Andre Norton - Czworo ze świata czarownic.pdf

(826 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Andre Norton
Czworo ze Świata
Czarownic
Four from the Witch World
Przełożyła: Ewa Witecka
Wydanie oryginalne: 1989
Wydanie polskie: 2001
874715840.001.png
Wstęp
Świat Czarownic rozrastał się powoli, nigdy nie został dokładnie opisany ani naniesiony
na mapę, nie otrzymał też oficjalnej historii. Innymi słowy, po dziś dzień stoi otworem przed
podróżnikami i odkrywcami. Jego mapa, którą wreszcie naszkicowano, zdradza niewielką
znajomość Północy i Południa, a także zachodniego kontynentu poza barierą Ziem
Spustoszonych.
W Świecie Czarownic nie tylko można nadal przeprowadzać badania historyczne i
geograficzne, ale ma on również bardzo różniących się między sobą mieszkańców – żyją tam
bowiem liczne dziwne ludy i plemiona ukryte na nizinach, w górach, na wyspach bądź
bagnach o złej sławie.
Jest tam również jeden odwieczny, wciąż aktywny czynnik: Bramy Między Światami. Na
pewno Wielcy Adepci, którzy je otworzyli, by zdobywać za ich pomocą nowe informacje lub
szukać za nimi wypoczynku, nigdy nie przypuszczali, iż Bramy będą działać w obie strony
(chyba że był to eksperyment przeprowadzony przez nich bardzo dawno temu, we mgle
dziejów, która pochłonęła większą część przeszłości). I choć owi Adepci pośpiesznie opuścili
świat, w którym wyrządzili tyle zła, przez Bramy przybyli nieszczęśnicy z innych czasów i
przestrzeni, schwytani w pułapkę przez te ukryte drzwi, oraz uciekający przed najgorszym
wygnańcy, przekonam, że to, co kryje się przed nimi, może choć w niewielkim stopniu
polepszyć ich los. Przez te wrota przeszli też amatorzy parający się magią, którą nie do końca
rozumieli, przyciągnięci wbrew woli do Estcarpu, High Hallacku, Arvonu i Escore wskutek
poważnego naruszenia jej praw. Wszyscy oni musieli stawić czoło całkowicie im obcej
rzeczywistości, która wystawiła na próbę zarówno ich odwagę, jak i siłę.
Świat Czarownic to nie ukończony gobelin, nadal tkany w przemyślne wzory, które
zmieniają się w zależności od osoby tkacza. Może właśnie dlatego, że nie został ukończony,
przyciąga tych, którzy dostrzegają nowe horyzonty i podnoszą ten lub ów kłębek, nim zasiądą
do krosien, by dodać tu jakiś fragment, a tam przedłużyć bortę.
W Świecie Czarownic wciąż można dokonać wielu odkryć. Nie mogę powiedzieć, że jest
to świat, który stworzyłam, ponieważ uważam go za rodzaj Bramy. Po drugiej stronie tej
Bramy pewien Sokolnik jedzie w misji, której jeszcze nie znam, jeden z sulkarskich statków
walczy z falami i żaglami w poszukiwaniu nieznanego portu, młoda dama z Krainy Dolin
musi przejąć rządy w swoje ręce, a znaleziony fragment starożytnego przedmiotu może w
mgnieniu oka zmienić życie człowieka.
W przekonaniu, że nadal można opowiedzieć o tym świecie wiele ciekawych historii,
poprosiłam innych pisarzy, by opisali niektóre z nie naniesionych na mapy miejsc, aby
stworzyli ludzi czyniących zarówno dobro, jak i zło, i żeby wyjaśnili pewne wydarzenia z
jego dziejów albo oświetlili nieznane jeszcze zakątki.
Miałam wiele szczęścia, gdyż ci, do których się zwróciłam, zgodzili się wzbogacić utkany
już gobelin. Jestem im wdzięczna za wszystkie nowe Bramy, które otworzyli. Albowiem
dzięki nim Świat Czarownic nieprzerwanie się rozszerza. Moi pomocnicy (a mają oni
przecież własne ukochane światy) wrzucili wiele magicznych kamyków do sadzawki, która w
efekcie stała się morzem. Wywołane przez te kamyki niewielkie fale dotarły do wybrzeży, o
których istnieniu nie miałam pojęcia. Dlatego chcę wierzyć, że choć władam niewielką mocą,
potrafię jednak wezwać nowych adeptów do otwarcia zamkniętych dotąd Bram. Czas i
przestrzeń nie są przeszkodą dla tych, którzy za pomocą swojej sztuki szukają do nich kluczy,
czuję się zaszczycona i cieszy mnie bardzo, iż posłużyli się nią, żeby dotrzeć do Świata
Czarownic.
Mogę więc mieć nadzieję, że Bramy do Estcarpu, High Hallacku i Arvonu nigdy nie
zostaną zamknięte ani zapomniane i że inni kronikarze wzbogacą historię tych krajów.
Niech więc obecni i przyszli przyjaciele Świata Czarownic posłuchają nowych opowieści
z jego dziejów...
Andre Norton
Elizabeth Boyer
Dziedzictwo martwo urodzonej
I
Czteroletni Mal wcisnął się głęboko do zasłoniętej wyblakłym gobelinem wnęki w
wilgotnym murze. Nigdy dotąd nie zapuszczał się do skrzydła zamku, w którym mieszkały
jego trzy niezamężne ciotki, dopóki wszystkich mieszkańców Malmgarthu nie ogarnęło owo
tajemnicze podniecenie. Powiększył palcem wygryzioną przez myszy dziurkę w tkaninie i
uważnie się przyglądał. Zamieszanie i krzyki trwały od wielu godzin. Wszystkich mężczyzn
przepędzono do wielkiej sali, a kobiety z zapamiętaniem krzątały się wokół sprawy normalnej
dla całej swej płci. Służebne i pokojówki niezmordowanie krążyły między pomywalnią i
kobiecymi komnatami, znoszono wszystko, czego tylko zażądała położna.
Mal spochmurniał, kiedy pojawiła się Ysa z dymiącym dzbankiem pełnym pachnącej
herbaty i kilkoma ciastkami, które upiekła dzisiaj stara kucharka. Zaniosła je prosto do
położnej i nawet się nie rozejrzała, by choć jedno zaproponować chłopcu. Ysa była najmilszą
i najpulchniejszą ze służebnych i należała tylko do Mala. Jednakże żadne z uczestników
dramatu, którym stał się przedwczesny poród pani Eireny, nie pomyślało o podaniu chłopcu
kolacji i wysłaniu go do łóżka. Mal mściwie wyciągnął jeszcze kilka nitek z bezcennego
starego gobelinu i obrzucił złym spojrzeniem odchodzącą Ysę. Służebna przemknęła przez
komnatę, a z wyrazu jej twarzy chłopiec zrozumiał, że zupełnie o nim zapomniała.
Przestanie być potrzebny nawet swemu wujowi, panu Rufusowi, gdy nowy przybysz
zjawi się w Malmgarcie. Słyszał, jak pani Fairhona powiedziała tak do pani Elgi, a obie były
siostrami pani Eireny. Mal nie znał prawdziwego powodu, dla którego zabrano go z jego
domu znajdującego się na południe od Brikholmu. Wiedział tylko, że jego matka umarła na tę
samą chorobę, na którą cierpiała teraz pani Eirena, i że dlatego posłano go do wuja, pana
Rufusa, na wychowanie.
Pan Rufus i pani Virid nie mieli dzieci, dziedzic zatem Malmgarthu nie będzie pochodził
z jego rodu. Każde dziecko Eireny, starszej siostry Rufusa, będzie miało większe prawa niż
młody Mal, który był tylko jego siostrzeńcem. Pani Eirena nie zechciała przypieczętować
swego związku małżeństwem i na to obyczaj jej pozwalał, jakkolwiek nie pozwoliłby, by
jakikolwiek nieprawy potomek pana Rufusa mógł odziedziczyć Malmgarth.
Mali był za młody, żeby mu zależało na przejęciu Malmgarthu z jego zielonymi
pastwiskami, gęstymi lasami, osłoniętego od północy przed burzami i chłodzonego w lecie
wiatrami znad niezbyt odległego morza. Bujne łąki Malmgarthu dostarczały pożywienia dla
stad dorodnego bydła i owiec oraz tabunów pięknych koni.
Dzięki wielu pokoleniom selektywnej hodowli, malmgarckie wierzchowce łączyły
inteligencję i siłę legendarnych torgiańczyków z szybkością i urodą jabłkowitych rumaków
Jeźdźców Zwierzołaków. Rezultatem był kary koń, który dopiero osiągnąwszy dojrzałość
zyskiwał srebrzyste cętki na zadzie i brzuchu, chociaż najcenniejsze okazy zmieniały maść
dopiero na starość. Miały smukłe, dumnie wygięte szyje i wysoko nosiły przepiękne głowy;
długimi, bujnymi ogonami zamiatały ziemię. Zawsze można było dostrzec cień dzikości w
dużych, błyszczących oczach i delikatnych chrapach tych mieszańców, ale żaden jeździec –
po tym jak już go zaakceptował malmgarcki rumak – nie mógł pragnąć bardziej wiernego i
posłusznego wierzchowca, na którym przemierzał znaczne odległości między sąsiednimi
zamkami. W bitwie zaś, co teraz było rzadszym zjawiskiem, ale którego nadal należało się
strzec, malmgarcki wierzchowiec bronił swego pana zębami i kopytami.
Ludzie nadal pamiętali ponure czasy, dni wiatru i wilka, jak je nazywano, które nastały po
spustoszeniu High Hallacku przez Psy z Alizonu. Trwało to dopóty, dopóki nie objęli rządów
tacy magnaci jak pan Trystan, którzy zdołali zaprowadzić porządek i zapewnić pokój
umęczonej krainie. Ojciec pana Rufusa, Treli, był jednym z nich i przywiódł do zniszczonego
zamku parę koni należących niegdyś do Jeźdźców Zwierzołaków. Ludzie spoglądali wtedy
nań z ukosa, zastanawiając się, jakie pakty musiał zawrzeć podczas wojny. Tak jednak cieszył
ich spokój, który zaprowadził w ich dolinie, iż zapomnieli, że nie był rodowitym szlachcicem
i wybaczyli mu oportunizm z czasów walki z najeźdźcami.
Lecz to były sprawy dorosłych, dla Mala zaś liczył się tylko jego własny tłusty, szary
kucyk imieniem Baldhere, smaczne kąski podsuwane przez kucharkę, tak że Mal nigdy nie
musiał czekać na posiłek, oraz tuzin lub więcej służebnych, które nie odmawiały mu niczego.
Najbardziej zaś lubił wieczory, które spędzał przy kominku w wielkiej sali, siedząc obok
swego wuja i zasypując go pytaniami, kiedy temu starczało dla malca cierpliwości, albo
patrząc z podziwem, gdy zagniewany wielmoża chodził wielkimi krokami tam i z powrotem i
łajał jakiegoś niegodziwego pasterza czy oracza.
Pan Rufus miał wszystkie cechy, które uwielbiałby każdy chłopiec – był hałaśliwy,
przystojny, równie szczodrze rozdawał dary jak szturchańce, a także pachniał końmi, miodem
pitnym i wyprawioną skórą. Często sadzał Mala przed sobą na szybkim malmgarckim rumaku
i mknęli razem jak wiatr przez łąki i wzgórza. Chłopiec krzyczał z radości, kiedy wiatr
Zgłoś jeśli naruszono regulamin