Forum - Moduł 5.doc

(82 KB) Pobierz
Zadania – forum Moduł 5

1.Być obywatelem

Co znaczy w dzisiejszej Polsce / świecie być obywatelem?
Czy oznacza to, iż ma się pewne obowiązki obok uprawnień? A jeśli tak, to jakie to obowiązki? A może dzisiejsza Polska to taki - wskutek wydarzeń historycznych - "twór", który należałoby lekko "przymuszeniem" odgórnie zreformować, na przykład poprzez wpisanie do Ustawy Zasadniczej kilku obowiązków (dajmy na to - obowiązku uczestniczenia w wyborach)?

 

Dla każdego z nas słowo ojczyzna oznacza co innego. Dla niektórych to tylko miejsce urodzenia, a dla innych to przywiązanie do narodu. Dla jednych ojczyzna ma ogromną wartość, a dla innych nie ma wielkiego znaczenia. Obywatel posiada zarówno prawa jak i obowiązki, jednak wydaje mi się, że w naszym pięknym kraju ludzie przestali to dostrzegać. Tak jak na przykład wspomnianie w treści zadania prawo do głosowania. Moim zdaniem powinniśmy się cieszyć, że mamy możliwość uczestniczenia w formowaniu się naszego państwa. W końcu dzięki wyborom mamy ogromny wpływ na to jak potoczą się jego losy. To nie obowiązek, ale przywilej. Niestety ludzie zaczęli go traktować jak zło konieczne. A gdyby nagle odebrano im to prawo? Wydaje mi się, że tylko ludzie, którzy przeżyli inne, gorsze ustroje potrafią docenić co tak naprawdę daje nam demokracja. Aż się boję co będzie, kiedy zostaną już tylko pokolenia, które nie pamiętają wojny.

 

2.Homo homini...

Czy przekonuje Państwa filozofia polityczna Tomasza Hobbesa (materiały), a w szczególności jego rozumienie kwestii umowy społecznej?

 

Podobnie jak Anię nie do końca przekonuje mnie filozofia polityczna Tomasza Hobbesa. Zgadzam się z tym, że niestety ludzie nie są w stanie żyć razem bez jakielkolwiek władzy opartej na przymusie. Ludzie zawsze będą ze sobą rywalizowali i zamiast mieć na uwadze dobro społeczne troszczymy się przede wszystkim o siebie. Wydaje się jednak, że koncepcja umowy społecznej Hobbesa daje żądzącym zbyt dużą władzę. W teorii Lockea, jednostki zawierając umowę, zrzekają się tylko części swojej wolności, zachowując gwarancje własności i swobód obywatelskich. Władza państwowa ma więc charakter ograniczony, utylitarny, a nie jak u Hobbesa absolutny. Umowa nie służy zrzeczeniu się naturalnych praw, ale ich umocnieniu.

 

3.Obywatele nieposłuszni

Nie ma bodaj o tym mowy w materiałach, więc chciałbym zaproponować Państwu pewną lekturę.

Idzie mi o koncepcję obywatelskiego nieposłuszeństwa. Porozmawiajmy o tym, czy w dzisiejszej Polsce / Europie jest jeszcze miejsce na tę szczególną instytucję w ramach demokratycznego porządku? Czy przychodzą Państwu do głowy jakieś przykłady obywatelskiego nieposłuszeństwa z ostatnich 20 lat wolnej Polski?

(Niechaj nie zwiedzie Państwa znajoma nazwa: 'nieposłuszeństwo obywatelskie' - proszę dobrze zrozumieć, o co z tym nieposłuszeństwem chodzi).

 

Nieposłuszeństwo obywatelskie

Na początku lutego 2006 roku, w wywiadzie dla pewnej gazety znana powszechnie osoba zagroziła nawoływaniem do nieposłuszeństwa obywatelskiego. Natychmiast rozległy się liczne głosy próbujących ustalić, czy chodzi o zachęcanie do anarchii i burzenia istniejącego porządku prawnego? Wyjście na ulice? Niepłacenie podatków? Obywatelskie nieposłuszeństwo zaczęło być odmieniane przez wszystkie przypadki.

Szumowi informacyjnemu trudno się dziwić. Słowa brzmią groźnie: wystarczy już samo nieposłuszeństwo, a do tego obywatelskie? Co dokładnie autor miał na myśli – nie wiemy. I wiedzieć nie mamy jak. Po tajemniczej wypowiedzi pojawiły się charakterystyczne trzy kropki. To, co jednak możemy zrobić, to sięgnąć do literatury przedmiotu i przypomnieć sobie, co w tej sprawie zostało już powiedziane. Nie wyczerpując listy tych, którzy opisywali to zjawisko, sięgnijmy do tekstu autorki takich publikacji takich jak Korzenie totalitaryzmu i Eichmann w Jerozolimie. Hannah Arendt, bo o niej mowa, pod koniec swojego życia napisała esej pt. Nieposłuszeństwo obywatelskie. Jakie są z nim problemy? Jakie są cechy nieposłuszeństwa obywatelskiego? Czym nie jest obywatelskie nieposłuszeństwo?

 

Podstawowy problem

Główna trudność, pojawiająca się przy próbie pogodzenia nieposłuszeństwa obywatelskiego – które w każdym wypadku jest naruszeniem prawa – z systemem prawnym polega na tym, że „prawo nie może usprawiedliwiać łamania prawa”. Arendt zauważa, że często proponuje się rozwiązanie tej kwestii przez utożsamienie nieposłuszeństwa obywatelskiego z naruszeniem prawa w celu sprawdzenia jego konstytucyjności. Zawsze, kiedy prawnicy usiłują na gruncie moralnym lub prawnym usprawiedliwić człowieka demonstrującego nieposłuszeństwo obywatelskie, przedstawiają jego przypadek albo na podobieństwo człowieka, który poddaje próbie konstytucyjność jakiejś ustawy albo sprzeciwiającego się z nakazu sumienia. Taki tok myślenia, zdaniem H. Arendt, nie rozwiązuje problemu.

 

Nieposłuszeństwo

H. Arendt pisze, że za sztandarowe przykłady obywatelskiego nieposłuszeństwa przyjmuje się dwie postaci: znanego wszystkim Sokratesa i mniej znanego Thoreau. Na przykładzie ich postępowania szuka się definicji, opartej na gotowości do przyjęcia na siebie konsekwencji swojego czynu. Twierdzi się, że nieposłuszeństwo wobec prawa można usprawiedliwić tylko wtedy, gdy łamiący prawo gotów jest, a nawet chce, ponieść karę za swój czyn.

 

Arendt stoi na innym stanowisku, uważa, że obydwa przykłady są nietrafione. Przypomina, że Sokrates nigdy nie kwestionował samych praw, a jedynie pomyłkę sądu, którą został osobiście dotknięty. Spierał się zatem nie z prawami, ale z sędziami. Przypadek Thoreau, który za odmowę płacenia podatku rządowi, dopuszczającemu się niewolnictwa, spędził jedną noc w więzieniu, również nie spełnia – zdaniem H. Arendt – warunków obywatelskiego nieposłuszeństwa. Thoreau bowiem bronił swej sprawy na gruncie sumienia jednostki, a nie na gruncie relacji pomiędzy obywatelem a prawem. A rady sumienia, jak twierdzi Arendt, są zawsze subiektywne, nie mają charakteru politycznego. Podpowiadają: strzeż się przed zrobieniem czegoś, z czym nie będziesz potrafił żyć. To, z czym ja nie mogę żyć, dla kogoś innego nie jest jednak wielkim problemem.

Dodatkowo, dowodzi Arendt, uznawanie samopoświęcenia, gotowości do poniesienia kary, jest szczególnie niefortunne, bowiem indywidualny fanatyzm często jest oznaką szaleństwa i uniemożliwia racjonalną dyskusję.

A zatem, argumenty podnoszone w obronie sumienia jednostki lub jej czynów okazują się nieadekwatne, kiedy stosować je do nieposłuszeństwa obywatelskiego. Byłoby bowiem trudno zapobiec temu, pisze H. Arendt, aby nieposłuszeństwo obywatelskie nie stało się metodą, w której każda jednostka, z jakiegokolwiek powodu, mogłaby nie przestrzegać prawa. Jednostka stosująca nieposłuszeństwo obywatelskie będzie uchodzić w najlepszym razie za interesującego ekscentryka, ale jest mało prawdopodobne, że osiągnie oczekiwany skutek. Musimy więc odróżniać tych, którzy sprzeciwiają się w imię własnego sumienia, od przypadków nieposłuszeństwa obywatelskiego.

Nieposłuszeństwo wobec prawa, cywilnego lub karnego stało się – jak twierdzi Arendt – w latach 80. zjawiskiem masowym, i to nie tylko w Ameryce. A skoro nieposłuszeństwo wydaje się być znakiem naszych czasów, można by skłaniać się do przypuszczenia, że nieposłuszeństwo obywatelskie to po prostu szczególny przypadek tej sytuacji. A jednak tak nie jest. Obywatelskie nieposłuszeństwo nie jest tożsame z przypadkami zwykłych przestępców. Co je odróżnia?

 

Nieposłuszeństwo obywatelskie

Może się jednak zdarzyć, że sprzeciw sumienia nabiera znaczenia politycznego. Dzieje się tak wtedy, gdy nie mamy już do czynienia z jednostkami, ale z grupą, która decyduje się wkroczyć na arenę publiczną i dać wyraz swojego sprzeciwowi. I choć źródło sprzeciwu danej grupy jest wciąż takie samo, to członkowie tej grupy nie opierają się już tylko na sobie. Ich przekonania stają się opinią, której siła nie zależy od sumienia, ale od liczebności tych, którzy ją prezentują. Ich wspólne działanie wyrasta ze wzajemnego porozumienia między członkami grupy i nadaje siłę ich opinii.

Znaczące nieposłuszeństwo obywatelskie będzie zatem zawsze praktykowane przez pewną liczbę ludzi o wspólnej opinii. Jedna bowiem z głównych cech takiego nieposłuszeństwa obywatelskiego to działanie grupowe. H. Arendt używa przykładu Freedom Riders, naruszających prawa ruchu drogowego, uznawane przez nich skądinąd za bezsporne.  Naruszając je, chcą zaprotestować przeciw niesprawiedliwym zarządzeniom lub polityce rządu i dekretom. Trzeba przyznać, że takie działanie podjęte przez jednostkę, wyglądałoby co najmniej dziwnie, a jej gotowość do poniesienia konsekwencji w niczym by tego nie zmieniła.

 

Z prawniczego punktu widzenia prawo tak samo narusza przestępca, jak i ktoś stosujący nieposłuszeństwo obywatelskie. O ile jednak nieposłuszeństwo obywatelskie – jak pisze Arendt – można uważać za oznakę poważnej utraty autorytetu prawa, to nieposłuszeństwo przestępcy jest skutkiem erozji siły i kompetencji policji. Różnica polega także na tym, że przestępca unika widoku publicznego, podczas gdy człowiek demonstrujący nieposłuszeństwo obywatelskie występuje otwarcie. I choć zazwyczaj różni się w zapatrywaniach od większości społeczeństwa, działa w imię i na rzecz grupy; odrzuca prawo i ustalone autorytety na gruncie zasadniczej różnicy opinii, a nie dlatego, że jako jednostka chce dla siebie zrobić wyjątek. Dlatego też stawianie znaku równości między nieposłuszeństwem obywatelskim a nieposłuszeństwem przestępcy jest daleko idącym nieporozumieniem.

 

Nieposłuszeństwo obywatelskie pojawia się wówczas, gdy znacząca liczba obywateli dochodzi do przekonania, że normalne kanały dokonywania zmian nie funkcjonują, ich skargi nie zostaną wysłuchane lub uwzględnione, albo przeciwnie, rząd chce dokonać zmian, ale jego metody pozostawiają wątpliwości co do ich legalności i konstytucyjności. Celem zatem nieposłuszeństwa obywatelskiego mogą być konieczne i pożądane zmiany lub przywrócenie status quo – zachowanie praw obywatelskich lub przywrócenie równowagi władzy w państwie, np. zagrożonej przez władzę wykonawczą.

 

Nieposłuszeństwo obywatelskie bez przemocy

Spośród wszystkich środków, pisze Arendt, których mogą użyć ludzie stosujący nieposłuszeństwo obywatelskie, jedynie wykorzystanie środków przemocy może usprawiedliwiać nazywanie ich „buntownikami”. Powszechnie bowiem przyjmowaną cechą charakterystyczną nieposłuszeństwa obywatelskiego jest niestosowanie przemocy. Nie jest więc ono rewolucją. Choć człowieka przejawiającego nieposłuszeństwo obywatelskie łączy z rewolucjonistą pragnienie zmiany świata, a zmiany, których chce dokonać mogą być radykalne, to jednak stosujący metodę nieposłuszeństwa obywatelskiego akceptują ogólną prawomocność systemu praw. Wiedzą jednak, że zmiana może być tylko rezultatem działania pozaprawnego. Całe ustawodawstwo – przypomina w tym miejscu Arendt – dotyczące pracy – prawo do układów zbiorowych, prawo do organizowania się i do strajku – poprzedzone zostało dziesiątkami lat gwałtownego nieraz nieposłuszeństwa wobec praw, które ostatecznie okazały się przestarzałe.

 

Obywatel posłuszny

W społeczeństwach demokratycznych wykorzystanie nieposłuszeństwa obywatelskiego stanowi jednak pewien problem. Po pierwsze, przestrzeganie prawa jest w nich wartością samą w sobie. Często mówi się, że musimy przestrzegać prawa, ponieważ mamy prawo głosu. Wybieramy i zgadzamy się na decyzje większości. Ale – twierdzi Arendt – moralna treść idącej za tym zgody przypomina moralną treść wszystkich umów. Polega ona w szczególności na obowiązku ich dotrzymywania. Jesteśmy jednak zobowiązani dotrzymywać naszych obietnic pod warunkiem, że nie powstaną żadne nieprzewidziane okoliczności, oraz pod warunkiem, że nie jest złamana wzajemność, obecna we wszystkich przyrzeczeniach. Pogwałcenie tkwiącej w umowie społecznej wzajemności może być spowodowane np. przez niedotrzymanie przez władzę pierwotnych warunków. Wtedy, w miejsce dotychczas obowiązującej zgody, pojawia się prawo do wyrażania niezgody. Obywatele posłuszni prawom stosują obywatelskie nieposłuszeństwo.

 

Nieposłuszeństwo obywatelskie i prawo do zrzeszania

Zgoda i prawo do wyrażenia niezgody, stały się – zdaniem Arendt – podstawami dla „sztuki stowarzyszania się” mieszkańców Ameryki Północnej. Zdaniem H. Arendt, ruch nieposłuszeństwa obywatelskiego to nic innego, jak najnowsza forma dobrowolnego stowarzyszania się. Za Tocqueville’m pisze: „Obywatele tworzący mniejszość, stowarzyszają się przede wszystkim po to, by udowodnić, jak są liczni i przez to osłabić moralne panowanie większości. Bez wątpienia „groźba nieposłuszeństwa obywatelskiego jest żywiołowa, ale nie jest ona ani odmienna, ani większa od niebezpieczeństw, tkwiących w prawie do swobodnego zrzeszania”.

 

W przeciwieństwie więc do człowieka protestującego w imię sumienia, ten, kto przejawia nieposłuszeństwo obywatelskie, jest członkiem grupy, a grupa ta formowana jest w zgodzie z tym samym duchem – pisze Arendt – który zainspirował dobrowolne stowarzyszenia. „Kiedy utrwalone instytucje nie funkcjonują należycie, a ich autorytet traci swą moc, zachodzi konieczność podjęcia takich działań (noszących znamiona obywatelskiego nieposłuszeństwa); dobrowolne stowarzyszenie przekształca się w nieposłuszeństwo obywatelskie, a wyrażenie niezgody w opór”.

 

 

 

Prawo do łamania prawa

W Rzeczpospolitej z 11-12 lutego 2006 roku Bogusław Banaszak, profesor prawa na Uniwersytecie Wrocławskim w tekście pt. Obywatelski opór i cywilne nieposłuszeństwo pisze: „Nasza konstytucja nie zna ani tego pojęcia (nieposłuszeństwa obywatelskiego), ani starszego prawa oporu”. Profesor Banaszak przypomina jednak, że wiele konstytucji takie prawo przewiduje. Zwalnia ono z konieczności posłuszeństwa wobec takiego prawa, które zagraża porządkowi ustanowionemu w konstytucji lub innym akcie o podstawowym znaczeniu. Jednakże, pisze Banaszak: „Literatura przedmiotu odróżnia prawo do obywatelskiego oporu od cywilnego (obywatelskiego) nieposłuszeństwa. (…) Różnica tkwi w tym, że prawo do oporu jest instytucją znaną prawu państw demokratycznych, a cywilne nieposłuszeństwo nie”.

Ten problem porusza w swoim tekście także H. Arendt „nieposłuszeństwo obywatelskie daje się pogodzić z duchem praw amerykańskich, istnieją jednak zasadnicze trudności z wcieleniem go do amerykańskiego systemu prawnego”. Skoro – pisze Banaszak – obywatelskie nieposłuszeństwo nie jest instytucją prawną, to odmowa wykonania obowiązku prawnego podejmowana jest na podstawie pozaprawnych kryteriów (…) stąd konieczność oparcia się na jak najszerszym konsensusie społecznym. Konsensus ten powinien mieć charakter trwały i pozbawiony emocji. „Oczywistym uzasadnieniem dla obywatelskiego nieposłuszeństwa może być złamanie prawa przez organ państwowy. (…) Naruszenie prawa (…) musi być jednoznaczne i bezdyskusyjne, w przeciwnym razie pochopność w wezwaniu do obywatelskiego nieposłuszeństwa podkopuje fundamenty państwa demokratycznego”.

 

Nieposłuszeństwo obywatelskie w praktyce

A zatem w demokratycznym państwie mamy obowiązek przestrzegania prawa. Obowiązek ten jednak, jak pisze prof. Banaszak, w żadnym wypadku nie może oznaczać bezwzględnego posłuszeństwa każdemu prawu. Kiedy więc można się mu nie poddać? H. Arendt przywołuje przykład protestu przeciwko wojnie w Wietnamie „kiedy przedstawiciele ruchu praw obywatelskich wyraźnie nie przestrzegali prawa federalnego”. A także protesty przeciwko próbom pozbawienia Senatu jego konstytucyjnej władzy przy okazji napaści na Kambodżę, kiedy jawnie została zlekceważona Konstytucja wyraźnie określająca, że dla rozpoczęcia wojny potrzebna jest aprobata Kongresu.

Profesor Banaszak we wspomnianym wyżej tekście, przywołuje bliższy nam, bo polski, przykład. W 1994 roku „minister finansów określił wysokość stawek podatkowych w obwieszczeniu” (na skutek przedłużającego się procesu uchwalania budżetu). Ponieważ jednak tego rodzaju obciążenia na obywateli nakładać może tylko konstytucja lub ustawa, decyzja ministra spowodowała wezwanie do płacenia podatków w wysokości określonej we wciąż obowiązujących ustawach (ale nie do niepłacenia w ogóle).

 

Czy w tej chwili, w Polsce AD 2006, dzieją się rzeczy, które uprawniałyby wykorzystanie metody nieposłuszeństwa obywatelskiego? Czy normalne kanały dokonywania zmian nie funkcjonują? Czy skargi nie są wysłuchiwane lub uwzględniane, albo przeciwnie, czy rząd chce dokonać zmian, ale jego metody pozostawiają wątpliwości co do ich legalności i konstytucyjności? Na te pytania niech każdy odpowie sobie sam, we własnym sumieniu. A jeśli zdarzy się tak, że zaczną one współbrzmieć i jednostkowe przekonania staną się opinią, to być może posłusznym obywatelom nie pozostanie nic innego jak wykorzystać znany, choć pozaprawny instrument.

 

 oprac. z na podstawie: Hannah Arendt „Nieposłuszeństwo obywatelskie”, Fundacja ALETHEIA, Warszawa, 1999.

 

Wedłu encyklopedii PWN nieposłuszeństwo obywatelskie to: świadome i celowe niestosowanie się do konkretnych przepisów prawa należących do zasadniczo akceptowanego w całości porządku prawnego, które w przekonaniu obywatela naruszają w sposób rażący istotne normy sprawiedliwości, ograniczają wolność i równość obywateli. Wydaje się, że w dziesiejszej wolnej, demokratycznej Polsce nie ma miejsca na nieposłuszeństwo obywatelskie. W końcu mamy wolne wybory, a także prawo do strajków. Gdzieś jednak musi przebiegać granica, między legalnym protestem, a właśnie nieposłuszeństwem obywatelskim. Wydaje mi się, że to zjawisko mogliśmy obserwować całkiem niedawno., chciażby podczas strajków pielęgniarek (głodówki czy okupowanie szpitali). Często obseruwjemy również blokady dróg, czy przypinanie się do drzew (dolina Rospudy). Moim zdaniem  nieposłuszeństwo obywatelskie pomimo demokratycznego porządku istnieje także w dziesiejszych czasach i będzie istaniało nadal miemy tylko nadzieję, że zawsze będzie walką w słusznej sprawie.

 

Podsumowanie

 

Podsumowując... ;)
Poglądy Hobbesa (i jego oponenta - Rousseau) znakomicie do rozważań nad współczesną kondycją polityczną Polaka się nadają. Raz, że tematów "odwiecznych" dotyczą; dwa, że jesteśmy młodą-starą demokracją, zatem dyskurs polityczny, obywatelski jeszcze u nas żywy, cały czas się kształtuje.
Pytanie o ludzką naturę wiąże się ze stałym w kulturze europejskiej dążeniem do nazywania spraw najważniejszych. A wbrew pozorom definiowanie człowieka (człowieczeństwa) jest sprawą niebłahą, ponieważ pozwala zająć spójne stanowisko w kwestiach mniej abstrakcyjnych, takich jak na przykład eutanazja, kwestie ustrojowe czy stosunek do przyrody. Próby określenia ludzkiej natury nigdy nie zostaną zakończone oraz zwieńczone sukcesem, który by sankcjonował jedyne słuszne rozwiązanie. Udzielane odpowiedzi zawsze będą pochodną naszego światopoglądu, wyznawanych wartości. Określić ludzką naturę to powiedzieć, co naszym zdaniem w byciu człowiekiem jest najważniejsze, co charakteryzuje człowieka jako specyficzny, wyodrębniony rodzaj stworzeń na Ziemi. Wielu filozofów w historii wskazywało, że takim najistotniejszym, najbardziej specyficznym czynnikiem jest rozumność (czyli zdolność rozróżniania dobra od zła oraz funkcjonowania w świecie wartości), wielu wskazywało na społeczną naturę: że rodzimy się stworzeni do życia we wspólnocie, a poza nią nie bylibyśmy sobą.
Tomasz Hobbes zakwestionował oba te przekonania. Uznał, że głęboka refleksja powinna raczej skłonić nas do poglądu, iż prawda o nas jest niesympatyczna: jesteśmy z natury samolubni, agresywni i nierozumni. A przekonać o tym można się najlepiej w chwili, gdy "zniesiona zostanie nad nami wszelka władza zwierzchnia". Gdy czytam te słowa, to na myśl przychodzą mi obrazki katastrof: na przykład wielkiej powodzi w Nowym Orleanie przed kilku laty. Wielka woda odcięła wówczas tysiące ludzi na kilka dni od wszelkiej pomocy i władzy zwierzchniej. Nie funkcjonowała policja, wojsko, administracja, armia zbawienia... A na dwa, trzy dni do Nowego Orleanu zawitały gwałty, grabieże, morderstwa, wszystko bez opamiętania. Mieszkańcy nie czuli nad sobą ręki sprawiedliwości i teraz właśnie pytanie: ukazali swą prawdziwą naturę? W obliczu poczucia zupełnej bezkarności odkryli karty? Wystarczył brak strachu przed nieuniknioną karą, by ludzie zaczęli zachowywać się tak, jak nimi powoduje natura?
Naturalnie odpowiedzi mogą być różne, zależne od naszej wiary w człowieka (czyli de facto przyjmowanej, choćby bezwiednie, wizji ludzkiej natury), ale kwestii żadnej nie podlega fakt, że pytania są mocne i niełatwe do zbycia, dają po prostu do myślenia. Oczywistą naszą reakcją na podobne pytania skierowane do nas konkretnie byłoby żarliwe zapewnianie, "że ja w takim wypadku nigdy..." itp, lecz i tutaj badania oraz obserwacje czynione od dziesięcioleci przez psychologów społecznych i socjologów pokazują, że nawet w kwestiach tak intymnych nie potrafimy przewidzieć własnego zachowania. Jak zatem jest z naszą naturą? ...
Jeśli o problem umowy społecznej chodzi, to pozostaje on w oczywistym związku z przed chwilą omówionym. Jeśli wszak przyjmiemy, że przychodząc na świat nie jesteśmy "przeznaczeni" do życia w grupie, to musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego w tej grupie żyjemy? Bo tak łatwiej? Bo to przynosi profity? Bo się boimy inaczej, tak jak nas zmusza natura? Przyjęcie hipotezy, że rodzimy się usposobieni społecznie również nie eliminuje wielu pytań. Bo dlaczego będąc zwierzętami społecznymi decydujemy się na akurat taki, a nie inny kształt wspólnoty? Jaki w ogóle kształt wspólnoty jest najodpowiedniejszy z uwagi na naszą naturę?
Odpowiedź Hobbesa jest prosta i Państwo ją wypowiedzieliście: nie jesteśmy stworzeni do życia we wspólnocie, ale życie zgodnie z naturą się po prostu nie opłaca. Rachunek zysków i strat wychodzi na niekorzyść życia samotniczego. Żyjąc pośród innych tracimy co prawda jedną z najcenniejszych rzeczy w naszym życiu - wolność (absolutną?), zyskujemy jednak inną, być może równie cenną - bezpieczeństwo i pewność jutra. W pierwszym wypadku rządzi prawo silniejszego (a nie mamy gwarancji, że będziemy najsilniejszym), w drugim zaś godzimy się na rządy prawa (które również nie dają nam absolutnej gwarancji naszego bezpieczeństwa). Hobbes pokazuje paradoksalność tej sytuacji: rezygnujemy z czegoś cennego na rzecz wartości również niepewnej. W tym społeczno-politycznym chaosie trzeba znaleźć jakieś racjonalne rozwiązanie i autor "Lewiatana" znajduje je w konkretnym porządku społecznym. Dlaczego państwo Hobbes postanowił ochrzcić imieniem Lewiatan właśnie? Zastanawiał się ktoś z Państwa nad tym może? Jeśli nie, poszperajcie, a się dowiecie. Źródło jest w Starym Testamencie :)
Jan Jakub Rousseau jest drugim z ważniejszych filozofów, którzy fundowali teorię umowy społecznej. A nie wychodził on od założenia, że człowiek jest bezrozumnym, agresywnym zwierzęciem. Jego wizja ludzkiej natury jest zgoła odmienna. Mimo to uznał ów słynny Szwajcar za stosowne znaleźć wytłumaczenie dla dyskutowanej kwestii i przedstawić ustrojową propozycję. Stał się jednym z pierwszych nowoczesnych zwolenników demokracji bezpośredniej, która piękny wyraz znalazła w rozwiązaniach ustrojowych Szwajcarii właśnie. Tyle o tym.

Jeśli idzie o obowiązek wyborczy i bycie dobrym obywatelem Najjaśniejszej, to rzecz ujmę tak:
Bardzo często spotykam się na zajęciach i poza nimi z opinią taką mniej więcej: "to wolny kraj (w domyśle - demokratyczny) i nikt nie może mnie zmuszać do..." i sam nie wiem, jak to tłumaczyć. To jest kompletne pomieszanie pojęć. Co innego jest demokracja, co innego - liberalizm. W naszym kraju te pojęcia straciły znaczenie, a nawet więcej - zamieniły się znaczeniami. Liberalizm budowany jest na pojęciu wolności negatywnej, tzn. prawdziwy liberał głosi potrzebę minimalizacji interwencji państwa (w gospodarkę, kulturę, życie społeczne...) tak daleko, jak to rozsądne i możliwe. Tu właśnie jest miejsce na manifesty takie, jak: 'nikt mi nie będzie kazał...', 'nikt mi nie powie...' itp. Demokracja natomiast to ustrój, porządek społeczno-polityczny budowany (od samych swych początków) na wolności pozytywnej, na "wolności do", a nie "od"... W porządku demokratycznym nie idzie o to, by każdy sobie był "wojewodą na zagrodzie" (zwie się to uczenie atomizmem społecznym), lecz o to, by jakakolwiek mniejszość nie była w społeczności (obyczaj), w państwie (prawo) poszkodowana; idzie zatem w porządku demokratycznym o zbudowanie takich warunków, w których każdy ma prawo "do": wolności wyznania, głoszenia poglądów, wolności wyboru, itd itd. Porządek demokratyczny, jednym słowem, budowany jest po to, by scalać wspólnotę, a nie bronić jedną grupę przeciwko drugiej, idzie o łagodne współżycie, a nie stałą wojnę wszystkich ze wszystkimi.
Zatem jako liberał mogę mówić pełnym głosem: nikt nie będzie mnie zmuszał do czegokolwiek (poza przestrzeganiem prawa oczywiście), natomiast jako demokrata biorę na siebie obowiązek troski o prawa każdego, komu dzieje się krzywda we wspólnocie (John Rawls posługuje się tu terminem 'zasłona niewiedzy', który sprowadza się do myśli: dbaj o prawo i dobro każdego we wspólnocie, ponieważ nie wiesz, czy za kilka chwil ty nie będziesz w sytuacji poszkodowanego korzystał z tego prawa).
A zabawne jest to, jak popularny w Polsce jest styl myślenia w istocie stricte liberalny ("nikt mi nie będzie..."), a jak małą popularnością cieszą się partie głoszące takie poglądy ;))

Jeszcze jedna uwaga dotycząca tego wątku: otóż kilka osób posłużyło się w uzasadnieniu własnego stanowiska (przeciw konstytucyjnemu obowiązkowi głosowania) argumentem: 'mam zapisaną prawem wolność wyboru'. Otóż, drodzy Państwo, tak jest!, wolność wyboru zapisana jest wręcz w Konstytucji i stanowi jedno z głównych praw obywatela państwa demokratycznego, w tym RP. Ale miejmy świadomość, o czym to prawo wolnego wyboru stanowi: mówi ono o tym, że gdy już przy urnie wyborczej staniemy, to nikt, ale to absolutnie nikt nie ma najmniejszego prawa w mój wybór ingerować, czy to narzucając mi zdanie, czy też zabraniając wyrażania mojego. Z chwilą, gdy staję z kartką przy urnie każdemu innemu wara od mnie, to mój wybór. Prawo wolnego wyboru nie wspomina nic o chwili przed wejściem do lokalu wyborczego, czyli krótko a węzłowato: nie dotyczy samej kwestii pójścia na wybory.
Oczywiście w żadnej mierze nie przesądza to również kwestii konieczności wprowadzenia obowiązku wyborczego do Konstytucji ;)

Kwestię ON omówiliśmy, mam wrażenie, dostatecznie.

Dziękuję za to forum.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin