1.pdf

(110 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Woon Yvonne
Piękni i martwi 02
Życie na wieczność
Szesnastoletnia Renée Winters straciła rodziców, odnalazła dziadka, zaczęła naukę w tajemniczej
szkole, dowiedziała się o istnieniu nieumarłych i zakochała się w jednym nich. Przez te miesiące
bardzo się zmieniła. W lustrze widzi wciąż swoją piękna, lecz starszą, smutniejszą twarz. Tylko ona
wie, że umarła i powróciła do życia dzięki pocałunkowi Dantego. Lecz rozłąka z ukochanym jest nie
do zniesienia. Jakby z każdym dniem bez niego traciła część swojej – ich wspólnej – duszy. A teraz
jeszcze te dziwne sny i niesamowite wizje, jakby echa zapomnianej przeszłości… Nagle Renée
dowiaduje się o bractwie Dziewięciu Sióstr, które jak mówi legenda, odkryło, jak przechytrzyć śmierć.
Poznało sekret strzeżony przez stulecia. Czy nieśmiertelność jest możliwa? A jeśli tak, czy byłaby
szansą dla miłości Renée i Dantego, zanim śmierć rozdzieli ich na wieczność?
Prawda, że chcecie tak się złączyć w jedno,
możliwie najściślej, żebyście się ani w dzień,
ani w nocy nie rozłączali? Jeżeli tego chcecie,
ja was spoję i zlutuję w jedno, tak że dwojgiem będąc,
jedną się staniecie istotą. Iaż do skonu razem będziecie żyli,
niby jeden człowiek, a potem, po wspólnej śmierci,
będziecie w Hadesie nie dwojgiem istot,
lecz znowu jednym cieniem. Więc patrzcie, czy tego pragniecie
i czy będziecie zadowoleni,
jeżeli wam się to pragnienie spełni.
Platon
Uczta
przeł. Władysław Witwicki
Młodsza Siostra
Słabe światło przeświecało przez mgłę unoszącą się nad jeziorem. Weszłam do wody i zaczęłam płynąć ku
niemu, dopóki z mgły nie wyłoniła się czerwona łódź wiosłowa. Zaskrzypiała, gdy siedząca w niej kobieta
wychyliła się, wpatrując w ciemność. Była tak blisko, że mogłam zobaczyć, jak drżą jej ręce, gdy opierała się
o burtę. Znieruchomiałam, a potem zaczęłam się delikatnie zanurzać, aż woda sięgnęła mi do ust.
Nieznajoma zsunęła kaptur z głowy, jej szare włosy zafalowały przy policzkach.
- Kim jesteś? - zapytała Annette LaBarge, bo to była ona. Jej głos zawisł nad wodą, jasne światło latarki
przesuwało się po jeziorze tuż przede mną.
Nie poruszyłam się, na wypadek gdyby ktoś nas obserwował. Nikt nie mógł wiedzieć, że tu byłam. Jej wargi
zadrżały.
- Pokaż się - zażądała. Miałam wrażenie, że patrzy na mnie, ale mnie nie widzi.
Wstrzymałam oddech. Powiał wiatr, łódź zaczęła dryfować. Annette wyłączyła latarkę, zanurzyła wiosła w
wodzie, łódka zaczęła się oddalać. Mgła otulała ją powoli, w końcu zamknęła się za nią, teraz widziałam
jedynie dwa ślady na wodzie, dwie ciemne wstęgi. Podążyłam za nimi bezgłośnie.
A potem jezioro wygładziło się, zostałam sama. Zatrzymałam się, nasłuchując odgłosu wioseł uderzających o
wodę, ale panowała zupełna cisza. Nim spojrzałam w górę, coś
spadło mi na głowę. Szybkim ruchem chwyciłam szpadel, którym panna LaBarge chciała mnie zdzielić,
wyrwałam go. Rozległ się plusk, gdy wyśliznął się z moich palców i spoczął na dnie jeziora.
Annette cofnęła się i klapnęła na siedzenie, a ja złapałam się burty, zacisnęłam palce na drewnianej
krawędzi i wysunęłam się z wody. Łódka przechyliła się niebezpiecznie.
- Nie! - krzyknęła panna LaBarge, wpatrując się w ciemność. - Nie zbliżaj się!
Nie zdążyłam odpowiedzieć, nieopodal rozległ się plusk. Obie zastygłyśmy i odwróciłyśmy się, wpatrzone w
noc. Wiatr przyniósł szepty, lustro wody zmarszczyło się.
Panna LaBarge wodziła spojrzeniem, w końcu jej wzrok spoczął na mnie.
- Kim jesteś? - spytała. - Czemu mnie śledzisz? Woda zafalowała.
- Cicho - powiedziałam niskim głosem. W bok łódki uderzyła fala, musiałam zrobić to teraz, zanim ktoś nas
odkryje.
Poprzez mgłę dobiegał do nas dźwięk, jakby ktoś płynął w naszą stronę. Panna LaBarge odwróciła się,
szalik uderzył ją w twarz.
- Kto tu jest oprócz ciebie? Czego chcesz?
- Cicho bądź. - Złapałam się za krawędź burty. Drewno zatrzeszczało, gdy kobieta gwałtownie odsunęła się
ode mnie. - Nie ruszaj się! - poleciłam. Usiłowałam mówić cicho.
Annette gorączkowo szukała latarki, a ja spróbowałam wejść do łodzi, jednak moje ubranie było ciężkie od
wody. Panna LaBarge z cichym krzykiem uderzyła mnie w knykcie, oderwała palce od burty. Spróbowałam
ostatni raz wdrapać się do łodzi, która jednak zakołysała się i wpadłam do jeziora.
Gdy się wynurzyłam, panna LaBarge zaświeciła mi w oczy żółtym światłem latarki. Zacisnęłam powieki, na
moje ramiona zwisały mokre włosy.
- To ty? - spytała zaskoczona, patrząc na mnie. Księżyc odbijał się w jej oczach, rozjaśniał je białym
światłem. Nie
zdążyła niczego powiedzieć, bo znowu rozległ się plusk, teraz bliżej. Kobieta spojrzała szybko przez ramię,
jej rysy wykrzywił strach.
Nie zdążyłam zareagować. Panna LaBarge upuściła latarkę na dno łodzi, chwyciła wiosła i wiosłując jak
szalona, znowu zniknęła we mgle.
Wytarłam oczy i rozejrzałam się, ale nie mogłam niczego dostrzec. Słyszałam jej oddech, ciężki i szybki, w
rytmie wioseł, gdy zanurzały się i wynurzały, zanurzały, wynurzały... Płynęłam za tym dźwiękiem, pokonując
fale, póki z mgły nie wyłoniła się niewielka, skalista wysepka.
Fale uderzały o brzeg, wynosząc na niego niewielką łódź. Patrzyłam, jak panna LaBarge wskakuje do wody,
jak brnie do brzegu, jak ciągnie łódkę za sobą. Przesunęłam wzrok, z fali przede mną wyłoniła się ciemna
postać, po niej następna i kolejna, w końcu ujrzałam dziesiątki ciemnych, nieregularnych kształtów, małych i
śliskich, wychodzących na brzeg. Szybkie, rozgorączkowane, biegły po kamieniach do panny LaBarge.
Płynęłam przez ciemność w tamtą stronę i w końcu ją zobaczyłam, zamachnęła się wiosłem na te istoty. A
potem rozległ się przenikliwy, ogłuszający krzyk, przeszywający ciemność nocy.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Usiadłam na łóżku i zamrugałam. To był kolejny mokry sierpniowy ranek, tak
wczesny, że słońce ledwie wyłaniało się zza chmur. Z ulgą odkryłam, że jestem w swoim pokoju, w
rezydencji dziadka i opadłam z powrotem na poduszki, wsłuchując się w deszcz uderzający w szyby. Przez
całe lato męczyły mnie dziwne, mroczne sny, które łączyło jedno: w każdym z nich rozpaczliwie kogoś
szukałam.
Na poduszce obok mnie spoczywała stara książka mojej mamy o historii strażników. Dziadek wręczył mi cały
stos na początku wakacji, żebym dowiedziała się, kim jestem, kim był każdy w naszej rodzinie: strażnicy
posiadający wrodzony talent wyczuwania śmierci, a dokładniej, nieumarłych.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin