Roman Jonasz - Byłem księdzem - Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce.pdf

(1097 KB) Pobierz
BYŁEM KSIĘDZEM"
„PRAWDZIWE OBLICZE KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO W POLSCE"
Roman Jonasz
ISBN 83-909042-0-9
Wydawnictwo Glass-Plast
Andrespol
Wydanie III
Łódź 1998
997525857.001.png
Wszystkim skrzywdzonym i zgorszonym przez Kościół i ludzi Kościoła
Roman Jonasz - pseudonim literacki - absolwent Wyższego Seminarium Duchownego w
Łodzi, magister prawa kanonicznego. Opuścił stan duchowny w 1996 roku. Członek
nieformalnego Ruchu Odnowy Kościoła Katolickiego w Polsce.
Wszystkie wydarzenia opisane w tej książce są prawdziwe, choć niektórym mogą
wydawać się szokujące i niewiarygodne. Moje własne przeżycia i opinie uzupełniam
relacjami naocznych świadków oraz ich komentarzami. Wiem jednak, jak długie ręce
mają hierarchowie Kościoła. Stąd też niektóre z ich nazwisk (w tym moje własne) zostały
zmienione.
Autor
SPIS TREŚCI
Od Autora ...............................................................................................................9
I. Moja droga do kapłaństwa ...............................................................................11
II. Wyższe Seminarium Duchowne we Włocławku ..............................................17
III. Wyższe Seminarium Duchowne w Łodzi .......................................................56
IV. Święcenia i pierwsze kroki w kapłaństwie .....................................................73
V. Pierwsza parafia - zderzenie z rzeczywistością ................................................78
VI. Kapłański business w Aleksandrowie ...........................................................100
VII. Ozorków: trudna decyzja-dlaczego odszedłem?..........................................119
VIII. Konieczność zmian w Owczarni Chrystusa ...............................................127
2
„Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie
prawdę, a prawda was wyzwoli".
J.8, 31-32 Jezus Chrystus
Od Autora
W Polsce żyje i pracuje ponad 30 tysięcy księży. Ta armia dorosłych, wykształconych
mężczyzn, ćwiczona przez sześć lat w seminariach duchownych, tworzy hierarchiczną-
organizacyjną strukturę Kościoła Katolickiego w Polsce. Od kapłanów będących w
służbie Kościoła wymaga się bezwzględnego i ślepego posłuszeństwa wobec
przełożonych - proboszczów, biskupów, kardynałów, a przede wszystkim wobec papieża,
który posiada władzę absolutną. Władzy tej nie można porównać z żadnym innym
ludzkim panowaniem - wykracza ona bowiem poza świat stworzony(1). Papież w
doktrynie Kościoła Katolickiego jest nieomylny, gdy wypowiada się w sprawach
dotyczących wiary i moralności. Przez niego i biskupów działa ponadto Duch Święty, a
każdy z biskupów jest „alter Christus", tzn. zastępuje wiernym samego Chrystusa.
Powyższe tezy określane przez Kościół jako dogmaty wiary (pewne, nie podlegające
dyskusji), nawet wśród ludzi niewierzących rodzą postawy zażenowania, a nawet strachu
przed czymś tajemniczym, niewidzialnym. Któż oprze się władzy danej z Wysoka! Nawet
wysocy rangą mężowie stanu chylą głowy przed piuską i pastorałem. Nasuwa się tu
porównanie do szczepu Indian, którym przewodzi wódz, ale faktyczną władzę dzierży
czarownik.
Biskupi, którzy mówią o sobie, iż są „sługami" na czele z papieżem, będącym „sługą
sług" - w rzeczywistości podzielili pomiędzy siebie cały świat i ciągle naginają go do
wizji Kościoła, powołując się przy tym na autorytet samego Boga. Czy jednak nie
nadużywają tego autorytetu zbyt często? Na ile ich rząd dusz jest błogosławiony, a na ile
potępiany przez Tego, na którego się powołują? Jak daleko dzisiejsi hierarchowie
Kościoła odeszli od ideałów kapłaństwa służebnego? Czy mają prawo nakładać na ludzi
„ciężary nie do uniesienia", sami nie ruszywszy ich palcem?(2)
(1) Patrz Mt 16, 17-19.
(2) Patrz MT 23, 3-5.
Podobnie jak generałowie posługują się żołnierzami, tak biskupi kierują księżmi -
3
proboszczami i wikariuszami tworząc - przez sieć parafii - własne państwo w państwie.
Jeden z wiejskich proboszczów powiedział kiedyś do mnie - ,,Jak myślisz: kto rządzi w
tej dziurze? Ten, kto ma największą chatę" - tu wskazał na Kościół parafialny i
przylegającą doń plebanię.
Książka, którą wziąłeś do rąk, to historia młodego człowieka, który był jednym z tysięcy
polskich kapłanów. Wszedł do innego świata i po trzech latach postanowił go opuścić. Co
go do tego skłoniło? Dlaczego zdecydował się głośno o tym mówić?
JA JESTEM TYM CZŁOWIEKIEM!
Obecnie mężem i ojcem, głową rodziny. Minął już rok od opuszczenia przeze mnie
kapłańskich szeregów, a ja coraz bardziej utwierdzam się w swojej decyzji. Co więcej,
zdecydowałem się dać świadectwo prawdzie, bo tylko ona może wyzwolić człowieka tak,
jak wyzwoliła mnie. Niewielu z kapłanów, którzy rezygnują, decyduje się publicznie
mówić o motywach swojej decyzji. Obawiają się potępienia ze strony hierarchii i
większości wiernych. Ta książka, to pierwsze tego typu świadectwo w skali naszego
kraju. Jako autor tak nowatorskiej pozycji, nie jestem wolny od obaw co do jej przyjęcia.
Uważam jednak, że prawda, choćby najgorsza, lepsza jest od najbardziej
zakamuflowanego kłamstwa. Miliony katolików w Polsce są nieświadome tego, co dzieje
się - za ich pieniądze - za murami plebanii, seminariów i pałaców biskupich. Ci ludzie
mają prawo wiedzieć, ponieważ to oni są prawdziwym Kościołem - „ludem wybranym,
narodem świętym", a nie ciemną masą u progu trzeciego tysiąclecia.
Moim celem nie jest wkładanie kija w mrowisko. Jestem daleki od jakiejkolwiek formy
odwetu czy nienawiści. Nie pragnę jątrzyć, wzywać do rewolucji, potępiać. Słabości ludzi
Kościoła, które opisuję, są udziałem każdego człowieka. Nikt też nie jest wolny od
błędów, pomyłek i upadków. Ale jeśli choroba zaatakuje cały, zdrowy organizm, który
został powołany do czynienia dobra i służenia wszystkim ludziom, to trzeba z nią
walczyć, a żeby walczyć trzeba wpierw ją poznać. Misja Kościoła jest zbyt ważna, aby
jego dzieci były obojętne na to, co się w nim dzieje i jak spełnia on swoją posługę.
Moja książka spełni swoje zadanie jeśli skłoni do refleksji ludzi dobrej woli, którym na
sercu leży dobro Kościoła Katolickiego w Polsce i na świecie. Wokół mnie skupiło się
wielu takich ludzi. Są wśród nich byli i aktualnie pracujący księża oraz światli katolicy
świeccy. Chcemy mówić głośno - nie o wadach ludzkich - ale o wadach systemu; po to,
4
aby Owczarnia Jezusa Chrystusa mogła wejść oczyszczona w trzecie tysiąclecie
Chrześcijaństwa. Trzeba nam wszystkim - całemu Kościołowi - powrócić do źródeł,
korzeni naszej wiary. Chcemy, aby ona naprawdę przemieniała nasze życie; nadawała mu
sens i czyniła je piękniejszym. Chcemy trwać w nauce Jezusa, być Jego wiernymi
uczniami i poznać prawdę, a prawda nas wyzwoli(3).
(3) Por. J.8, 31-32.
ROZDZIAŁ I
Moja droga do kapłaństwa
Urodziłem się w rodzinie na wskroś katolickiej, wręcz purytańskiej. Od kiedy sięgnę
pamięcią, życie mojej rodziny było przeniknięte wiarą i przeplatane praktykami
religijnymi. Wyczuwając panującą w domu atmosferę, już jako dziecko starałem się
zaskarbić sobie uczucia i łaski rodziców - czynnie uczestnicząc w życiu naszej parafii.
Zaczęło się od czytania z lekcjonarza na Mszy Pierwszo-komunijnej. Po tygodniu od tego
debiutu, byłem już ministrantem i stałym lektorem. Służenie do Mszy Świętej stało się
pasją mojego młodego życia. Pamiętam, jak w wieku 8 - 9 lat biegałem przez śnieżne
zaspy czy kałuże błota do Kościoła na poranną Mszę, często gdy było jeszcze ciemno.
Gdybym tego samego dnia opuścił nabożeństwo wieczorne, na pewno nie zmrużyłbym
oka do rana. Konkursy biblijne, wycieczki ministranckie z księdzem opiekunem były
wtedy moją największą radością.
W czasie jednej z takich wycieczek do katedry i Seminarium Duchownego we
Włocławku, doznałem przedziwnego uczucia. Kiedy wraz z grupą naszych chłopców
wszedłem do seminarium, a chwilę później do zatłoczonej klerykami jadłodajni -
stanąłem jak wryty. Opanowało mnie przeświadczenie, że kiedyś będę siedział przy
którymś z tych stołów: jadł, rozmawiał, śmiał się, a za chwilę wstanę i pójdę na modlitwy
i do swojego pokoju. To przeświadczenie, iż będę kiedyś jednym z tych, na których wtedy
patrzyłem, zawładnęło moją młodzieńczą wyobraźnią. Teraz, po latach, odczytuję to
zdarzenie jako moment mojego powołania.
Ja i cała moja rodzina otaczaliśmy nabożnym szacunkiem wszystkich księży. Dla mnie
osobiście byli to nadludzie - nieomylni i wspaniali pod każdym względem. To byli ludzie
nie z tego świata. Coroczna kolęda w naszym domu była długo oczekiwanym świętem.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin