Guy de Moupassant
Baryłeczka
Czas akcji: parę dni w grudniu 1870.
Miejsce akcji: jadalnia w Hotelu du Commerce w Totes we Francji.
Trwa wojna francusko-pruska. Wojska pruskie wywalczyły dla siebie zwycięstwo, a ich obecność na francuskiej ziemi ma wpływ na życie i zachowania Francuzów. W podróż dyliżansem z Roune do Havru wyruszyli z żonami przedstawiciele society miasta - hrabia, handlarz winami, fabrykant, jest także demokrata Cornudet, dwie siostry zakonne i znana w mieście, młoda, pełna wdzięku i urody, prostytutka Elżbieta Rousset. Niemal wszyscy, z różnych powodów, uciekają przed Prusakami - trzy małżeństwa dla ratowania własnych majątków i interesów, Cornudet z powodu poglądów politycznych, a Elżbieta za wyrzucenie, ku radości całego miasta, ze swego domu oficera pruskiego. W drodze do Havru zatrzymują się na kolację i nocleg w Hotelu du Commerce w Totes. Tutaj o obecności pruskiego przedstawiciela władzy świadczą wiszące nad kominkiem, lśniące czystością, pruska pickelhauba i szabla kawaleryjska. Ich właściciel zajmuje pokój na piętrze i jemu Oberżysta ma obowiązek zanieść przepustki podróżnych. Przepustki nie okazuje tylko Elżbieta, bo Woźnica Ludwik nie przyniósł jeszcze jej bagażu z dyliżansu. Na natrętne pytania Oberżysty, czym się zajmuje, wytrącona z równowagi Elżbieta, pyta wprost: "Czy z daleka nie widać, kim jestem? Czy muszę to panu powiedzieć przed tymi wszystkimi ludźmi głośno i wyraźnie?" Elżbieta idzie z Oberżystą do oficera wyjaśnić chwilowy brak przepustki. Reszta towarzystwa nie kryje lekceważących uwag pod adresem Elżbiety, w końcu interesują się komunikatem Oberżysty, że z powodu obecności w okolicy wojsk pruskich do jedzenia jest tylko suchy czarny chleb. Wszyscy siedzą głodni, źli i przerażeni perspektywą głodowania do następnego dnia, kiedy będą mogli kupić jedzenie u okolicznych chłopów. Gdy wraca Elżbieta jej bagaż jest już w hotelu, a wśród toreb stoi sporych rozmiarów kosz wypełniony prowiantem. Elżbieta wyjmuje pieczony drób, kurę w galarecie, pasztet z jaskółek, wędzony ozór, gęsią wątróbkę z cebulką i jabłkiem, ciastka, owoce, słoik kwaszonych ogórków, biały chleb, wino. Głodne towarzystwo patrzy na stół szeroko otwartymi oczami, Elżbieta zorientowawszy się w sytuacji uprzejmie proponuje wszystkim przyłączenie się do kolacji. Panie stanowczo odmawiają i powstrzymują mężów, bo poczęstunek "od takiej" byłby hańbą, Hrabia nawet gotów jest cierpieć dla swego honoru, ale głód jest tak dojmujący, że w końcu wszyscy porzucają głośno wyrażane wcześniej zasady, siadają do stołu i zajadają smakołyki ze spiżarni pogardzanej prostytutki. Kolacja staje się radosną biesiadą, Elżbieta z entuzjazmem opowiada o oporze jaki stawiła pruskim żołnierzom, panowie składają jej gratulacje, a Cornudet widzi we wspólnie jedzonej kolacji symbol zjednoczonej przeciwko wrogowi ojczyzny. Wznoszą toast na cześć Elżbiety.
Następnego dnia rano Elżbieta odrzuca zaloty Cornudeta tłumacząc, że nie uprawia swego zawodu w sąsiedztwie wroga. Jest oburzona, gdy w jednoznaczny sposób proponują jej seks żonaci fabrykant Carre i hrabia Loiseau. Od natrętów ratuje ją Woźnica.
Gdy nadchodzi godzina odjazdu podróżni dowiadują się, że nie wyjadą z Totes. Elżbieta interweniuje u oficera, ale wraca przygnębiona. Od Ludwika pożycza scyzoryk, potem wyjaśnia podróżnym, że nie ruszą w dalszą drogę dopóty, dopóki ona nie pójdzie z oficerem do łóżka, co, zgodnie z jej zasadami, nie stanie się. Zrazu całe towarzystwo nie kryje oburzenia i deklaruje obronę Elżbiety, ale gdy kolejny dzień przychodzi im tkwić w hotelu, mają już inne poglądy. Przygotowują plan przekonania Elżbiety, żeby zmieniła swoje postanowienie. Naradzają się długo, kompromitują się nieznajomością historii, obnażają własną głupotę i hipokryzję. Elżbieta powróciwszy właśnie z kościoła, gdzie widziała chrzest dziecka, dzieli się refleksją, że taka podniosła uroczystość nie zapowiada tragicznego losu człowieka, który żyje potem jak robak i po to, by go zdeptano. Towarzystwo nie ulega nastrojowi zadumy, panie i ich mężowie opowiadają jej prawdziwe i zmyślone opowieści o kobietach, które w dawnych czasach, dla dobra ojczyzny godziły się na zbliżenie z wrogiem, nierzadko wykorzystując ten moment na zgładzenie kochanka. Elżbieta ulega namowom, poprawia makijaż i idzie do oficera. Tylko Cornudet mówi o hańbie. Radość ze zwycięstwa zakłóca Ludwik, który przewiduje, że podróżni zostaną rozstrzelani, bo Elżbieta ma przy sobie scyzoryk i na pewno zamordowała oficera. Ich popłoch i histeria ustępują, gdy widzą Elżbietę żegnaną przez pruskiego oficera pocałowaniem w rękę i stuknięciem obcasami.
Następnego dnia, podróżni jedzą obfite śniadanie, resztę zdobycznego prowiantu pakują i ostentacyjnie nie zwracają uwagi na głodną Elżbietę. Znowu w jej obronie staje Ludwik, oświadcza, że nikogo nie wpuści do dyliżansu, dopóki nie poczęstują śniadaniem panny Rousset. Żądanie Woźnicy zostaje spełnione, ale Elżbieta nie chce jeść tego, co dano jej pod przymusem. Rozgoryczona, pełna buntu, z całą siłą przewraca stół. Jest groźna, zacięta, o towarzyszach podróży mówi: sępy, świnie, hieny. W dalszą drogę pojedzie siedząc z Ludwikiem na koźle.
1
chahaviah