Nalini Singh - PSI I ZMIENNOKSZTAŁTNI - (3) W Objęciach Lodu.txt

(590 KB) Pobierz
Singh Nalini
Psi i Zmiennoksztaltni 03
W objeciach lodu
Judd Lauren jako Strzala, oficer w elitarnych oddzialach
Rady Psi, byl zmuszony robic straszne rzeczy w imie dobra
swojej rasy. Teraz jest uciekinierem z Sieci, a jego mroczne
talenty czynia z niego najbardziej niebezpiecznego z
zabojcow – zimnego, bezlitosnego, pozbawionego uczuc.
Dopoki nie spotka Brenny…
Brenna Shane Kincaid byla niewinna dziewczyna, zanim
zostala porwana przez seryjnego morderce, ktory pogwalcil
jej umysl. Zlo porywacza przeniknelo ja tak gleboko, ze boi
sie, ze sama zostanie morderczynia. I wtedy pojawia sie
pierwsze martwe cialo, ofiara tak bardzo jej znajomego
szalenstwa. Jedyna nadzieja Brenny jest Judd, jednak jej
uczuciowa natura zmiennoksztaltnej buntuje sie przeciw
nieludzkiemu zimnu jego osobowosci, mimo ze miedzy nimi
wybucha pozadanie. Ich namietnosc, szokujaca i pierwotna,
naraza na niebezpieczenstwo nie tylko ich serca, lecz takze
zycie.
STRZALY
Na samym poczatku traktowano merkuryzm jako kult. Psi
smiali sie, slyszac zapewnienia Catherine i Arifa Adelajow, ze
potrafia uwolnic swoja rase od obledu i morderczej furii.
Bycie Psi oznaczalo balansowanie na krawedzi szalenstwa.
Akceptowano to. Nie bylo na to lekarstwa.
Ale potem merkurianie przedstawili dwoje uczniow
wyedukowanych we wczesnej wersji protokolu Ciszy - byli to
blizniacy Adelajow. Tendaji i Naeem Adelaja byli zimni jak lod i
nie bylo w nich sladu szalenstwa. Niestety, ten eksperyment sie
nie powiodl. Mroczne emocje uderzyly w blizniakow jak
niespodziewana lawina i szesnascie lat po tym, jak zostali
ogloszeni heroldami nowej przyszlosci, popelnili samobojstwo.
Silniejszy z nich, Tendaji, zabil Naeema, a potem siebie. Nikt nie
mial jednak watpliwosci, ze byla to ich wspolna decyzja.
Pozostawili list.
Jestesmy bluznierstwem, plaga, ktora zniszczy nasz lud od
wewnatrz. Cisza nigdy nie powinna zaistniec, nigdy nie moze
zinfiltrowac sieci Psi. Wybaczcie nam.
Ich slow nikt nie uslyszal, nikt nie zrozumial ich przerazenia.
Ciala zostaly znalezione przez akolitow merkurian i pochowane
w tajemnicy, a spoleczenstwu powiedziano, ze to byl wypadek.
W tym bowiem czasie merkurianie trenowali juz drugie
pokolenie ulepszonymi technikami, doskonalili narzedzia, za
ktorych pomoca usuwali niepozadane emocje z serca i szalenstwo
z duszy. Najwazniejsza zmiana jednak byla najmniej widoczna -
tym razem mieli ostrozne poparcie przywodcow ich ludu, Rady
Psi.
Mimo to potrzebowali takze innego wsparcia, dzieki ktoremu
mogliby wylapac wszystkie pomylki i bledy, zanim wiesc o nich
dotarlaby do spoleczenstwa i... wciaz sceptycznej Rady. Jesli
radni dowiedzieliby sie o kolejnych przypadkach smiertelnych,
wycofaliby sie. A Adelajowie nie mogli scierpiec mysli, ze ich
wizja zostanie wyrzucona na smietnik historii. Bo chociaz smierc
blizniakow nimi wstrzasnela, Catherine i Arif nigdy nie przestali
wierzyc w Cisze. Ani oni, ani ich najstarszy syn Zaid.
Zaid byl kardynalnym telepata z niezwyklymi zdolnosciami
walki mentalnej. On takze przeszedl trening Ciszy - lecz dopiero
jako nastolatek, a nie dziecko. Mimo to wciaz wierzyl. Protokol
dal mu spokoj, uwolnil od demonow umyslu, wiec chcial
wszystkich obdarzyc
tym szczesciem, uciszyc cierpienie swoich ludzi. Zaczal wiec
usuwac pomylki, likwidowac tych, ktorzy zalamali sie podczas
eksperymentalnych wersji Ciszy, grzebiac ich zycia tak
skutecznie, jak grzebal ich ciala.
Catherine nazwala go jej walczaca strzala.
Wkrotce Zaid zebral podobnych sobie, ktorzy takze wierzyli.
Byli samotnikami, niewidocznymi cieniami ciemniejszymi niz
mrok. Ich jedynym celem bylo zlikwidowanie wszystkiego, co
mogloby zagrozic urzeczywistnieniu sie najwiekszego marzenia
Catherine i Arifa.
Czas mijal. Plynely lata. Dekady. Zaid Adelaja zniknal juz z
powierzchni ziemi, ale pochodnia strzal wciaz byla
przekazywana z rak do rak... Az w koncu nie pozostal ani jeden
merkurianin, a od dawna juz niezyjacych Adelajow uznano za
wizjonerow.
Protokol Ciszy zostal przyjety w 1979 roku. Glosowanie Rady
bylo anonimowe, spoleczenstwo podzielone, ale wiekszosc
zwyciezyla. Psi zabijali sie nawzajem z wsciekloscia i
okrucienstwem obcym innym rasom. Cisza jawila sie im jako ich
jedyna nadzieja, jedyny sposob na przywrocenie trwalego
spokoju. Ale czy poszliby w tym kierunku, gdyby przeczytali
ostatnie slowa Tendaji i Naeema? Nie ma nikogo, kto moglby
odpowiedziec na to pytanie.
Tak jak nikt nie moze wyjasnic, dlaczego protokol, ktory mial
przyniesc ludziom spokoj, stal sie zrodlem najzimniejszej,
najbardziej niebezpiecznej formy przemocy - plotek
rozsiewanych przez karmione strachem umysly ogarniete Cisza o
Brygadzie Strzal utworzonej podczas
procesu implementacji. Mowiono, ze ci, ktorzy zbyt glosno
protestowali, mieli w zwyczaju po cichu znikac.
Teraz, w ostatnich miesiacach 2079 roku strzaly sa mitem,
legenda, obiektem niekonczacych sie debat w sieci Psi.
Przeciwnicy ich istnienia uwazaja, ze Rada dzialajaca w epoce
Ciszy jest tworem doskonalym i nigdy nie stworzylaby tajnego
oddzialu do likwidacji wrogow. Ale byli i tacy, ktorzy mysleli
inaczej. Ci widzieli slady przemykajacych przez siec mrocznych,
wojowniczych umyslow, czuli zimny dotyk ich psychicznych
ostrzy. Ale oczywiscie nie mogli o tym mowic. Ci, ktorzy
spotkali sie z Brygada Strzal, rzadko zyli na tyle dlugo, by o tym
opowiedziec.
Same strzaly nie sluchaly plotek, nie uwazaly sie za oddzialy
smierci. Byly wierne swojemu ojcu zalozycielowi, lojalne
wylacznie wobec protokolu Ciszy i ich jedynym celem bylo jego
utrzymanie.
Czasami egzekucje byly po prostu nie do unikniecia.
ROZDZIAL 1
Piesc wbila sie w policzek Judda. Skupiony na tym, by
wyeliminowac przeciwnika z pola walki, ledwie to zauwazyl,
jako ze jego piesc wlasnie biegla do celu. Tai w ostatniej
sekundzie probowal uniknac ciosu, ale bylo juz za pozno -
szczeki mlodego wilka zamknely sie z trzaskiem swiadczacym o
tym, ze w ich srodku nastapilo uszkodzenie.
Ale jeszcze nie padl. Szczerzac zeby zaczerwienione od krwi
sciekajacej z rozciecia na gornej wardze, rzucil sie na Judda,
chcac swym ciezarem wbic przeciwnika w kamienna sciane za
nimi. Ale to Tai walnal plecami o skale. Otworzyl szeroko usta,
kiedy uderzenie wypchnelo z jego pluc cale powietrze. Judd
zlapal mezczyzne za gardlo. - Moglbym z latwoscia cie zabic -
powiedzial, zaciskajac chwyt, az Tai zaczal sie dusic. - Czy
chcesz umrzec? - zapytal spokojnie, regularnie oddychajac.
Jego stoicki spokoj nie mial nic wspolnego z uczuciami, gdyz
w przeciwienstwie do zmiennoksztaltnego Judd Lauren nie mial
uczuc.
Tai probowal zaklac, ale z jego wykrzywionych ust wydobylo
sie jedynie niezrozumiale rzezenie. Malo zorientowany
obserwator moglby uznac, ze Judd wlasnie zdobyl przewage, ale
on sam nie zamierzal popelnic tego bledu i opuscic gardy. Dopoki
sam nie oglosi swojej porazki, dopoty bedzie niebezpieczny. Co
udowodnil w nastepnej sekundzie, wykorzystujac umiejetnosc do
czesciowej przemiany - uderzyl w gore dlonmi ozdobionymi
wilczymi pazurami.
Ostre pazury bez problemu przeciely sztuczna skore kurtki i
cialo, ale Judd nie dal chlopcu szansy na wyrzadzenie mu
powazniejszej krzywdy. Nacisnal odpowiedni punkt na szyi Taia,
pozbawil go przytomnosci i dopiero wtedy zwolnil chwyt.
Chlopak osunal sie na ziemie w pozycji siedzacej, z glowa
zwieszona na piersi.
- Nie powinienes uzywac mocy Psi - od drzwi dobiegl go
lekko ochryply kobiecy glos.
Nie musial sie odwracac, by rozpoznac jego wlascicielke, ale i
tak to zrobil. W harmonijnej twarzy ozdobionej czupryna
niestarannie przycietych blond wlosow blyszczaly niezwykle
brazowe oczy. Kiedys te oczy byly normalne, a wlosy dluzsze,
ale potem Brenna zostala porwana. Przez zabojce. Przez Psi.
- Nie musze ich uzywac, by poradzic sobie z chlopcem.
Brenna podeszla do niego. Czubek jej glowy ledwie siegal mu
piersi. Nigdy wczesniej nie zdawal sobie sprawy, ze jest tak
drobna, zanim nie zobaczyl jej po
tym, jak ja uratowali. Lezala na lozku, niemal nie oddychajac.
Jej energia zyciowa skupila sie w kulke tak ciasna, ze nie byl
pewien, czy ona wciaz zyje. Lecz wzrost dziewczyny nie mial
zadnego znaczenia. Szybko sie przekonal, ze Brenna Shane
Kincaid posiada wole twardsza od zelaza.
- To twoja czwarta walka w tym tygodniu. - Uniosla reke, a on
z trudem powstrzymal sie, by sie nie cofnac.
Dotyk byl specjalnoscia zmiennoksztaltnych. Wilki dotykaly
sie nieustannie i odruchowo. Dla Psi dotyk byl obcy - mogl
doprowadzic do naglej i niebezpiecznej utraty kontroli. Lecz
Brenne zniszczylo zlo zrodzone przez jego rase. Jesli wiec
potrzebuje dotyku, dostanie go.
Zar musniecia na policzku.
- Bedziesz mial siniaka. Pozwol mi cos na to zaradzic.
- Dlaczego nie jestes z Sascha? - Jeszcze jeden renegat Psi, ale
uzdrowicielka, nie zabojca. To Judd mial krew na rekach. -
Myslalem, ze o osmej wieczorem macie sesje terapeutyczna. -
Teraz bylo piec po osmej.
Przesuwajace sie po policzku palce opadly na szczeke i
zatrzymaly sie na niej dluzej, zanim cofnely sie na dobre. Uniosla
powieki z dlugimi rzesami, ukazujac zmienione oczy - staly sie
takie piec dni po akcji ratowniczej. Niegdys ciemnobrazowe,
teraz byly mieszanka barw, jakiej nigdy wczesniej nie widzial u
zadnej rozumnej istoty - zmiennego, czlowieka czy Psi. Zrenice
Brenny byly czarne, ale te krople nocy
otaczaly rozbryzgi lodowatego blekitu, zywe i ostre, ktore
wrzynaly sie w ciemny braz teczowek. Oczy Brenny wygladaly,
jakby ktos je roztrzaskal.
- To juz koniec - powiedziala. -Co?
Zignorowal cichy jek Taia. Chlopak nie byl grozny. Judd
pozwolil sie uderzyc tylko dlatego, ze rozumial zasady rzadzace
spolecznoscia wilkow. Zostac pobitym w walce nie bylo
powodem do chwaly, ale gorsza od tego byla przegrana bez
stawiania duzego oporu.
U...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin