Jonathan Kellerman -- Podwójne zabójstwo.pdf

(986 KB) Pobierz
NOTA REDAKCJI
Jonathan & Faye Kellerman - Małżeństwo mistrzów thrillera
Jonathan Kellerman to jedyny pisarz, którego bestsellery (sprzedane
w milionach egzemplarzy) dorównują Milczeniu owiec.
Faye Kellerman to nagradzana słynna autorka 20 powieści sensacyjnych
z amerykańskich list bestsellerów
Jonathan Kellerman, jeden z najpopularniejszych pisarzy świata, laureat nagród Edgara
Allana Poe i Anthony Award, zasłynął przetłumaczonymi na 24 języki wstrząsającymi
thrillerami psychologicznymi z tym samym bohaterem, psychologiem dziecięcym Aleksem
Delaware, m.in.: Oczy do wynajęcia, W obronie własnej, Doktor Śmierć, Ciało i krew, Z
zimną krwią, Terapia, Pokrętny umysł. Taki sam sukces odniosły powieści Album morderstw ,
Klub spiskowców i napisany wspólnie z żoną Faye thriller Podwójne zabójstwo .
Wykorzystując naukową wiedzę o ludzkiej psychice, Kellerman — psycholog i profesor
pediatrii, a zarazem niezwykle utalentowany pisarz — stworzył wiele fascynujących postaci
literackich, zaliczanych do najciekawszych we współczesnej prozie amerykańskiej.
Boston
Studencki mecz koszykówki. Julius, gwiazda parkietu, zostaje brutalnie sfaulowany, ale wraca do gry, by
poprowadzić drużynę do zwycięstwa. Po meczu, w dyskotece, dochodzi do strzelaniny— Julius ginie. Zabójca
zostaje ujęty, ale śledztwo wykazuje, że przyczyna zgonu jest zupełnie inna, niż podejrzewano…
Santa Fe
Ekskluzywna galeria sztuki. Wieczór. Zwłoki mężczyzny z roztrzaskaną głową. Narzędzie zbrodni —
surrealistyczna rzeźba. Trop wiedzie do młodej malarki i jej męża, pastora, który z pasją niszczy znienawidzone
akty malowane przez żonę. Ale motywy zbrodni pozostają tajemnicą, do dnia gdy policjanci odwiedzają malarkę
w jej domu…
PODWÓJNE ZABÓJSTWO
BOSTON
Naszym rodzicom
Syfoii Kellerman
Annę Marder
Davidowi Kelłermanowi — alav hashałom
Oscarowi Marderowi — ałav hashałom
Boston
w krainie olbrzymów
1
Dorothy wcale nie była wścibska. Przetrząsała plecak, bo śmierdział. Z brązowych
torebek śniadaniowych wyciekały gnijące resztki jedzenia z pięciu dni — po prostu marzenie
mikroba. Kiedy ostrożnie, samymi czubkami palców, wyjęła cuchnące pakunki, zobaczyła
coś na dnie plecaka, trochę zasłonięte przez pogniecione zeszyty i książki. Błysk stali, ledwie
widoczny, ale pełny niewypowiedzianej groźby.
Serce zatłukło jej w piersi.
Ostrożnie odgarnęła śmieci z wierzchu, aż błyszczący przedmiot ukazał się w całej
okazałości — rewolwer Smith & Wesson, stary. Wyjęła go z plecaka i obejrzała.
Poszczerbiony, porysowany, rdza wokół wylotu lufy. Zaniedbany. Sześć ślepaków, ale to
żadna pociecha.
Na jej twarzy odmalował się szok, potem jego miejsce zajęła wściekłość.
— Spencer! — Niski głos Dorothy stał się ostry i piskliwy. — Spencer, przywlecz tu
zaraz swój żałosny tyłek!
Krzyk nie przyniósł efektu. Nieco dalej, na asfaltowym boisku, Spencer grał w kosza ze
swoją bandą: Rashidem, Armandem, Corym, Juwo-inem i Richiem. Piętnastolatek nie miał
pojęcia, że matka wróciła już do domu, nie mówiąc już o tym że po pierwsze, jest w jego
pokoju, po drugie, przegląda jego rzeczy, i wreszcie po trzecie, znalazła broń w plecaku.
Dorothy usłyszała skrzypienie schodów pod ciężkimi krokami. To był jej starszy syn Marcus.
Stanął w drzwiach do pokoju jak wartownik -z rękami skrzyżowanymi na piersi i szeroko
rozstawionymi nogami.
— Co się dzieje, mamo?
Dorothy obróciła się na pięcie i podetknęła mu pod nos rozładowany pistolet.
— Wiesz coś o tym?
Marcus skrzywił się i cofnął o krok.
— Co ty wyprawiasz?
— Znalazłam to w plecaku twojego brata!
— Dlaczego przeszukujesz rzeczy Spencera?
— Nie o to chodzi! — wycedziła z furią Dorothy. — Jestem jego matką i twoją także, i
nie muszę mieć szczególnego powodu, żeby przeglądać twój czyjego plecak!
— Owszem, musisz — odparował Marcus. — Plecaki to nasze osobiste rzeczy. Tu chodzi
o prywatność…
— W tej chwili mam gdzieś prywatność! — wrzasnęła Dorothy. — Co o tym wiesz?
— Nic! — odwrzasnął Marcus. — Zupełnie nic, w porządku?
— Nie, nie w porządku! Znalazłam rewolwer w plecaku twojego brata, i to nie w
porządku, rozumiesz?
— Rozumiem.
— Jasne, że rozumiesz. — Dorothy czuła ból i skurcze w piersi, z trudem łapała oddech.
Powietrze było gorące, lepkie i cuchnące. Ogrzewanie w budynku działało w kratkę,
temperatura skakała od pustynnego żaru po arktyczny ziąb. Dorothy bezceremonialnie
klapnęła na łóżko Spencera i próbowała nad sobą zapanować. Materac ugiął się pod jej
ciężarem. Była zbyt gruba, to na pewno, ale pod tłuszczem kryły się silne, stalowe mięśnie.
Maleńki pokoik przyprawiał ją o klaustrofobię. Dwa łóżka stały tak blisko siebie, że nie
mieściła się między nimi szafka. Z otwartej szafy wysypywały się podkoszulki, spodnie od
dresu, szorty, skarpetki, buty, książki, płyty, kasety i sprzęt sportowy. Żaluzji nikt nie
odkurzał od miesiąca. Mieli kosz na pranie, ale brudne rzeczy zaścielały całą podłogę, choć
nie było jej zbyt wiele. Wszędzie walały się papiery, opakowania po słodyczach, puste torebki
i pudełka. Dlaczego chłopcy nie mogli utrzymać w pokoju chociaż minium czystości?
Marcus usiadł obok Dorothy i objął ją ramieniem.
— Dobrze się czujesz?
— Nie, nie czuję się dobrze!
Wiedziała, że warczy na niewłaściwą osobę. Była przepracowana, zmęczona i
pozbawiona złudzeń. Przetarła dłońmi twarz i oczy. Zmusiła się do łagodniejszego tonu.
— Nic o tym nie wiesz?
— Nie.
— Dobry Boże — powiedziała Dorothy. — Co będzie następne? Marcus odwrócił wzrok.
— Spencer przechodzi trudny okres…
— To coś więcej niż trudny okres! — Dorothy ścisnęła broń. — To nielegalne i
potencjalnie zabójcze!
— Wiem, mamo. Nie jest dobrze. — Dwudziestejednolatek spojrzał matce w oczy. —
Ale jeśli chcesz coś na to poradzić, nie możesz histeryzować.
— Nie histeryzuję, do cholery. Ja tylko… Jestem matką! I mam matczyne troski! —
Znów warczała. — Skąd on to wziął?
— Nie mam pojęcia.
— Chyba mogłabym sprawdzić w systemie.
— To lekka przesada, nie sądzisz?
Dorothy milczała.
— Dlaczego najpierw z nim nie porozmawiasz? — Marcus popatrzył na matkę. —
Porozmawiaj, mamo. Nie krzycz. Porozmawiaj. — Chwila milczenia. — Albo lepiej ja
porozmawiam…
— Nie jesteś jego matką! To nie twoje zadanie! Marcus załamał ręce.
— Dobra. Niech będzie po twojemu. Jak zwykle. Dorothy zerwała się i skrzyżowała ręce
na piersi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin