suknia-z-welonem,6.pdf

(384 KB) Pobierz
62 | ˚YCIE WEWN¢TRZNE | ZNAKI
| 63
Wyglàda na to, ˝e mimo politycznych deklaracji tradycyjna rodzina
jest w odwrocie. Mo˝e o tym Êwiadczyç choçby gwałtowny sprzeciw,
z jakim spotkała si´ niedawna propozycja rzeczniczki praw dziecka,
by obowiàzkowo rejestrowaç wolne zwiàzki. RoÊnie liczba rozwodów,
coraz wi´cej ludzi decyduje si´ na ˝ycie
bez Êlubu. Czym wytłumaczyç
zawrotnà karier´ wolnego
zwiàzku? I czy mał˝eƒstwo
ma dziÊ jeszcze racj´ bytu?
Katarzyn´ Miller
i Wojciecha Eichelbergera
pyta Tatiana Cichocka
Zdj´cia Zosia Zija
– Czy rejestrowanie wolnych zwiàzków ma sens?
Wojciech Eichelberger: To zaprzeczenie ich istoty, ab-
surd. Ludzie wchodzà w wolne zwiàzki po to właÊnie, ˝eby
si´ nigdzie nie rejestrowaç. Ciekawe, jak ustawodawca roz-
strzygałby, od którego momentu zwiàzek to ju˝ zwiàzek. Ju˝
po pierwszej nocy?
– Istnieje konkubinat. Mo˝na dobrowolnie si´ zarejestrowaç, by
móc dziedziczyç majàtek, odwiedzaç chorego partnera w szpitalu,
mieç prawo do pogrzebu. Rejestracja daje konkretne prawa i przywile-
je. Dlaczego wi´c zamiast konkubinatu coraz wi´cej ludzi wybiera ˝ycie
w wolnych zwiàzkach?
Katarzyna Miller: ˚eby czuç si´ wolnymi. ˚eby mieç po-
czucie, ˝e sà z tà drugà osobà tak długo, jak chcà, ˝e łàczy
ich ciàgle ˝ywa dobra wola, miłoÊç, a nie papier, przysi´ga
czy urzàd.
W.E.: Jednym z najwa˝niejszych powodów jest złe do-
Êwiadczenie zwiàzane z mał˝eƒstwem rodziców. Szczególnie
gdy byli to ludzie nieszcz´Êliwi, zwiàzani jedynie formalno-
Êcià. Wtedy ich dzieci, chcàc sobie t´ sytuacj´ jakoÊ wytłuma-
czyç, uznajà, ˝e forma zabiła treÊç, pogrzebała szans´ na roz-
wijanie zwiàzku.
K.M.: Wiele osób sàdzi, głównie na podstawie obserwacji,
˝e ci zaobràczkowani przestajà si´ staraç, bo uwa˝ajà, ˝e do sie-
bie nale˝à, majà to nawet na piÊmie – wi´c nic tego nie roze-
rwie. Tymczasem o ka˝dy zwiàzek trzeba dbaç, bo inaczej si´
rozpadnie, nawet jeÊli z ró˝nych wzgl´dów nie rozpadnie si´
formalnie – bo na przykład rozwód jest dla takich osób nie
do przyj´cia Êwiatopoglàdowo. Na zanik treÊci w zalegalizowa-
nym zwiàzku mo˝e wpłynàç te˝ to, ˝e niektórzy ludzie czujà
si´ w nim po jakimÊ czasie na siebie skazani. A kiedy si´ czu-
jà skazani, to mogà si´ poczuç uwi´zieni.
W.E.: Sà te˝ ludzie, którzy bojà si´ mał˝eƒstwa, bo czujà
si´ do niego niedojrzali. Nie wierzà, ˝e uniosà tak wielkà od-
powiedzialnoÊç: za siebie, partnera czy partnerk´, wspólne
˝ycie i dzieci.
K.M.: Dojrzały człowiek zwykle dotrzymuje słowa. Idzie
swojà drogà – wie, ˝e nie mo˝e iÊç wszystkimi drogami naraz.
Jego przyrzeczenie jest zwiàzane ze Êwiadomym wyborem i go-
towoÊcià na to, jaka b´dzie cena. Niedojrzały czło-
wiek, przyrzekajàc, zaczyna czuç, ˝e znikajà inne
perspektywy. Taki ktoÊ nie wie, dokàd idzie i cze-
go by chciał dla siebie, wi´c reaguje histerycznie,
chce uciekaç. JeÊli jest uczciwy wobec siebie i part-
nera, nie powinien si´ tak wiàzaç. Ale bywa od-
wrotnie: sporo ludzi ma poczucie, ˝e sà na tyle doj-
rzali i odpowiedzialni, ˝e nie potrzebujà ˝adnego
przyrzeczenia przed urz´dnikiem albo kapłanem,
by powa˝nie traktowaç siebie i swojego partnera.
Majà gotowoÊç pracy nad zwiàzkiem nie dlatego, ˝e si´ gdzieÊ
tam podpisali, ale dlatego, ˝e to jest ich wewn´trzna decyzja,
zobowiàzanie.
W.E.: Tacy ludzie mogà czuç si´ upokorzeni tym, ˝e muszà
si´ komuÊ opowiadaç. Próbujàc stosowaç przymus obyczajowy,
choçby wprowadzajàc obowiàzkowà rejestracj´ wolnych zwiàz-
ków, paƒstwo pokazuje, ˝e traktuje obywateli niepowa˝nie. Mo-
ralnoÊci nie da si´ zadekretowaç ani wymusiç.
K.M.: Coraz cz´stszy argument: JeÊli uniewa˝niç mo˝-
na nawet mał˝eƒstwa sakramentalne, to po co si´ w to w ogó-
le bawiç?
– Tradycyjnie to kobieta zaciàgała m´˝czyzn´ do ołtarza. Z tego fra-
zeologizmu wynika, ˝e on si´ opierał, był jakimÊ dobrem, które nale˝ało
„złapaç”, połàczyç ze sobà nierozerwalnym w´złem. Dzisiaj to kobiety
coraz cz´Êciej nie chcà si´ wiàzaç. Dlaczego?
W.E.: Tradycyjne mał˝eƒstwo było układem, w którym do-
minujàcà rol´ odgrywał m´˝czyzna zapewniajàcy przetrwanie
kobiecie i dzieciom. Teraz coraz wi´cej kobiet nie potrzebuje
m´˝czyzny do tego, by przynosił pieniàdze.
K.M.: To ma powa˝ne reperkusje społeczne. Zaryzykowała-
bym nawet tez´, ˝e to główny powód tego, ˝e jest coraz wi´cej
wolnych zwiàzków. Zachodzi fundamentalna zmiana w psychi-
ce kobiet, które – zdarza si´ – wcale nie pragnà mał˝eƒstwa.
Dawniej mał˝eƒstwo było kobiecym spełnieniem i konieczno-
Êcià ˝yciowà – nie miały wyboru. Teraz coraz wi´cej kobiet ta-
ki wybór ma i z niego korzysta. M´˝czyznom jest trudno to
zrozumieç i przyjàç, czujà si´ niepewnie. Kobiety mówià: Je-
Êli ju˝ mam z kimÊ dzieliç ˝ycie, musz´ go wczeÊniej poznaç,
chc´, by to był zwiàzek dojrzały. Nie potrzebuj´ Êlubu dla sa-
mego faktu Êlubu.
– A dobro dzieci? Ju˝ si´ nie liczy?
W.E.: Coraz wi´cej samotnych matek jest w stanie sprostaç
finansowym i organizacyjnym wyzwaniom rodzicielstwa.
– MyÊlałam, ˝e wy, terapeuci, b´dziecie w tej kwestii broniç tradycyj-
nej rodziny...
W.E.: Najwa˝niejsza jest nie forma, lecz jakoÊç zwiàzku
łàczàcego rodziców. ˚adne formalnoÊci nie pomogà, gdy lu-
dzie wchodzàcy w zwiàzek sà niedojrzali lub zaburzeni
Suknia z welonem
Tradycyjne mał˝eƒstwo było układem,
w którym dominujàcà rol´ odgrywał m´˝czyzna
zapewniajàcy przetrwanie kobiecie i dzieciom. Teraz
coraz wi´cej kobiet nie potrzebuje m´˝czyzny do tego,
by przynosił pieniàdze. I coraz cz´Êciej to kobiety
odrzucajà dziÊ instytucj´ mał˝eƒstwa
zwierciadło 01/07
www.zwierciadlo.pl
890492907.003.png
64 | ˚YCIE WEWN¢TRZNE | ZNAKI
| 65
suknia
K.M.: Jednak mał˝eƒstwo to wcià˝ oczywista droga, a lu-
dzie zwykle wybierajà te bardziej ucz´szczane. To nie wy-
maga refleksji, nara˝ania si´. Kochamy si´ (lub jesteÊmy
w cià˝y) – bierzemy Êlub. Poza tym Êlub jest atrakcyjny sam
w sobie. Stał si´ targowiskiem pró˝noÊci. Ten akt to jakby
wrota do szcz´ÊliwoÊci, chcemy wierzyç, ˝e im bardziej oka-
załe wrota, tym wspanialsza rzeczywistoÊç za nimi. Rzadko
kto myÊli o tym, ˝e po kosztujàcych fortun´ Êlubach rzeczy-
wistoÊç bywa doÊç szara – proza ˝ycia i rozwody.
– W dodatku cz´sto sama ceremonia wa˝niejsza jest dla rodziny ni˝
dla samych mał˝onków.
K.M.: Ludzie, którzy majà interesujàce, pełne ˝ycie, zwy-
kle nie czekajà do dnia Êlubu, ˝eby prze˝yç coÊ niezapo-
mnianego. Czekajà ci, którzy czujà si´ niespełnieni. Czeka-
ła na to wi´kszoÊç kobiet na co dzieƒ traktowanych jak
słu˝àce, zale˝ne, podrz´dne, niewa˝ne. ˚yły dla tej chwili,
a potem ˝yły tà chwilà. Âlub to bajka, w której kobieta od-
grywa choç raz w swoim ˝yciu królewn´. Ma pi´knà sukni´,
tonie w kwiatach, jest najwa˝niejsza. Nadal wiele kobiet si´
na to łapie.
– Ale brutalna prawda jest i taka, ˝e Êlub cz´sto nie był i nie jest baj-
kà, zwieƒczeniem miłoÊci, tylko rodzajem koniecznego rytuału, bo dziew-
czyna, ˝eby nie byç odrzucona przez innych, musiała mieç m´˝a (jak
w piosence zespołu 2+1 „Windà do nieba”).
W.E.: Nic dziwnego, ˝e to coraz cz´Êciej kobiety odrzucajà
dziÊ instytucj´ mał˝eƒstwa – wiedzà albo przeczuwajà, ˝e jest
to instytucja na wskroÊ patriarchalna. Nadal jeszcze w niektó-
rych Êrodowiskach kobieta bez m´˝a jest uwa˝ana za kogoÊ
gorszego, nieposiadajàcego to˝samoÊci. Nabierała wartoÊci
wraz z nazwiskiem m´˝a. Teraz, kiedy kobiety sà coraz bar-
dziej niezale˝ne ekonomicznie, społecznie, psychicznie, taka
forma zwiàzku im nie odpowiada. Gdybym był kobietà, te˝ bym
w to nie wszedł.
K.M.: Wielu m´˝czyznom nadal wydaje si´, ˝e fakt zawarcia
mał˝eƒstwa daje im władz´ nad kobietà, pozwala traktowaç jà
jak własnoÊç, wymagaç od niej ró˝nych posług, choçby spełnia-
nia tak zwanego mał˝eƒskiego obowiàzku. Co wi´cej, kobieta
sama mo˝e to na sobie wymuszaç, poniewa˝ równie˝ jest wy-
chowana w tej kulturze, ma w sobie zakodowane krzywdzàce jà
patriarchalne wzorce i role. Dlatego w Êrodowiskach, w których
patriarchat trzyma si´ mocno, ta forma ma ciàgle wielkie zna-
czenie. Mał˝eƒstwo koÊcielne z pełnym rynsztunkiem ma byç
dowodem na to, ˝e tradycyjny Êwiat si´ nie zmienia, nie rozpa-
da. Bardzo chcemy przed sobà ukryç to, ˝e on si´ jednak rozpa-
da. Ludzie si´ bojà, bo nie wiedzà, jak w takim razie ˝yç, nie ma
wytyczonych dróg pasujàcych do nowej rzeczywistoÊci. Kurczo-
wo trzymajà si´ wi´c pustej formy, nadymajàc jà do absurdal-
nych rozmiarów. Jak to mał˝eƒstwo si´ prze˝yło, skoro coraz
wspanialsze sà te ceremonie? Niewa˝ne, ˝e co drugie si´ rozpa-
da, ˝e przemoc w rodzinie, ˝e mà˝ pijak terroryzuje. Ale Êlub
wspaniały jest. Zaprosimy wszystkich pociotków i poka˝emy, ˝e
u nas nic si´ nie prze˝yło. JesteÊmy siłà jak dawniej. Tyle w tym
prawdy o ˝yciu, ile w telewizyjnej reklamie.
– Jaka jest przyszłoÊç? Mał˝eƒstwo zniknie zupełnie?
W.E.: Stawiam kontrowersyjnà tez´: zmierzch patriarchalne-
go mał˝eƒstwa ma szans´ sprawiç, ˝e mał˝eƒstwo jako takie po-
zbawione wszystkich tradycyjnych funkcji stanie si´ tym, czym
w istocie byç powinno – suwerennà, bezinteresownà decyzjà
dwojga niezale˝nych ludzi chcàcych razem prze˝yç ˝ycie.
K.M.: Dopiero gdy nie jest to automatyczny rytuał, gdy nie
ma ˝adnej presji, mo˝e urzeczywistniç si´ jego duchowy aspekt.
W.E.: W takich warunkach mał˝eƒstwo ma szans´ staç si´
rodzajem codziennej i dost´pnej ka˝demu człowiekowi prakty-
ki duchowej. Niewàtpliwie potrzebujemy wymiaru transcen-
dencji, by podjàç Êwiadomà decyzj´ o zwiàzaniu si´ z kimÊ
do tzw. grobowej deski. To jest przecie˝ z punktu widzenia zwy-
kłego rozumu, a nawet serca, decyzja szalenie ryzykowna, któ-
ra musi byç wsparta odwołaniem si´ do wymiaru duchowego.
K.M.: Takie mał˝eƒstwo mo˝e byç zawarte w bardzo ró˝nej
formule. W koÊciele, urz´dzie, ale te˝ w lesie, w górach, w in-
nym kraju, przed kapłanem innej Êwiàtyni. Ponad instytucjami
i podziałami. Nawet bez Êwiadków. W tak otwartej, dobrowolnej
ceremonii istotna jest nie konkretna forma, tylko intencja.
– Sugerujecie powrót do pogaƒskich rytuałów?
W.E.: W szczególnym sensie. Pogaƒstwo miało to do siebie,
˝e obywało si´ bez poÊredników mi´dzy sacrum a profanum.
Nie było instytucji, które twierdziłyby, ˝e kod dost´pu do Pa-
na Boga pozostaje w ich wyłàcznej dyspozycji. Najwyraêniej
wzrasta liczba ludzi, którzy kwestionujà potrzeb´ takiego po-
Êrednictwa. Tym bardziej ˝e instytucje religijne tracà wiarygod-
noÊç, nadmiernie anga˝ujàc si´ w sprawy doczesne, a nawet
polityczne. OczywiÊcie nie ma nic złego w poÊrednictwie,
pod warunkiem ˝e jest ono Êwiatłe. A to ogromna rzadkoÊç.
K.M.: Âwiadome mał˝eƒstwo mo˝e byç atrakcyjne do koƒ-
ca ˝ycia, jeÊli b´dziemy otwarci na to, co si´ z nami dzieje, i nie
zechcemy uciekaç, kiedy tylko przyjdà trudne chwile. Wtedy,
b´dàc z jednà kobietà czy jednym m´˝czyznà, mamy szans´
zobaczyç w nich wszystkie kobiety czy m´˝czyzn. Nie potrze-
ba wielu zwiàzków. JeÊli człowiek naprawd´ si´ otwiera na roz-
wój i poszukiwanie bliskoÊci, to ka˝da kolejna faza ˝ycia przy-
nosi innego partnera, choç to jest wcià˝ ten sam człowiek.
W.E.: JeÊli to drugie te˝ si´ rozwija. Dojrzewanie ma niewie-
le wspólnego ze starzeniem si´. Do duchowego wymiaru mał-
˝eƒstwa dojrzewaç trzeba długo. Bo wagi przysi´gi mał˝eƒskiej
ani rozum, ani romantyczna miłoÊç nie uniosà. To musi byç mi-
łoÊç, która prawdziwie pozwala nam wyjÊç poza codziennà ego-
centrycznà perspektyw´ – miłoÊç zwana agape. MyÊl´, ˝e tak
czy owak – w koÊciołach czy na łàkach – ludzie b´dà sobie
przysi´gaç miłoÊç i wiernoÊç. Musimy to robiç, bo inaczej nie
wytrzymamy ani sami ze sobà, ani z innymi.
– my, terapeuci, dobrze wiemy, jak dysfunkcyjna i groêna dla
dzieci potrafi byç tzw. normalna rodzina. Mał˝eƒstwo jest
wcià˝ idealizowane. Nic nie wskazuje na to, ˝e patologiczne
zachowania rodzicielskie zdarzajà si´ cz´Êciej w wolnych
zwiàzkach. Tym bardziej ˝e tradycyjna rodzina cz´sto stanowi
doskonały kamufla˝ dla patologii. W dodatku nie jest łatwo
wyjÊç z patologicznej sytuacji, gdy zwiàzek mo˝na rozwiàzaç
jedynie na skomplikowanej drodze prawnej.
K.M.: Tradycyjna rodzina jest siedliskiem patologii, ponie-
wa˝ patologie sà w niej ukryte. Nie mo˝na si´ do niczego przy-
czepiç, dopóki coÊ naprawd´ złego nie wyjdzie na Êwiatło
dzienne. Mał˝onkowie tyrani sà mało uchwytni. Nie wypraco-
waliÊmy formuły ochrony prawnej dzieci czy ˝on przed prze-
mocà. Pokutuje poglàd, ˝e brudy nale˝y praç w domu i ˝e
do wewn´trznych spraw rodzinnych nie nale˝y si´ mieszaç.
Nie uczymy słu˝b społecznych rozumienia i odkrywania pato-
logii rodzinnych.
– Skoro mał˝eƒstwo straciło swojà funkcj´ ekonomicznà i społecznà,
a w dodatku jest, jak mówicie, po˝ywkà dla patologii, to jaki ma sens?
K.M.: Dla ludzi prawdziwie wierzàcych ma sens religijny.
Ale moim zdaniem ludziom w Polsce jest i jeszcze długo b´dzie
potrzebne mał˝eƒstwo ze wzgl´dów praktycznych, choçby jako
pretekst, ˝eby si´ wydostaç z domu.
W.E.: To si´ zmienia. Mamy pi´ç milionów singli – oni nie
potrzebowali Êlubu, ˝eby si´ wyrwaç z domu. Choç statystyk´
podnosi zapewne du˝a liczba „singli” ciàgle mieszkajàcych
u mamy...
c
Podyskutuj na www.forum.zwierciadlo.pl
Ludzie, którzy majà interesujàce, pełne
˝ycie, zwykle nie czekajà do dnia Êlubu,
˝eby prze˝yç coÊ niezapomnianego.
Czekajà ci, którzy czujà si´ niespełnieni.
Czekała na to wi´kszoÊç kobiet – na co dzieƒ
traktowanych jak słu˝àce, zale˝ne, podrz´dne,
niewa˝ne. ˚yły dla tej chwili, a potem ˝yły
tà chwilà. Nadal wiele kobiet si´ na to łapie
Katarzyna Miller Wojciech Eichelberger
z welonem
Tatiana Cichocka
zwierciadło 01/07
www.zwierciadlo.pl
890492907.004.png 890492907.005.png 890492907.006.png 890492907.001.png 890492907.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin