10 Fantom.txt

(1117 KB) Pobierz
Terry Goodkind

FantoM
Tom X serii
(Miecz Prawdy) 
(Phantom)

Przełożyła 
Lucyna Targosz

Dom Wydawniczy REBIS 
Poznań 2007

Tytuł oryginału 
Phantom
Copyright © 2006 by Terry Goodkind
Copyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., 
Poznań 2007
Redaktor 
Błażej Kemnitz
Opracowanie graficzne serii i projekt okładki 
Jacek Pietrzyński
Ilustracja na okładce 
Keith Parkinson
Mapka 
Terry Goodkind
Wydanie I 
ISBN 978-83-7510-017-4
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 0-61-867-47-08, 0-61-867-81-40; fax 0-61-867-37-74
e-mail: rebis@rebis.com.pl
www.rebis.com.pl
Skład: Marek Barłóg

Philowi i Debrze Pizzolato oraz ich dzieciakom: Joeyowi, Nicolette, Philipowi i Adrianie, którzy nieustannie przypominają mi, jak cenne jest życie, obdarzając mnie miłością i radością 



Fantom powstał dzięki nieocenionej pomocy tych oto ludzi:

Briana Andersona 
Jeffa Boltona 
B. Deana Bryana 
Dr Joanne Leovy 
Marka Mastersa 
Desiree i dr. Rolanda Miyada 
Keitha Parkinsona 
Phila i Debry Pizzolato 
Toma i Karen Whelanów 
Rona Wilsona 

Wszyscy oni byli przy mnie, kiedy najbardziej ich potrzebowałem. Każdy z nich ma jedyne w swoim rodzaju zdolności i odegrał zasadniczą rolę w powstaniu tej książki. Każdy z nich samym swoim istnieniem wnosi radość w moje życie.

Dla uczczenia pamięci Keitha Parkinsona.


„Niechaj odejdą ci, którzy przybyli z nienawiścią, albowiem swojej nienawiści jedynie się zawiodą".

przełożone z Księgi życia 

Rozdział 1

Kahlan stała cichutko w mroku, obserwując, jak zło delikatnie stuka do drzwi. Kuliła się na uboczu, pod niewielkim nawisem, mając nadzieję, że nikt nie zareaguje na to pukanie. Chociaż bardzo chciałaby spędzić noc osłonięta przed deszczem, wolałaby nie sprawiać kłopotu niewinnym ludziom. Wiedziała jednak, że w tej sprawie nie ma nic do powiedzenia.
W wąskich oknach po obu stronach drzwi zamigotało słabe światło lampy i odbiło się w wilgotnej podłodze ganku. Wiszący na dwóch żelaznych pierścieniach szyld skrzypiał, kołysany niosącym deszcz wiatrem. Kahlan widziała widmowy kształt małego konia namalowanego na ciemnym, mokrym znaku. Padające z okien światło było zbyt słabe i nie mogła odczytać nazwy, ale ponieważ te trzy kobiety od wielu dni prawie nie mówiły o niczym innym, wiedziała, że powinna to być gospoda Pod Białym Koniem.
Woń nawozu i wilgotnego siana świadczyła, że w jednym z pobliskich ciemnych budynków jest stajnia. W blasku nielicznych odległych błyskawic ledwo zdołała dostrzec niezgrabne budynki majaczące niczym duchy w strugach ulewnego deszczu. Wyglądało na to, że - mimo jednostajnego, donośnego szumu ulewy i dudnienia gromów - mieścina twardo śpi. Dziewczyna uważała, że w taką ciemną, paskudną noc najlepiej byłoby się zwinąć pod kołdrą w ciepłym i bezpiecznym domostwie.
W pobliskiej stajni zarżał koń, gdy Siostra Ulicia zastukała ponownie, tym razem mocniej i natarczywiej. Najwyraźniej chciała, żeby ją usłyszano mimo hałasu ulewy, lecz nie zamierzała się dobijać, by nie sprawić wrażenia kogoś nieprzyjaznego. Siostra Ulicia, osoba porywcza, rozmyślnie starała się nad sobą panować. Kahlan nie wiedziała, dlaczego tamta tak postępuje, ale pomyślała sobie, że musi to mieć jakiś związek z powodem ich wizyty. Ale mógł to być po prostu kaprys tej kobiety. Paskudne usposobienie Ulicii było równie groźne i nieobliczalne jak piorun. Dziewczyna nigdy nie potrafiła przewidzieć, kiedy Siostra Ulicia wybuchnie - a to, że jak dotąd nie wybuchła, wcale nie oznaczało, że z tego zrezygnuje. Dwie pozostałe Siostry też nie były w lepszym nastroju i niewiele brakowało, żeby przestały nad sobą panować. Kahlan przypuszczała, że wkrótce wszystkie trzy będą wreszcie zadowolone i będą się cieszyć ze spotkania.
Błysnęło na tyle blisko, że w ulotnym oślepiającym świetle mignęła cała ulica - dwa rzędy domów stłoczonych przy błotnistej, drodze. Grom odbił się echem w okolicznych górach i wstrząsnął ziemią pod stopami kobiet.
Kahlan pragnęła, żeby coś - niczym błyskawica oświetlająca to, co skrywa mrok nocy - obudziło wspomnienia z jej przeszłości, rozjaśniło mroczną tajemnicę, ujawniło, kim jest. Tak bardzo pragnęła uwolnić się od Sióstr, żyć własnym życiem - wiedzieć, jakie jest jej życie. Przynajmniej tyle potrafiła o sobie powiedzieć. Wiedziała też, że swoje domysły powinna potwierdzić czymś konkretnym. Nie miała wątpliwości, że musi istnieć coś - ludzie i zdarzenia - co pomogłoby jej ustalić, kim jest. Ale choć ogromnie się starała cokolwiek sobie przypomnieć, jej wysiłki spełzały na niczym.
Owego okropnego dnia, kiedy ukradła dla Sióstr szkatuły, przyrzekła sobie, że kiedyś się dowie, kim jest, i będzie wolna.
Gdy Siostra Ulicia zastukała trzeci raz, ze środka dobiegł przytłumiony głos.
- Słyszałem! - To był głos mężczyzny; bose stopy dudniły o drewniane stopnie. - Zaraz tam będę! Chwileczkę!
Szacunek dla ewentualnych klientów ledwie maskował irytację człowieka zbudzonego w środku nocy. Siostra Ulicia spojrzała posępnie na Kahlan.
- Wiesz, że mamy tu sprawę. - Ostrzegawczo uniosła palec przed twarzą dziewczyny. - Nie waż się sprawić nam najmniejszego kłopotu, bo dostaniesz to, co ostatnim razem.
Kahlan przełknęła ślinę na samo wspomnienie.
- Oczywiście, Siostro Ulicio.
- Oby Tovi zarezerwowała nam pokój - pożaliła się Siostra Cecilia. - Nie mam ochoty usłyszeć, że nie ma wolnych miejsc.
- Będzie pokój - zapewniła ją Siostra Armina, kładąc kres marudzeniu Cecilii, która zawsze spodziewała się najgorszego.
Siostra Armina nie była starszą kobietą, jak Siostra Cecilia. Była niemal tak młoda i atrakcyjna jak Siostra Ulicia. Jednak dla Kahlan liczył się nie ich wygląd, lecz charakter. W jej oczach były żmijami.
- Tak czy inaczej - dodała cicho Siostra Ulicia, patrząc gniewnie na drzwi - pokój się znajdzie.
Zielonkawe, kłębiące się chmury przeszyła błyskawica, ogłuszająco huknął grom.
Drzwi się uchyliły. Ujrzały skrytą w mroku twarz mężczyzny zapinającego spodnie pod nocną koszulą. Przechylił lekko głowę w obie strony, żeby się przyjrzeć obcym. Uznał, że nie są niebezpieczne, otworzył drzwi i zamaszystym gestem zaprosił je do środka.
- Wejdźcie - powiedział. - Wszystkie.
- Kto to? - zawołała kobieta, schodząc po schodach. W jednej ręce trzymała lampę, drugą nieco unosiła rąbek nocnej koszuli, żeby się nie potknąć.
- Cztery kobiety podróżujące w deszczową noc - odparł mężczyzna. Jego szorstki ton świadczył, co o tym myśli.
Kahlan zamarła. Powiedział: „cztery kobiety".
Zobaczył je wszystkie i pamiętał to wystarczająco długo, żeby o tym wspomnieć. O ile sobie przypominała, coś takiego jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Nikt oprócz czterech Sióstr - tych trzech tutaj i tej, z którą miały się tu spotkać - nigdy nie pamiętał, że ją zobaczył.
Siostra Cecilia popchnęła Kahlan przed siebie, najwyraźniej nie pojąwszy znaczenia tej uwagi.
- Na miłość boską - odezwała się kobieta, wchodząc pospiesznie między dwa stoły z desek, po czym mruknęła coś o okropnej pogodzie, bo wiatr uderzył deszczem w okna. - Zabierz je wreszcie z tej ulewy, Orlanie.
Strugi wielkich kropel wpadły za nimi przez drzwi, mocząc fragment sosnowej podłogi. Mężczyzna skrzywił się niezadowolony, z trudem zamykając pchane wichrem drzwi i blokując je metalową sztabą.
Kobieta, z włosami zebranymi w luźny kok, uniosła lampę i zerknęła na tak późnych gości. Zdumiona, zmrużyła oczy, wodząc wzrokiem po przemoczonych postaciach. Otworzyła usta, ale najwyraźniej zapomniała, co chciała powiedzieć.
Kahlan tysiące razy widziała to puste spojrzenie i wiedziała, że kobieta zapamięta tylko trzy osoby. Nikt nie pamiętał jej na tyle długo, by o tym powiedzieć. Zupełnie jakby była niewidzialna. Pomyślała, że może to mrok i deszcz tak zmyliły Orlana, że wspomniał żonie o czterech osobach.
- Wejdźcie i wysuszcie się - powiedziała kobieta, uśmiechając się serdecznie. Ujęła Siostrę Ulicię pod ramię i wciągnęła ją do niewielkiej izby. - Witajcie w gospodzie Pod Białym Koniem.
Pozostałe Siostry, otwarcie rozglądając się po izbie, zdjęły peleryny, otrząsnęły je i rzuciły na ławę przy jednym ze stołów. Kahlan zauważyła pojedyncze ciemne wejście, z tyłu, przy schodach. Większą część ściany po prawej zajmowało palenisko z płaskich kamieni. W słabo oświetlonej izbie było ciepło i zachęcająco pachniało gulaszem z żelaznego kociołka wiszącego z boku paleniska. Żarzące się węgle błyskały spod grubej warstwy popiołu.
- Wszystkie trzy wyglądacie niczym zmokłe kotki. Musicie się okropnie czuć. - Kobieta obejrzała się na męża i dała mu znak. - Orlanie, rozpal ogień.
Kahlan zauważyła dziewczynkę, może dwunastoletnią, która cichutko zeszła po schodach na tyle tylko, by widzieć izbę spod niskiego stropu. Na przedzie długiej białej koszuli nocnej z koronkowymi mankietami miała wyszytego brązową nitką konika, z grzywą i ogonem z kawałków ciemnej przędzy. Dziewczynka usiadła na stopniach, żeby się przyglądać, i owinęła koszulą kościste kolana. Uśmiech ukazał duże zęby, do których jeszcze musiała dorosnąć. Najwyraźniej zjawiający się w środku nocy goście byli w gospodzie Pod Białym Koniem niespodzianką. Kahlan szczerze pragnęła, żeby to była jedyna niespodzianka.
Orlan, niedźwiedziowaty mężczyzna, klęknął przy palenisku i dołożył kilka szczap. W jego grubych, krótkich palcach dębina wyglądała jak rozpałka.
- Co was napadło, moje panie, żeby podróżować w taką deszczową noc? - zapytał, patrząc na nie przez ramię.
- Spieszno nam się spotkać z przyjaciółką - odparła rzeczowo Siostra Ulicia i uśmiechnęła się obłudnie. - Miała się tutaj z nami zobaczyć. Ma na imię Tovi. Spodziewa się nas.
Orlan wsparł się dłonią o kolano i wstał.
- Nasi goście, zwłaszcza w tych niepewnych czasach, są raczej dyskretni. Większość nie mówi, jak się nazywa. - Spojrzał znacząco na Siostrę Ulicię. - Zupełnie jak wy, moje panie. Te...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin