Kellerman Jonathan - Pokrętny umysł.pdf

(1401 KB) Pobierz
JONATHAN KELLERMAN
POKRĘTNY UMYSŁ
MBP Szczecin Pokrętny umysł, nr inw.: 1.38 - 38297
F38821.111(73)-3
Przekład
Przemysław Bieliński
AWBER
Tytuł oryginału TWISTED
Redaktorzy serii
MAŁGORZATA CEBO-FONIOK ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna ELŻBIETA NO VAK
Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
JOLANTA KUCHARSKA RENATAKUK
Ilustracja na okładce DANILODUCAK
Opracowanie graficzne okładki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
Skład WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu http://www.wydawnictwoamber.pl
Copyright © 2004 by Jonathan Kellerman. Ali rights reserved.
For the Polish edition Copyright © 2004 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-241-2001-7
Dla Faye
Na moje szczególne podziękowania zasługują:
John Ahouse, RickAlbee,
prywatny detektyw Miguel Porras,
Terri Porras i Susan Wllcox.
l
Maj przyniósł Hollywood lazurowe niebo i kalifornijski optymizm. Petra Connor pracowała
nocami, a dnie przesypiała. Miała powody do radości: rozwiązała sprawy dwóch trudnych
morderstw.
Pierwsze: trup na weselu. Japońsko-koreańskim weselu, w głównej sali balowej hotelu
Roosevelt. Panna młoda była Amerykanką japońskiego pochodzenia, pan młody, Amerykanin
- koreańskiego; oboje studiowali prawo i poznali się na uniwerku. Ojciec panny młodej,
chirurg, urodził się w Glendale; ojciec pana młodego, imigrant i sprzedawca mebli
kuchennych, ledwie mówił po angielsku. Petra zastanawiała się, jak poradzili sobie ze
zderzeniem kultur.
Trup, Baldwin Yoshimura, był jednym z kuzynów panny młodej, trzy-dziestodwuletnim
księgowym; znaleziono go w kabinie męskiej toalety. Kark miał tak skręcony, że wyglądał
jak bohaterka Egzorcysty. Koroner oznajmił, że morderca musiał być bardzo silny, ale na tym
jego medyczna wiedza się kończyła.
Petra, znów pracując bez partnera, spotkała się ze wszystkimi krewnymi i znajomymi
zabitego, i w końcu odkryła, że Baldwin Yoshimura był niepoprawnym kobieciarzem,
któremu nie robiło różnicy, czy ofiara jego podbojów jest zamężna, czy nie. Naciskając i
sondując dalej, zauważyła nerwowe spojrzenia panny młodej. W końcu jedna z kuzynek,
Wendy Sakura, wykrztusiła prawdę: Baldwin przystawiał się do żony swojego brata Darwina.
Do tej dziwki.
Darwin, czarna owca wykształconego klanu Yoshimurów, był instruktorem sztuk walki;
pracował w szkole w Woodland Hills. Petra zmusiła się, żeby wstać w ciągu dnia, wpadła do
dodzio i przyglądała się, jak Darwin prowadzi zajęcia judo dla zaawansowanych. Przysadzisty
facet, ogolona głowa, przyjemna aparycja. Kiedy skończył zajęcia, podszedł do Petry i
wyciągnął ręce, czekając, że zakuje go w kajdanki.
- Ja to zrobiłem. Aresztujcie mnie.
Na posterunku odmówił widzenia z adwokatem, od razu wszystko wyznał. Od pewnego czasu
coś podejrzewał; na weselu poszedł za swoją żoną i bratem do pustej sali bankietowej.
Ukrywszy się za przepierzeniem, rzeczona żona, wykazując przy tym dużo entuzjazmu,
zrobiła rzeczonemu bratu laskę. Darwin pozwolił jej skończyć, poczekał, aż Bal-dwin pójdzie
do kibelka, poszedł za nim i zrobił, co zrobił.
- A pana żona? - spytała Petra.
- Co moja żona?
- Jej pan nie ukarał.
- To kobieta - powiedział Darwin Yoshimura. - Jest słaba. To Bal-dwin powinien być
mądrzejszy.
Druga sprawa: zaczęło się od plam krwi w Los Feliz, a skończyło trupem w lesie
państwowym Angeles Crest. Ofiarą był właściciel sklepu spożywczego, niejaki Bedros
Kashigian. Krew znaleziono na parkingu za jego marketem przy Edgemont. Kashigian i jego
pięcioletni cadillac zniknęli.
• Dwa dni później strażnicy leśni znaleźli wóz przy drodze w lesie. Martwy Kashigian
siedział za kierownicą. Strumyk zaschniętej krwi wyciekał mu z lewego ucha na twarz i
koszulę, ale nie było widać żadnej rany. Analiza larw much wykazała, że nie żył od pełnych
dwóch dni lub coś koło tego. Oznaczało to, że zamiast wrócić po pracy do domu, pojechał
czterdzieści pięć kilometrów na wschód. Albo ktoś go tam wywiózł.
Z tego, czego Petra się dowiedziała, był porządnym obywatelem, żonatym, z trójką dzieci,
ładnym domem i bez większych długów. Tydzień solidnego dochodzenia pozwolił stwierdzić,
że na dwa dni przed zniknięciem Kashigian brał udział w bójce.
W barowej bójce w lokalu przy Alvarado, którego klientami byli głównie Latynosi; Kashigian
romansował z jedną z salwadorskich kelnerek i chadzał tam często, żeby wypić kilka piw i
pięćdziesiątek, a potem zaszyć się z dziewczyną w jej pokoiku nad barem. Wszystko zaczęło
się od bójki dwóch pijaków. Kashigian przypadkiem znalazł się między nimi i zarobił w
głowę. Według barmana tylko raz. Przypadkowy cios gołej pięści; Kashigian wyszedł z baru
o własnych siłach.
Wdowa po nim, zmagająca się ze stratą i z odkryciem, że Bedros ją zdradzał, powiedziała, że
mąż narzekał na ból głowy spowodowany, jego zdaniem, uderzeniem o półkę z chlebem. Po
kilku aspirynach podobno mu przechodziło.
Petra zadzwoniła do koronera Rosenberga, nad wyraz wesołego faceta, i zapytała, czy
pojedynczy cios gołą pięścią w głowę mógł doprowadzić do czyjejś śmierci dwa dni później.
Rosenberg odparł, że raczej wątpi.
Wgląd w akta ubezpieczeniowe Bedrosa Kashigiana ukazał solidne polisy na życie, a także
rachunki za leczenie wypłacone pięć lat temu po tym, jak Kashigian uczestniczył w
karambolu na Piątej Północnej, z którego wyszedł z pękniętą czaszką i wewnętrznym
krwotokiem. Przywieziony nieprzytomny na ostry dyżur został oddany w ręce chirurgów,
którzy wycięli mu z czaszki kawałek wielkości półdolarówki, żeby móc oczyścić mózg.
Kawałek ten, nazwany przez Rosenberga plakietką, przymocowano z powrotem przy użyciu
śrub i szwów.
Kiedy Rosenberg usłyszał o wypadku, zmienił zdanie.
- Plakietka trzymała się na tkance bliznowej - powiedział Petrze. -A to draństwo wyrosło
cieńsze niż reszta czaszki. Twój facet miał pecha, dokładnie w to miejsce go trafili. Reszta
jego głowy wytrzymałaby uderzenie, ale cieńsza kość nie. Pękła, odłamki wbiły się w mózg,
spowodowały powolne krwawienie', aż w końcu bum!
- Bum - powtórzyła Petra. - Znowu mydlisz mi oczy medycznym żargonem.
Koroner się zaśmiał. Petra też. Żadne z nich nie chciało myśleć o kolosalnym pechu Bedrosa
Kashigiana.
- Jedno uderzenie - powiedziała.
- Bum - powtórzył Rosenberg.
- Powiedz mi, doktorze R., czy mógł pojechać do lasu, bo nie wiedział, co się z nim dzieje?
- Niech pomyślę. Z kawałkami kości w szarych komórkach, z powolnym krwotokiem, tak,
mógł być skołowany, zdezorientowany.
Co nie tłumaczyło, dlaczego wybrał właśnie Angeles Crest.
Petra zapytała kapitana Schoelkopfa, czy może oskarżyć o morderstwo faceta, który zadał
cios.
- Kto to?
- Jeszcze nie wiem.
- Bójka w barze. - Schoelkopf rzucił jej spojrzenie z gatunku „czyś--ty-zgłupiała?" - Wpisz to
jako przypadkowy zgon.
Nie mając ochoty ani chęci się z nim spierać, zrobiła, jak kazał. Potem pojechała zawiadomić
o wszystkim wdowę, która powiedziała jej, że Angeles Crest to miejsce, gdzie ona i Bedros
jeździli na randki jako nastolatki.
- Przynajmniej zostawił mi porządne ubezpieczenie - dodała. - Najważniejsze, żeby dzieci
zostały w prywatnej szkole.
Kilka dni po zakończeniu obu spraw odezwała się samotność. Petra popełniła błąd, wdała się
w romans z partnerem, a teraz pracowała i mieszkała sama.
Obiektem jej uczuć był dziwny, małomówny detektyw Eric Stahl, były oficer służb
specjalnych armii o przeszłości, która bardzo powoli się ujawniała. Za pierwszym razem,
kiedy Petra zobaczyła jego czarny garnitur, bladą cerę i matowe, ciemne oczy, pomyślała
„grabarz". Instynktownie zapałała do niego niechęcią i to uczucie wydawało się jej
odwzajemnione. Wszystko jednak się zmieniło.
Zaczęli pracować nad zagadką morderstw z zimną krwią razem z Mi-lem Sturgisem z West
LA, usiłując posłać za kratki wszawego psychola, którego kręciło zabijanie utalentowanych
ludzi. Doprowadzenie tej sprawy do końca nie było łatwe; niewiele brakowało, a Eric
umarłby pchnięty nożem. Siedząc i czekając w poczekalni na ostrym dyżurze, Petra poznała
jego rodziców i dowiedziała się, dlaczego nie mówił, nie czuł ani nie zachowywał się jak
człowiek.
Kiedyś miał rodzinę, żonę i dwoje dzieci, ale wszystkich stracił. Hea-ther, Danny'ego i Dawn.
Okrutnie mu ich odebrano. Odszedł z wojska, rok przetrwał na lekach antydepresyjnych, a
potem zgłosił się do policji Los Angeles, gdzie dzięki swoim koneksjom dostał od razu
stopień detektywa pierwszej klasy w okręgu Hollywood, a tam Schoelkopf przydzielił go
Petrze.
Jeśli kapitan coś wiedział, zachował to dla siebie. Niepoinformowana Petra próbowała jakoś
dogadać się ze Stahlem, ale że jej nowy partner miał w sobie tyle ciepła co płytka podłogowa,
szybko dała sobie spokój. Ostatecznie podzielili się pracą, ograniczając do minimum czas
spędzany razem. Zimne, milczące godziny obserwacji.
A potem nadeszła noc grozy. Nawet teraz Petra zastanawiała się, czy Eric nie próbował
popełnić samobójstwa przez sprawcę. Nigdy go o to nie spytała. Nie miała powodu.
Nie była jedyną kobietą w jego życiu. Podczas śledztwa „zimnej krwi" Eric poznał
egzotyczną tancerkę, utapirowaną blondynkę o doskonałym ciele, Kyrę Montego alias Kathy
Magary. Kyra też była wtedy w poczekalni, wciśnięta w za ciasne ubranie, chlipała w
chusteczkę, oglądała swoje paznokcie i nie mogła poczytać nawet najgłupszego pisma z
niepokoju albo, jak podejrzewała Petra, z powodu zaburzeń koncentracji. Petra wykazała
więcej wytrwałości i kiedy Eric się ocknął, to ona trzymała go za rękę, to ona patrzyła w jego
umęczone, brązowe oczy.
Podczas kilkumiesięcznej rehabilitacji Erica Kyra wpadała do jego wynajętego bungalowu w
Studio City z zupą na wynos i plastikowymi
10
łyżkami. Miała do zaoferowania plastikowe cycki, trzepoczące rzęsy i Bóg wie co jeszcze.
Petra znalazła na to sposób: zaczęła gotować dla Erica. Dorastając w Arizonie z pięcioma
braćmi i owdowiałym ojcem, nauczyła się nieźle radzić sobie w kuchni. Podczas swojego
krótkiego małżeństwa bawiła się wręcz w smakosza. Teraz, jako rozwódka i nocny marek,
rzadko choćby włączała piekarnik. Ale leczenie Erica domowym jedzeniem wydało jej się
niezwykle ważne.
Ostatecznie blond laska zniknęła, a Petra zadomowiła się w życiu Erica na dobre. Przeszli od
niezręczności przez niechętne odkrywanie się przed sobą nawzajem i przyjaźń do bliskości.
Gdy w końcu poszli do łóżka, Eric rzucił się na Petrę z żądzą wygłodzonego zwierzęcia.
Kiedy zaczęli regularnie uprawiać seks, Petra odkryła, że Eric jest najlepszym kochankiem,
jakiego miała, czułym, gdy takim go potrzebowała, silnym i wytrwałym, kiedy to było
specjałem dnia.
Rozstali się jako partnerzy, ciągnąc swój związek jako kochankowie. Mieszkali osobno: Eric
w bungalowie, Petra w swoim mieszkaniu przy Szóstej, niedaleko Museum Rów. Potem był
jedenasty września i specjalne wyszkolenie Erica kazało departamentowi zobaczyć go w
nowym świetle. Przeniesiono go z wydziału zabójstw do nowo utworzonego Oddziału
Bezpieczeństwa Krajowego i wysłano za ocean na przeszkolenie antyterrorystyczne. W tym
miesiącu Eric był w Izraelu, uczył się o zamachowcach samobójcach i jak sporządzać profile,
dowiadywał się też innych rzeczy, o których nie mógł Petrze powiedzieć.
Dzwonił, kiedy mógł, sporadycznie przysyłał e-maile, ale nie mógł odbierać wiadomości
elektronicznych. Ostatnio odezwał się tydzień temu: Jerozolima jest pięknym miastem,
Izraelczycy są twardzi, nietaktowni i kompetentni; zamierzał wrócić za dwa tygodnie.
Dwa dni później przyszła kartka pocztowa z Wieżą Dawida i schludnym, pochyłym pismem
Erica.
P.
Myślę o tobie, wszystko OK. E.
Praca w pojedynkę jej pasowała, ale Petra wiedziała, że następny przydział jest tylko kwestią
czasu.
Po zamknięciu spraw Yoshimury i Kashigiana wzięła kilka dni wolnego, spodziewając się
mniejszego nawału pracy.
Zamiast tego dostała krwawą łaźnię i Isaaca Gomeza.
11
To się stało w dniu, kiedy znów zaczęła malować. Zmusiła się, żeby wstać o dziesiątej i przy
świetle dziennym skopiować Georgię O'Kee-fe, którą zawsze uwielbiała. Nie kwiaty czy
czaszki; szarą, pionową scenę miejską z Nowego Jorku, z wczesnego okresu O'Keefe.
Czysty geniusz; nie mogła mieć nadziei, że uda się jej go uchwycić, ale warto było chociaż
spróbować. Minęły całe miesiące, odkąd trzymała w ręku pędzel, i niełatwo było jej znów
zacząć. Ale o drugiej już się rozpędziła i stwierdziła, że idzie jej całkiem nieźle. O szóstej
usiadła na kanapie w salonie, żeby podziwiać swoje dzieło, i zasnęła.
O pierwszej piętnaście w nocy obudził j ą telefon z posterunku.
- Wielokrotne zabójstwo pod klubem Paradiso, Sunset przy Western, wszyscy na pokład -
informował dyżurny. - Pewnie mówią już o tym w telewizji.
Petra włączyła telewizor, idąc pod prysznic. W pierwszej stacji informacyjnej, którą wybrała,
już to szło.
Grupa dzieciaków zastrzelonych pod Paradiso. Koncert hiphopowy, rozróba na parkingu, lufa
wystająca z okna samochodu.
Cztery trupy.
Kiedy Petra dojechała na miejsce, teren był już ogrodzony, a ofiary przykryte koronerskimi
płachtami - cztery pakunki pod czarnogranato-wym hollywoodzkim niebem. Wiatr podwinął
róg jednej z płacht, odsłaniając stopę w adidasie. Różowym, niedużym.
W świetle mocnych reflektorów nawierzchnia parkingu lśniła. Chyba ponad setkę dzieciaków
- niektóre wyglądały na o wiele za młode, żeby o tej porze być poza domem - podzielono na
grupy i spędzono na bok; pilnowali ich mundurowi policjanci. Pięć grup, wszyscy potencjalni
świadkowie. Paradiso, kiedyś kino, potem kościół ewangelicki, teraz klub, mógł pomieścić
ponad tysiąc osób. Wybrano te dzieciaki.
Petra rozejrzała się za innymi detektywami, wypatrzyła Abramsa, Mon-toyę, Dilbecka i
Haasa. Razem z nią pięcioro detektywów na pięć grup.
MacDonald Dilbeck był detektywem trzeciej klasy z ponadtrzydziesto-letnim stażem i to on
kierował akcją.
Petra podeszła do niego. Z odległości dziesięciu metrów pomachał jej.
Sześćdziesięciojednoletni Mac, były marinę o srebrnosiwych, nabłysz-czonych brylantyną
włosach, nosił szary garnitur, lśniący tak samo jak włosy. Wąskie, zaokrąglone klapy
marynarki świadczyły, że ubiór ten jest już zabytkiem, ale Petra wiedziała, że Dilbeck kupił
go w sklepie
12
jako nowy. Mac miał metr siedemdziesiąt piąć wzrostu, pryskał się aqua velva, nosił
pamiątkowy pierścień ze szkoły, ze sztucznym rubinem, i spinkę do krawata z logo policji
Los Angeles. Mieszkał w Simi Yalley, poza służbą jeździł starym cadillakiem, w weekendy -
konno i na harleyach. Żonaty od czterdziestu lat, na bicepsie miał tatuaż SEMPER Fi. Petra
uważała go za mądrzejszego od większości prawników i lekarzy, jakich znała.
- Przykro mi, że spieprzyłem ci urlop - powiedział. Oczy miał zmęczone, ale postawę
nienaganną.
- Wygląda na to, że potrzebujemy każdego. Mac skrzywił się.
- Masakra. Czworo dzieci.
Odciągnął ją od zwłok w stronę szerokiego podjazdu, prowadzącego na Western Avenue.
Poranny ruch był jak zwykle niewielki.
- Koncert skończył się o jedenastej trzydzieści, ale dzieciaki zostały na parkingu, paliły, piły,
trochę rozrabiały. Samochody wyjeżdżały, ale jeden cofnął i podjechał do tłumu. Powoli, nikt
nie zwrócił na to uwagi. Wtedy z okna ktoś wystawił broń i zaczął strzelać. Ochroniarz był za
daleko, żeby to zobaczyć, ale usłyszał z tuzin strzałów. Cztery trafienia, wszystkie śmiertelne,
wygląda na kaliber 9.
Petra zerknęła na najbliższą gromadę dzieciaków.
- Nie wyglądają groźnie. Co to był za koncert?
- Zwykły, lekki hip-hop, remiksy taneczne, trochę muzyki latino. Żadnego „gangsta". Mimo
grozy Petra poczuła, że się uśmiecha.
- Żadnego „gangsta"? Dilbeck wzruszył ramionami.
- Wnuki. Z tego, co słyszeliśmy, to była grzeczna gromada, kilku wyrzucono za alkohol, ale
nic poważnego.
- Kogo wyrzucili?
- Trzech chłopaków z Yalley. Białych, niegroźnych, zabrali ich rodzice. To nie o to chodziło,
Petra, ale o co - nikt nie wie. Włącznie z naszymi potencjalnymi świadkami.
- Nic? - spytała Petra.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin