Tunele - 5 część.pdf

(1257 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Roderick Gordon, Brian Williams
Tunele spirala
Od wydawnictwa Chicken House
Zgoda. To jest naprawdę przerażające. Gdy dostałem rękopis tej książki, nie byłem pewien, czy fani
serii „Tunele" są gotowi poznać mroczną tajemnicę Styksów. Jednak kiedy Rod wybuchł dość -
mówiąc szczerze -obłąkańczym śmiechem, zrozumiałem, że zrobi wszystko, żeby oddać w ich ręce
najbardziej pasjonującą książkę tej fantastycznej serii. Mogę więc tylko powiedzieć: uważajcie, będzie
się działo!
Bariy Cunningham Wydawca
przekład Janusz Ochab
Original English language edition first published in Great Britain in 2011
under the title SPIRAL by The Chicken House, 2 Palmer Street, Frome,
Somerset, BA11 IDS, United Kingdom
Text © Roderick Gordon, 2011
Cover illustration © David Wyatt, 2011
Inside illustrations: Humvee, Pylons, Chinook, Geiger Counter, Lizard Boy, Thermonuclear Device,
Booster Rocket, chapter headres and paragraph spacer © Roderick Gordon; Sweeney, Drake and
Eddie, Rebecca Twins and Captain Franz, BT Tower, Old Styx © Kirill Barybin Cover design by Steve
Wells
All character and place names used in this book, whether in their original or translated forms, are ©
Roderick Gordon or © Roderick Gordon/Brian Williams. All rights reserved
Wydane po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii w 2011 roku przez: The Chicken House, 2 Palmer Street,
Frome, Somerset, BAI 1 1DS Tekst © Roderick Gordon, 2011 Ilustracja na okładce © David Watt,
2011
Ilustracje w książce: samochód terenowy, słupy wysokiego napięcia, śmigłowiec Chinook, licznik
Geigera, larwa Wojownika, bomba atomowa, silnik odrzutowy, ilustracje w nagłówkach rozdziałów i
separatory tekstu © Roderick Gordon; Sweeney, Drakę i Eddie, Rebeki i kapitan Franz, wieża BT, Stary
Styks © Kirill Barybin Projekt okładki: Steve Wells
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo WILGA S.A., Warszawa 2012
Przekład Janusz Ochab Redakcja Tomasz Karpowicz
Korekta Anna Wieczorek, Danuta Kownacka, Magdalena Bandurska Skład Wojciech Posłuszny
Wydanie pierwsze. Warszawa 2012 Wydawnictwo WILGA S.A. ul. Rozbrat 6 lok.17, 00-451 Warszawa
teł. 22 826 08 82, faks 22 380 18 01 e-mail: wilga@wilga.com.pl www.wilga.com.pl
ISBN dla oprawy twardej: 978-83-259-0449-4 ISBN dla oprawy miękkiej: 978-83-259-0450-0
Wydrukowano w Polsce
Książkę wydrukowano na papierze Ecco Book Cream 70 g/m2, wol. 2.0 dostarczonym przez Map
Polska Sp. z o.o.
map
www.mappolska.pl Infolinia 0801 687 200
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część tej publikacji nie może być powielana, przekazywana
lub wykorzystywana w jakiejkolwiek formie bez uprzedniej zgody Wydawcy.
Marznąca mgła w połowie listopada i droga w dół, smagana zimnym deszczem, szkoda, że nie jest
trochę prostsza, ale nie panikujmy jeszcze, nie panikujmy jeszcze.
Fragment piosenki „Let's panic later" zespołu Wire, z albumu „154" (1979)
Jest taki punkt, w którym nie ma już żadnego punktu w którym.
„Księga Proliferacji", XVwiek, przekład z oryginału rumuńskiego
CZĘŚĆ PIERWSZA
FAZA
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
BUM!
Jeżeliby nie liczyć hałasu i dojmującego strachu przed zranieniem, najbardziej przerażającym
następstwem eksplozji okazuje się ta milisekunda, w której cały świat rozpada się na drobne kawałki.
Wydaje się, że nawet tkanka czasu i przestrzeni zostaje rozerwana na strzępy, a człowiek spada na jej
drugą stronę i nie ma przy tym pojęcia, co go tam czeka.
Kiedy pułkownik Bismarck odzyskał świadomość, leżał na marmurowej podłodze. Przez chwilę nie
mógł się poruszyć, jakby zabraniało mu tego jego własne ciało. Jakby to ono wiedziało lepiej, co
powinien robić.
Pułkownik leżał więc w bezruchu, otoczony głuchą ciszą. Nie próbował zmagać się ze swoją słabością.
Nie czuł strachu ani niepokoju. Wpatrywał się w popękany sufit, pod którym kołysały się leniwie
śnieżnobiałe kawałki gipsu. Nie mógł oderwać od nich wzroku, urzeczony tym powolnym ruchem - do
przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu - jakby tam, w górze, wiał łagodny, ciepły wiatr. Jeszcze bardziej
fascynujący wydał mu się widok lecących w dół odłamków, które odrywały się od sufitu i opadały w
zwolnionym tempie na podłogę wokół niego.
TUNELE. SPIRALA
Powoli zaczynał odzyskiwać słuch. Dotarł do niego stłumiony dźwięk, przypominający stukanie
dzięcioła.
- Vater1 - wyszeptał Bismarck, gdy naszło go wspomnienie łowieckich wypraw do dżungli
wokół Nowej Germanii, na które udawał się z ojcem. Czasami spędzali w dziczy nawet tydzień; spali
wtedy w namiocie i razem polowali na egzotyczne zwierzęta.
To była miła, krzepiąca podróż do świata wspomnień. Pułkownik, otoczony stertami gruzów,
westchnął cicho, jakby był wolny od wszelkich trosk. Znów usłyszał terkotli-wy dźwięk, nadal
przytłumiony i odległy. Nie skojarzył go z odgłosem wystrzałów z broni maszynowej.
Potem budynkiem banku wstrząsnęła kolejna bardzo silna eksplozja.
Bismarck zamknął oczy, oślepiony nagłym rozbłyskiem światła, równie jasnym, jak słońce w jego
świecie, w środku Ziemi. Fala rozgrzanego powietrza przepłynęła tuż nad mężczyzną i na moment
pozbawiła go tchu.
-
Was ist...?2 - zachłysnął się bezgłośnie żołnierz.
Wciąż leżał na plecach, z rękami i nogami rozrzuconymi
na boki, kiedy drobiny szkła przeleciały przez salę niczym grad i opadły wokół niego, na
wypolerowany marmur. Zrozumiał, że dzieje się coś niedobrego. Nagle otoczyły go kłęby duszącego,
czarnego dymu, który zdawał się wypełniać również jego umysł.
-
Wie komme ich hierher?3 - spytał sam siebie Bismarck, oszołomiony.
Nie miał pojęcia, jak się znalazł w tym miejscu. Pamiętał jedynie, że wpadł w pułapkę w Nowej
Germanii i został pojmany przez Styksów. A później cały świat - co wydawało mu się dziwne i
niezrozumiałe - zalało fioletowe światło.
1
Z niemieckiego: ojciec (przyp. red.).
2
Z niemieckiego: Co się...? (przyp. red.).
3
Z niemieckiego: Jak się tu znalazłem? (przyp. red.).
10
«FAZA
Nie, to było wiele świateł, tak jasnych, że przyćmiły nawet jego wspomnienia.
Po chwili pułkownik jak przez mgłę przypomniał sobie długą podróż na drugą skorupę. Pamiętał też,
że jakiś czas później znalazł się w ciężarówce z oddziałem swoich żołnierzy z Nowej Germanii.
Przewieziono ich do dużego budynku, do jakiejś fabryki. Z tą właśnie fabryką wiązało się coś, co
musiał zrobić, co wciąż zajmowało istotne miejsce w jego umyśle - zadanie tak ważne, że spychało na
dalszy plan wszystkie inne sprawy, nawet jego własne życie.
W tym momencie Bismarck nie potrafił określić, na czym polegało to zadanie. Nie miał też czasu
dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ seria pocisków, które przemknęły tuż obok niego, zmusiła
go w końcu do działania. Usiadł i skrzywił się odruchowo, gdy ból przeniknął jego czaszkę w miejscu,
w którym uderzył głową o marmurową posadzkę. Przez chwilę kasłał i krztusił się gryzącym dymem,
wiedział jednak, że musi jak najszybciej pokonać słabość i przenieść się w jakieś bezpieczne miejsce.
Przeczołgał się przez drzwi. W sąsiednim pomieszczeniu - biurze z wysokim sufitem i ciężkim
biurkiem, na którym stał wazon z kwiatami - dym nie był już tak dokuczliwy. Pułkownik zatrzasnął za
sobą drzwi i opadł ponownie na podłogę. Sięgnął ręką do tyłu głowy i dotknął włosów zlepionych
krwią ze świeżej rany. Nie potrafił określić, czy uraz jest poważny czy tylko powierzchowny - skóra w
tym miejscu była pozbawiona czucia, poza tym wiedział z doświadczenia, że rany na głowie zawsze
obficie krwawią. Przesunął dłońmi wzdłuż pozostałych części ciała, nie znalazł jednak innych obrażeń.
Nie miał na sobie munduru, lecz płaszcz i cywilne ubrania, które z pewnością nie należały do niego.
Na szczęście, został mu przynajmniej wojskowy pas z kaburą, w której wciąż tkwił pistolet. Wyjął go i
zacisnął palce na rękojeści,
11
TUNELE. SPIRALA
upajając się dotykiem czegoś, co było mu tak dobrze znane. Usiadł, nasłuchując dźwięków, które
dobiegały zza drzwi.
Nie musiał czekać długo. Po chwili usłyszał głosy rozmawiające po angielsku i chrzęst szkła
zgrzytającego pod ciężkimi butami. Nagle ktoś uderzył ramieniem w drzwi i wpadł do pomieszczenia.
Mężczyzna był ubrany na czarno, na jego piersiach widniał wielki napis „POLICE". Na głowie miał kask
i maskę przeciwgazową, a w dłoniach trzymał pistolet maszynowy, którego model był pułkownikowi
nieznany.
Bismarck wykorzystał element zaskoczenia, zacisnął ramię na szyi policjanta i wprawnym ruchem
pozbawił go przytomności. Potem szybko przebrał się w jego mundur, nie zwracając uwagi na
brzęczenie dobiegające z policyjnej krótkofalówki. Kiedy nakładał maskę przeciwgazową, uświadomił
sobie, że rana na jego głowie wciąż krwawi, ale teraz nie miał czasu, żeby się tym przejmować.
Zapoznał się z pistoletem maszynowym, który okazał się dość prosty w budowie i obsłudze, a potem
wyszedł z biura. Zrobił zaledwie kilka kroków, gdy nagle znalazł się twarzą w twarz z innym
policjantem, ubranym tak samo jak on. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, policjant dał mu sygnał ręką,
pułkownik nie wiedział jednak, jak odpowiedzieć na ten znak. Funkcjonariusz uniósł brwi w niemym
pytaniu. Pewien, że został zdemaskowany, Bismarck zaczął podnosić dłoń z pistoletem.
Uratowała go następna eksplozja. Potężny podmuch powietrza pchnął go do tyłu i powalił na
podłogę. Pułkownik, oszołomiony, podniósł się powoli i chwiejnym krokiem wyszedł na zewnątrz,
mijając drzwi głównego wejścia wyrwane z zawiasów. Omal nie przewrócił się ponownie, gdy nie
trafił nogą na stopień, w końcu jednak stanął na chodniku przed budynkiem.
I znieruchomiał.
12
FAZA
Ujrzał przed sobą kordon uzbrojonych ludzi - było ich zbyt wielu, żeby mógł ich pokonać. Kryli się za
porzuconymi samochodami albo tarczami, a laserowe promienie ich celowników skupiały się na ciele
Bismarcka.
Pułkownika kompletnie zaskoczyło to, co wydarzyło się potem. Wciąż otumaniony i osłabiony, nie
zareagował w żaden sposób, gdy ktoś wyrwał mu karabin z dłoni. W tym samym momencie dwaj inni
policjanci wzięli go pod ręce i odciągnęli na bok.
-
Już w porządku, stary, nic się nie martw. Zaraz sprowadzimy pomoc - pocieszał go jeden.
Drugi policjant także coś powiedział, ale pułkownik go nie zrozumiał.
Funkcjonariusze zdjęli Bismarckowi z głowy maskę przeciwgazową.
-
To żaden z naszych - stwierdził jeden z nich, ujrzawszy zakrwawioną twarz pułkownika.
-
Pewnie z drużyny E, chłopak z terenu - odparł drugi.
Pułkownik ich nie słuchał. Zaledwie kilka metrów dalej
na ulicy leżały zwłoki mężczyzny. Otaczało je kilku mundurowych, którzy żartowali i śmiali się głośno.
Rozbawiony policjant trącił ciało czubkiem buta. Bismarck natychmiast rozpoznał zmarłego. Był to
jeden z żołnierzy Nowej Germanii, z jego własnego oddziału. Pułkownik znał dobrze zarówno jego, jak
i jego żonę - wiedział, że niedawno urodziła im się córeczka. Próbował wyrwać się z uścisku
podtrzymujących go funkcjonariuszy, którzy odczytali to jako oznakę gniewu.
-Tak, dopadniemy i wykończymy całą resztę w ciągu godziny - mruknął ze złością większy z nich. - Nie
wiem, kim są ci gnoje, ale załatwiliśmy już czterech.
Gdy pułkownik nadal się szarpał, drugi policjant wycedził przez zęby, jakby sam ledwie hamował
wściekłość:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin