A. Socci, Wojna przeciwko Jezusowi (fragment).docx

(22 KB) Pobierz

Niewyobrażalne

Jak wytłumaczyć niepojęty wpływ bezradnego Jezusa na czas i bieg historii? Na to pytanie odpowie nam postać, która dobrze wiedziała, co to władza, ziemska gloria, polityczna kalkulacja i historyczna dynamika - Napoleon Bonaparte.

Przypomnijmy, że Napoleon, spadkobierca ideałów re­wolucji francuskiej i kultury oświeceniowej, zażarcie walczył z wpływami Kościoła. Niemniej jednak w ostatnich dniach pobytu na Wyspie Świętej Heleny poczynił ponoć następują­ce obserwacje*[1]:

Mówicie o Cezarze i Aleksandrze, o ich podbojach i entuzjazmie, jaki umieli wzniecić w sercach żołnierzy, aby pociągnąć ich za sobą na ryzykowne wyprawy... lecz jak długo trwało Cezarowe impe­rium? Ile trwał entuzjazm żołnierzy Aleksandra? Obaj cieszyli się tą chwałą przez jeden dzień zaledwie. (...) Pytam was: czy wojsko­we wpływy Cezara i Aleksandra skończyły się wraz z ich życiem? A może zachowały się na dłużej?"

Odpowiedź na to retoryczne pytanie brzmi: nie. Co zaś się tyczy Chrystusa, to...

była to wojna, walka trwająca trzysta lat, zaczęta przez apostołów i kontynuowana przez ich następców, przez całe pokolenia chrześ­cijan. Trzydziestu dwóch biskupów Rzymu, sukcesorów świętego Piotra, jak Piotr zmarło śmiercią męczeńską. Także później, przez następne trzy wieki, rzymskie biskupstwo było szafotem dla tych, którzy zostali na nie powołani. A przecież i innych biskupów z rzadka tylko spotykał w ciągu tych trzystu lat lepszy los".
Wszyscy królowie i wszystkie siły tej ziemi stoją w tej wojnie po jednej stronie; po drugiej wojska nie widzę; jest tam za to jakaś ta­jemnicza energia, rozsiani tu i ówdzie, w różnych zakątkach świa­ta, ludzie, którzy jedno tylko mają ze sobą wspólnego: wiarę w Ta­jemnicę Krzyża.

 

Jak to możliwe, skoro Jezus umarł i nie zmartwychwstał?

Czy potraficie wyobrazić sobie zmarłego, który podbija świat na czele wojska, wiernie czczącego jego pamięć? Czy potraficie wyob­razić sobie ducha, który nie daje swym wojownikom ani żołdu, ani nadziei na szczęście w życiu doczesnym, a jednak zaszczepia w nich wytrwałość i odporność na wszelkie upokorzenia?"

To właśnie jest historia podbicia świata przez chrześcijaństwo. Oto potęga Boga chrześcijan i powtarzający się cud postępu wiary. (...) Przemijają ludy, upadają królestwa, a Kościół wciąż trwa! Jaka siła utrzymuje Go przy życiu, choć zewsząd napiera na Niego wzbu­rzony ocean furii i nienawiści świata? Jakie ramię osłaniało Go przez osiemnaście wieków przed wichurą, która po wielekroć chciała Go zmieść z powierzchni ziemi?"

A oto pełna goryczy refleksja końcowa:

Jakaż przepaść dzieli moją własną nicość od nieśmiertelnego kró­lestwa Chrystusa, do Którego wznosi się modły, Którego się czci, miłuje i wielbi, a Którego chwała żyje w całym świecie".

Gigant, którego znamy z kart Ewangelii, zatriumfował więc nad czasem i śmiercią.

Na zakończenie chciałbym raz jeszcze oddać głos myśli­cielowi tak dalekiemu od Kościoła, jak Jan Jakub Rousseau. Filozof ten potrafi bowiem dokonać doskonałej syntezy hi­storycznych, filozoficznych i egzystencjalnych aspektów za­gadnienia, którym się w niniejszej książce zajmowaliśmy:

Świętość Ewangclii  przemawia do mego serca. Pojrzyjcie  na księgi filozofów z całym ich przepychem; jakże małe są one wobec Ewan- gelii! Czyż podobna, aby księga tak pożyteczna a zarazem z taką) napisana prostotą była dziełem ludzkim? (...) Czyż można powie­dzieć, że historia Ewangelii została zmyślona? Mój drogi, nie w ten sposób zmyślają się rzeczy, a czyny Sokratesa, o których nikt nie wątpi, mniej są pewne, aniżeli czyny Jezusa Chrystusa... W grun­cie rzeczy, znaczy to omijać a nie rozwiązywać zarzut; byłoby rze­czą bardziej niepojętą, gdyby wielu ludzi zgodnie sporządziło tę księgę, aniżeli gdyby ktoś sam tylko treść jej sfałszował. (...) Ewan­gelia posiada cechy prawdziwości tak wzniosłe, tak wybitne, tak niepodobne do naśladowania, że jej fałszerz byłby większego po­dziwu godzien, aniżeli niejeden bohater[2].

Jest czymś wzruszającym waga, jaką chrześcijanie upar­cie przykładają do zawartych w Ewangeliach faktów. Jakże są one różne od skomplikowanych wizji rodem z później­szych pism gnostycznych, którymi lubiły się rozkoszować pewne światłe umysły!

Karl Adam pisze:

To, że chrześcijanie podobnych wymysłów nie snuli, gdy z całą stanowczością głosili, iż Cieśla z Nazaretu, Mąż z najbliższej prze­szłości, człowiek, który dopiero co pod Pontskim Piłatem został ja­ko przestępca skazany na śmierć, jest Bogiem i Zbawicielem świa­ta, ta okoliczność była dla pogan rzeczą nie do uwierzenia, niesłychanym szaleństwem, najwyższą niedorzecznością. Zatem ani Żydzi, ani Hellenowie nie mogli sami z siebie dojść do takiego wizerunku Chrystusowego, jaki w Ewangeliach jasnym blaskiem świeci. Teza o twórczych gminach wiernych i kulcie bohaterów jest ze stanowiska historii nieuczciwą insynuacją. My zaś dodamy jeszcze: gdyby wstrząsająca rzeczywistość nie zostawiła szeroko po Galilei rozsianych śladów sporadycznego, niewypowiedzianie wzniosłego zdarzenia, jakiem było ziemskie życie Jezusowe, ni-gdyby mózg ludzki nie był zdołał sobie podobnego życia wyimaginować, ani największy geniusz nie potrafiłby go skomponować. (...) W rzeczy samej, nie jest postacią zmyśloną ten (...) Pan Przenajświętszy, ten Solus Sanctus, który obcował z celnikami i różnego rodzaju grzesznikami, który dozwolił się namaścić wzgardzonej przez wszystkich jawnogrzesznicy; nie jest płodem wyobraźni ten Zmartwychwstały Pan Zastępów, który pocałunkiem wita zdrajcę i milczy, gdy mu siepacze plwają w twarz... Żaden Żyd, żaden Rzymianin, żaden Grek ani byłby w stanie nigdy podobnego obra­zu Zbawiciela w umyśle swym wytworzyć. (...) Ewangeliczny obraz Mesjasza nie jest pochodzenia ziemskiego. Nie możemy go sobie wytłumaczyć na podstawie historii religii, ale i usunąć go z niej niepodobna. Ten Chrystus ewangeliczny jest to jednak po­stać wielce niewygodna: wszedł On jako tremendum mysterium w czasy obecne, stanął przed nami w postawie wyczekującej, jako zagadka, która musi być rozwiązana, jako pytanie, na które musi się znaleźć odpowiedź. Stoi przed nami, jako nieuniknione fatum. Bo i tak też jest w istocie: Jezus to nasze przeznaczenie[3].

Kierkegaard podsumowuje w Chorobie na śmierć:

Chrześcijaństwo nie tylko ma w sobie coś, do czego człowiek sam by nie doszedł, ale też zawiera pojęcia, które w ludzkim umyśle nie zrodziłyby się nawet jako pragnienie idealne.

To Jezus jest niewyobrażalnym. On jest odpowiedzią, przerastającą nasze najśmielsze oczekiwania i wszystkie pragnienia. Jak pewnego dnia powiedział Franz Kafka: „Chrystus to przepaść pełna światła".


[1] N. Bonaparte, Conversazioni religiose, dz. cyt.

[2] J. J. Rousseau, Emil, czyli o wychowaniu, dz. cyt.

[3] K. Adam, Jezus Chrystus, dz.cyt., s.126-128.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin