Samo to mogło spowodować zawrót głowy, ale bardziej jeszcze zdumiała Andrin trójwymiarowa projekcja, która nagle pojawiła się znikąd w drugim końcu komnaty. Obraz przedstawiał mężczyznę, stojącego na podwyższeniu w sali, której nigdy dotąd nie widziała. Obok niego - pomiędzy mówcą a radcami - siedzieli inni. Na ścianie za mówcą wisiała mapa nowo odkrytych portali. Stojący na podium człowiek patrzył wprost na Andrin i radców, choć nie mógł ich przecież widzieć.

Księżniczka od dawna już wiedziała, że telepaci potrafią odbierać i przesyłać szczegółowe obrazy tego, co działo się gdzie indziej. Wiedziała też, że zdolnością ukazywania tych obrazów nie-Głosom, mógł się poszczycić może jeden na dziesięć tysięcy Głosów. Mimo, że Andrin była arystokratką, to jak dotąd manifestację tego Talentu miała okazję oglądać tylko jeden, jedyny raz - wtedy, gdy sławny na cały wszechświat Projektor Falgayn Harwal odwiedził Cesarską Operę w Estafel. Na wspomnienie tego, jak Harwal wraz z tuzinem swoich specjalnie szkolonych Głosów-asystentów wypełnił całą salę projekcją występu chóru z Nowej Tajvany - ośmiu tysięcy śpiewaków - nadal przechodziły ją dreszcze.

Harwal jednak był wyjątkiem. Ludzie z Talentem równie silnym jak jego, rodzili się być może raz na dwieście lat i choć Andrin wiedziała, że istnieją inni podobnie uzdolnieni, to nigdy nie widziała prezentacji ich możliwości. A już na pewno nie z tak niewielkiej odległości i nie w tak nielicznym towarzystwie. Przestała się już zastanawiać, dlaczego to właśnie Alazon Yanamar została osobistym Głosem jej ojca. Ktoś, kto władał imperium zajmującym niemal cały kontynent i kilka wielkich wysp musiał korzystać z usług Głosu Utalentowanego tak bardzo jak ona.

Zastanowiła się, czy podobne umiejętności ma też Główny Głos Zarządu Portali i doszła do wniosku, że najprawdopodobniej tak.

Z zamyślenia wyrwał ją głos telepatki.

- Wielce szanowni przywódcy państw, władcy suwerennych narodów Sharony i wy członkowie rad, zarządów i senatów. Nazywam się Orem Limana i jestem dyrektorem naczelnym Zarządu Portali Trans-Temporalnych Sharony i ze swego miejsca dziękuję wam, za uczestnictwo w Konklawe. Czy możemy zacząć od sprawdzenia listy obecności uczestników obrad?

Słowa wypowiadane przez Yanamar nie do końca odpowiadały ruchom ust Limany, różnica nie była jednak zbyt duża. Andrin czuła się dziwnie nieswojo patrząc na niezwykłą projekcję i słysząc głos telepatki powtarzającej to, co - trzy tysiące mil dalej - mówił dyrektor.

Przeczytano prawie nie mającą końca listę nazwisk. Dyrektor Limana wymieniał w kolejności alfabetycznej nazwy poszczególnych państw i kolonii. Gdy mówił, Andrin patrzyła na mapę Sharony starając się dopasować w myślach nazwiska przywódców do odpowiednich miejsc. Po chwili dała sobie jednak spokój, wzięła do ręki pióro i sporządziła swoją pierwszą notatkę z Konklawe:

Nauczyć się na pamięć nazwisk wszystkich przywódców państw Sharony i gubernatorów kolonii - zastanowiła się i po chwili dopisała. - Zapamiętać także nazwiska ich następców, o ile państwa są monarchiami i drugich osób w państwie w przypadku krajów o innych ustrojach.

Kiedy zrozumiała jak poważne czeka ją wyzwanie prawie jęknęła.

Dyrektor uporał się z mozolnym zadaniem sprawdzenia, czy wszyscy zaproszeni słyszą przekaz i przeszedł do omówienia powodów zwołania Konklawe.

- Zacznę od przypomnienia obecnym, że wiadomość o ataku otrzymała klauzulę najwyższej tajności na mocy Karty Założycielskiej Zarządu Portali. Tak powinno pozostać przynajmniej do chwili, gdy rodziny zabitych, rannych czy pojmanych zostaną powiadomione o tym, co spotkało ich bliskich. Przedstawiciele Zarządu Portali w tej właśnie chwili są w drodze do rodzin każdego z członków napadniętego zespołu.

- Chciałbym też poprosić - ciągnął - o nieupublicznianie tej wiadomości do momentu, w którym Konklawe nie sformułuje planu, mającego zapewnić bezpieczeństwo obywatelom Sharony, znajdującym się w Łańcuchu Karys i jego najbliższych okolicach. Przekazując opinii publicznej informacje na temat ataku i naszych działań zaradczych, zminimalizujemy ryzyko ogólnoświatowej paniki. Mam nadzieję, że jesteśmy co do tego zgodni?

Ojciec Andrin skinął głową. Telepatka przekazała jego gest. Zanim dyrektor Zarządu Portali przemówił ponownie znów upłynęła dłuższa chwila.

- Dziękuję. Doceniam państwa postawę w tej kwestii. Odchrząknął. Była to dopiero pierwsza wyraźniejsza oznaka jego zdenerwowania. Andrin w duchu podziwiała zimną krew mężczyzny.

- A zatem - odezwał się znów Limana - musimy zająć się sprawą, dla której zwołałem Konklawe. Musimy wspólnie zapobiec kryzysowi. Zarząd będzie oczywiście w ten proces zaangażowany, ale jak państwo doskonale wiecie, Zarząd jest tylko ciałem organizacyjnym i nie dysponujemy możliwościami samodzielnego reagowania na tego rodzaju sytuacje. Z tą myślą pozwolę sobie rozpocząć od zaznajomienia was z moimi dotychczasowymi decyzjami. Potem poproszę was, szanowni członkowie Konklawe, o sugestie dotyczące działań, jakie waszym zdaniem powinniśmy podjąć do momentu zwołania drugiego Konklawe - które jak sądzę powinno odbyć się przy osobistym udziale nas wszystkich.

- Zanim ktokolwiek z państwa zaprotestuje, pragnę was zapewnić, że drugie Konklawe jest absolutnie niezbędne. Musimy wypracować trwałą strukturę władzy, która mogłaby efektywnie pokierować mobilizacją, organizacją i rozmieszczeniem zasobów cywilnych i militarnych Sharony. Tego typu zadania wymagają szeroko zakrojonych, pragmatycznych i elastycznie podejmowanych decyzji. O koniecznych, by to osiągnąć rozstrzygnięciach z pewnością nie uda się nam postanowić na spotkaniu takim jak dzisiejsze. Na miejsce posiedzenia następnego Konklawe, sugerowałbym Tajvanę. Tu znajduje się siedziba Zarządu Portali, a po drugie, właśnie to miasto było w przeszłości praktycznie stolicą świata. Co więcej - dysponujemy tu odpowiednią infrastrukturą, która umożliwi przeprowadzenie i zabezpieczenie podobnego zjazdu.

- Jeśli zgodzimy się wszyscy na Tajvanę, polecę swoim pracownikom skontaktować się z wami, w celu ustalenia daty. W ten sposób dopracujemy szczegóły i uzgodnimy terminarze. Zjazd mógłby się, jak sądzę, odbyć w dawnym Wielkim Pałacu Calirathów. Im szybciej, tym lepiej. Kiedy już to wszystko ustalimy, zajmiemy się kwestiami waszych podróży i resztą pomniejszych szczegółów. Tym z państwa, którzy mimo wszystko nie będą mogli stawić się osobiście, zapewnimy przekaz telepatyczny. Czy są jakieś sprzeciwy?

Ku zaskoczeniu Andrin nikt nie zaprotestował. Ojciec rzucił na nią okiem i - także zdziwiony - uniósł brew.

- Wydaje się, że miałaś rację Drin - szepnął do córki. - Pojedziemy do Tajvany.

Skinęła głową i potarła sobie ramiona. Próbowała pozbyć się drażniących ukłuć, które wciąż czuła pod rękawami sukienki.

Dostała gęsiej skórki. To, że jej Przebłysk sprawdził się tak dokładnie, nie tyle ją zaskoczyło, co raczej zaniepokoiło.

- Na wstępie poinformuję was o obszarach, w których najbardziej potrzebna jest Zarządowi pomoc - ciągnął dyrektor Limana - potem zaproszę państwa do dyskusji. Chciałbym, żebyście przedstawili propozycje, co do każdego z wymienionych przeze mnie punktów. Zarówno w trakcie mojego wprowadzenia jak i późniejszej dyskusji, proszę o spokój i zachowanie według zasad parlamentarnych. Inaczej Głosy mogą mieć kłopoty z trans misją.

- Jeśli zechcecie państwo zadawać pytania, lub podzielić się z wszystkimi swymi uwagami, pomysłami i rozwiązaniami - na te ostatnie mam szczególną nadzieję - proszę o przesyłanie ich do Yafa Umaniego, który jest Głównym Głosem Zarządu. On poinformuje mnie o kolejności, w jakiej nadeszły i dzięki temu zachowamy odpowiedni porządek wystąpień. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie, zwłaszcza, że nasze grono jest niezwykle liczne, lecz tym bardziej jeszcze unaocznia to konieczność spotkania osobistego. W chwili obecnej lepszym sposobem prowadzenia obrad po prostu nie dysponujemy. Czy wszystko jest jasne?

Ojciec Andrin skinął raz jeszcze. Oczy jego telepatki zaciągnęły się na chwilę mgłą - przesyłała odpowiedź do Tajvany.

- A zatem do dzieła - znów odezwał się Limana. - Zgodnie z zapowiedzią, zacznę od naszkicowania sytuacji i moich dotychczasowych decyzji. Mamy do czynienia z niejasnymi i niepokojącymi doniesieniami. Po pierwszej wiadomości o kontakcie otrzymaliśmy dwie następne. Nadeszły około dwóch godzin temu. Nie wolno nam zapominać o rozległych akwenach, które informacje muszą pokonywać w kilku wszechświatach dzielących siedzibę Zarządu od miejsca ataku. Szczerze mówiąc i tak jestem zaskoczony prędkością, z jaką dotarły do nas te kolejne przekazy.

- Pierwszą z nowych wiadomości był uzupełniający raport nadesłany przez kapitana Halifu. Jako dowódca naszego najbliższego fortu, tutaj w Nowej Uromathii - Limana wskazał na mapie niedawno nazwany wszechświat - wysłał na miejsce kontaktu ekspedycję ratunkową. Z powodu odkrycia w tamtej okolicy wielu nowych portali, zarówno siły Halifu jak i pozostałych dowódców fortów w rejonie, zostały ostatnio mocno przetrzebione. Do wykonania tej misji Halifu mógł więc wyznaczyć jedynie oddział kawalerii.

- Drugą informację przesłał nam - w tej samej chwili - kapitan chan Tesh - dowódca kolumny posiłkowej, która od jakiegoś czasu była już w drodze do fortu kapitana Halifu. Towarzyszy mu też młodszy kapitan Traygan, Głos Zarządu pozostający do dyspozycji Halifu. To on odebrał pierwszą wiadomość, gdy był tutaj, w Thermyn - Limana ponownie wskazał miejsce na mapie. - Chan Tesh poinformował, że zmierza do Halifu forsownym marszem, prowadząc tam kilka plutonów kawalerii, piechoty i artylerii. Więcej informacji na razie nie otrzymaliśmy i prawdopodobnie nie otrzymamy przez następnych parę dni.

Limana znów na moment umilkł, podniósł wzrok znad swych notatek i spojrzał w oczy zebranym w przestronnej sali ludziom.

- Jedynym, co w tej chwili wiemy na pewno jest fakt, że nasz zespół badawczy został zaatakowany, w wyniku czego, większość jego członków poniosła śmierć. Kapitanowie Halifu i chan Test działają jak mogą najszybciej w ramach swoich ograniczonych zasobów ludzkich, odległości i luk w systemie komunikacyjnym. Z ich raportów wynika, iż za swoje główne zadanie uważają odnalezienie i uratowanie, tych którzy ewentualnie przeżyli. Między wierszami w wiadomościach od obu oficerów można co prawda wyczytać targającą nimi wściekłość, lecz nie wydaje mi się, by którykolwiek z nich chciał wywołać otwarty konflikt zbrojny. Jednakże - tym razem dyrektor zrobił tylko krótką przerwę i powiódł oczyma po słuchaczach - jasne jest to, że nasi dowódcy mają - w razie potrzeby - zamiar użyć siły nie tylko w samoobronie, lecz także po to, by zmusić przeciwnika do uwolnienia ewentualnych jeńców. W tej chwili ponowny kontakt został prawie na pewno nawiązany, co oznacza, że jest o wiele za późno na wydanie im bezwzględnego zakazu użycia broni, nawet gdybyśmy tak postanowili. A szczerze przyznam, że osobiście nie wy dałbym takiego rozkazu.

Ostatnie zdanie Limana wypowiedział ponuro i oschle. Świetnie wyszkolony i pełen wyrazu Głos Alazon Yanamar oddał to doskonale. Andrin zauważyła przy tym, że co najmniej połowa siedzących obok Radców, pokiwała ze zrozumieniem głowami.

- Na nasze szczęście - mówił dalej Limana - kapitan Halitu dysponuje wykwalifikowanymi specjalistami: Nosem i Tropicielem, którzy przekażą nam swe analizy z miejsca ataku - odczekał chwilę i ciągnął - niemniej, do poznania prawdziwego losu wszystkich członków zespołu mogą jeszcze upłynąć tygodnie lub nawet miesiące.

- Tymczasem, nie wolno nam zapominać o powadze wyzwania, które stanęło przed Halifu i chan Teshem. Wszystkie dane wskazują na to, iż ostatnim odkryciem zespołu było całe skupisko portali, z których wszystkie leżą bardzo blisko siebie. Niestety nie mamy żadnej możliwości sprawdzenia, który portal - lub które portale - zostały wcześniej zajęte przez naszych przeciwników. Co więcej - ten portal wejściowy - Limana wskazał na mapie kółko, oznaczające nienazwany jeszcze wszechświat, z którego odchodziło sześć kresek ze znakami zapytania, symbolizującymi linie tranzytowe - jest bardzo duży. Według danych dostarczonych nam przez Chalgyn, jego średnica wynosi trzydzieści siedem mil.

Słysząc to Andrin aż się zachłysnęła. Portal nie był „bardzo duży" - był ogromny!

- Do obrony portalu tej wielkości, potrzebowalibyśmy sił wielokrotnie większych od tych, którymi dysponują Halifu i chan Tesh - ciągnął nachmurzony Limana. - Na mocy własnych pełnomocnictw wysłałem już polecenie wzmocnienia ich jednostek znajdującymi się najbliżej oddziałami SZZP, wszystko wskazuje jednak na to, iż będzie to dodatkowo jedynie kilka batalionów. W chwili obecnej nie dysponujemy tam ilością wojska konieczną do obrony frontu o długości siedemdziesięciu czterech mil.

- Co gorsza brak linii kolejowych w rejonie oznacza, że nasze wojska po dotarciu w rejon kontaktu będą przemieszczać się bardzo powoli. Rozmawiałem już o tym z Gahlreenem Thaymishem z KTT i nakazałem podwoić wysiłki w celu jak najszybszego przedłużenia linii. Uruchomiłem odpowiednie procedury kryzysowe i w tym momencie KTT znajdują się pod bezpośrednim kierownictwem Zarządu Portali. Dyrektor Thaymish wysłał już dyspozycje by wszystkie dostępne ekipy konstrukcyjne Kolei Trans-Temporalnych podjęły natychmiast prace w Łańcuchu Hayth. Zarówno jednak materiały do budowy torów, jak i ludzie dotrą na miejsce dopiero za kilka tygodni.

Limana zamilkł i pokręcił powoli głową.

- Jestem pewien, że wszyscy państwo dzielicie ze mną nadzieję, iż ten tragiczny w skutkach i brutalny atak, nie doprowadzi do otwartej wojny z obcą trans-wszechświatową cywilizacją o nieznanej sile i możliwościach. Nie wolno nam niestety zakładać podobnie optymistycznego wariantu. Regimentarz Namir Velvelig, dowódca Fortu Raylthar, strzeże portalu wyjściowego w Failcham - Limana wskazał wszechświat na mapie - i jest to najbliższy miejscu kontaktu, należycie obsadzony załogą fort, choć i tam, w związku z nagłym poszerzeniem łańcucha, występują pewne braki osobowe. Jak państwo widzicie Fort Raylthar znajduje się o dwa wszechświaty i osiemset mil od miejsca, w którym zaatakowano nasz zespół. Regimentarz ze swojej strony także wysłał już posiłki i...

Głos dyrektora rozpłynął się w chaosie strachu i przerażenia, który rozpętał się nagle w sercu Andrin. Zesztywniała na krześle i wstrzymała oddech. Regimentarz Velvelig był przecież dowódcą Janakiego, a ona nagle Zobaczyła, jak coś strasznego - bezkształtnego, czarnego i groźnego - dzieje się z jego żołnierzami. Wszędzie dokoła Widziała płomienie, słyszała ludzkie krzyki, huk wystrzałów, uderzenia lśniących błyskawic i coś niesamowitego spadającego na nich z powietrza, a potem...

Andrin wyszczerzyła zęby, warcząc z wściekłości i strachu. Coś chwyciło ją w swe szpony i trzęsło całym jej ciałem. Jęknęła i uderzyła obiema pięściami przed siebie w daremnej próbie odparcia ataku. Wtedy ktoś chwycił ją naprawdę. Czyjeś dłonie złapały jej przedramiona - delikatnie, lecz stanowczo. Unieruchomiono ją, wyciągnięto jej ręce wzdłuż ciała. Mężczyźni trzymali ją mocno aż odzyskała władzę nad swym wzrokiem.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin