Łyżki
Pewnego dnia łyżki urządziły defiladę. Na początku szła ta największa- wazowa. Waliła mocno trzonkiem w stół, a w jej blaszanym hełmie przeglądało się słońce. Za nią -maszerowało czwórkami dwanaście łyżek stołowych:-Raz - dwa - trzy - czteryraz-dwa-trzy-czteryraz-dwa-trzy-cztery.Za stołowymi, usiłując dotrzymać im kroku, szły bardzo zmieszane łyżeczki do herbaty:-Raz-dwa-trzy-czterydwa-trzycztery - tak właśnie szły, bo szyki też im się trochę myliły.Jeszcze dalej drobiły, jak przedszkolaki, drobniutkie łyżeczki do kawy. I oczywiście szły parami, tak jak to zawsze robią dzieci w przedszkolu.-Raz - dwa,raz-dwa,raz-dwa -tak właśnie sobie szły i idąc lizały resztki kremu. Bo po obiedzie była tego dnia kawa z kremem. A na szarym końcu człapała bardzo smutna łyżka do wkładania butów. I myślała:"Żeby w tym domu było nas więcej, to byśmy dopiero pokazały, jak się maszeruje! Bo my łyżki do butów - umiemy to przecież najlepiej...."
malgosia270