Michael A. Stackpole X-Wingi - Eskadra Łotrów.txt

(709 KB) Pobierz
1 Michael A. Stackpole X-Wingi – Tom I – Eskadra Łotrów 2 


Tom I cyklu X-WINGI 


ESKADRA ŁOTRÓW 


MICHAEL A. STACKPOLE 

Przekład 
MACIEJ SZYMAŃSKI 






3 Michael A. Stackpole X-Wingi – Tom I – Eskadra Łotrów 4 
Tytuł oryginału 
X-WING IV. ROGUE SQUADRON 
Redaktor serii 
ZBIGNIEW FONIAK 
Redakcja stylistyczna 
MAGDALENA STACHOWICZ 
Redakcja techniczna 
ANDRZEJ WITKOWSKI 
Korekta 
MAŁGORZATA KĄKIEL 
EWA LUBEREK 
Ilustracja na okładce 
PAUL YOULL 
Skład 
WYDAWNICTWO AMBER 
Copyright © 1996 by Lucasfilm, Ltd. & TM. 
All rights reserved. 
Georg’owi Lucasowi 
Wszechświat, który stworzył, jest tak pełen życia I magi, 
że pamiętam nie tylko, kiedy po raz pierwszy zpbaczyłem film, 
ale także, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem jego zapowiedź. 
Gdyby ktoś powiedział mi wtedy, że będę pisał dalszy siąg 
historii tego wszechświata, powiedziałbym, że jest stuknięty. 
Raz jeszcze, panie Lucas, spełnił pan czyjeś marzenia. 
For the Polish translation 
Copyright © 2001 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 
ISBN 83-7245-870-7 




Michael A. Stackpole 

ROZDZIAŁ 


1 


„Dobry jesteś, Corran, ale nie tak dobry, jak Luke Skywalker”. Corran Horn wciąż 
jeszcze czuł, jak palą go policzki na samo wspomnienie oceny, która padła z ust komandora 
Antillesa, a dotyczyła jego ostatniej misji w symulatorze. Był to zwyczajny 
komentarz, wygłoszony obojętnym tonem; nie okrutna uwaga, obliczona na zmiażdżenie 
morale krytykowanego, a jednak Corran boleśnie odczuł słowa dowódcy. „Nigdy 
nawet nie próbowałem sugerować, że jestem aż tak dobrym pilotem”. 

Horn potrząsnął głową. „Jasne, że nie. Po prostu chciałeś, żeby było to dla nas 
wszystkich najzupełniej oczywiste”. Przebiegł palcami po włącznikach uruchamiających 
„silniki” symulatora X-winga. 

- Zielony Jeden, cztery odpalone, gotów do startu. – Podświetlane przełączniki, 
klawisze i monitory wypełniające kokpit błysnęły, budząc się do życia. - Zasilanie podstawowe 
i zapasowe na pełną moc. 
Ooryl Qrygg, gandyjski skrzydłowy Horna, wyrecytował podobną procedurę 
przedstartową nieco piskliwym głosem. 

- Zielony Dwa gotów. 
Trójka i Czwórka zgłosiły się zaraz potem, a na ciemnych ekranach zastępujących 
iluminatory kabiny pojawił się obraz kosmicznej pustki usianej punkcikami gwiazd. 

- Gwizdek, skończyłeś obliczenia nawigacyjne? 
Zielono-biała jednostka R2, osadzona w gnieździe za plecami mężczyzny, gwizdnęła 
przeciągle i po chwili kolumny współrzędnych rozbłysły na głównym ekranie. 
Corran wcisnął klawisz, by wysłać koordynaty do pozostałych pilotów Klucza Zielonych. 


- Prędkość nadświetlna. Spotkamy się w punkcie „Wybawienie”. 
Gdy aktywował hipernapęd myśliwca, gwiazdy rozciągnęły się na moment w długie, 
jarzące się pasy, a potem znowu zamieniły w połyskujące plamki, obracające się 
wolno zgodnym ruchem i tworzące swoisty tunel białego światła. Corran z trudem zapanował 
nad odruchem sięgnięcia po drążek sterowy, by zahamować pozorny ruch 
wirowy maszyny. W przestrzeni, a zwłaszcza w nadprzestrzeni, pojęcia „góry” i „dołu” 
były względne. To, w jakim położeniu statek mknął po osiągnięciu hiperprędkości, nie 
miało znaczenia; liczyło się 
tylko utrzymanie właściwego kursu - obliczonego wcze


X-Wingi – Tom I – Eskadra Łotrów 

śniej przez Gwizdka- i rozwinięcie odpowiedniej prędkości tuż przed dokonaniem skoku. 
Myśliwiec był więc zupełnie bezpieczny. 

Wpakowanie się prosto w czarną dziurę mogłoby jedynie ułatwić tę misję. Wszyscy 
piloci drżeli na myśl o misji szkoleniowej rozgrywanej według scenariusza zwanego 
„Wybawieniem”. Punktem wyjścia dla tej symulacji był atak sił imperialnych na 
rebelianckie jednostki ewakuacyjne, przeprowadzony na krótko przed zniszczeniem 
pierwszej Gwiazdy Śmierci. Transportowiec „Wybawienie” czekał na przybycie trzech 
wahadłowców typu Medevac i korwety „Korolev”, które miały zacumować i wyładować 
grupę rannych, podczas gdy imperialna fregata „Pożoga” skakała po całym systemie, 
wypuszczając grupki myśliwców i bombowców typu TIE z zadaniem wyrządzenia 
jak największych szkód. 

A bombowce, wyładowane pociskami do granic możliwości, mogły spowodować 
niemałe szkody. Wszyscy piloci, którzy mieli okazję zapoznać się ze scenariuszem 
„Wybawienie” znali także jego drugą nazwę: „Requiem”. „Pożoga” wypuszczała 
wprawdzie ogółem tylko cztery myśliwce gwiezdne i pół tuzina bombowców - zwanych 
w slangu pilotów odpowiednio „gałami” i „dublami” - lecz czyniła to w takim 
układzie przestrzennym, że ocalenie „Koroleva” było właściwie niemożliwe. Korweta 
była wielkim i łatwym celem, więc bombowce TIE bez trudu lokowały w niej swoje 
śmiercionośne ładunki. 

Punkciki gwiazd znowu się wydłużyły, zwiastując wyjście maszyny z nadprzestrzeni. 
Za lewoburtowym iluminatorem Corran dostrzegł bryłę „Wybawienia”. Chwilę 
później Gwizdek poinformował, że pozostałe myśliwce i wszystkie trzy wahadłowce 
Medevac także dotarły na miejsce. Piloci zameldowali o gotowości do akcji i zaraz 
potem pierwszy z promów rozpoczął 
manewr dokowania przy burcie transportowca. 

- Zielony Jeden, tu Zielony Cztery. 
- Mów, Czwarty. 
- Lecimy „z książki”, czy wymyślimy coś finezyjnego? 
Corran zawahał się moment, nim odpowiedział. Mówiąc „z książki” Nawara Ven 
miał na myśli wydumany przez kogoś mądrego, ogólny plan akcji. Według założeń 
tego planu jeden z pilotów powinien był zagrać rolę ogara: popędzić na spotkanie 
pierwszego klucza myśliwców TIE, podczas gdy pozostałe trzy maszyny trzymałyby 
dystans, czając się w pobliżu korwety. Tak długo, jak trzy X-wingi pozostawały w odwodzie, 
„Pożoga” rozstawiała swój towar w przyzwoitej odległości od „Koroleva”. 
Gdy tylko podchodziły bliżej, fregata zaczynała działać znacznie śmielej, a cała symulacja 
szybko zmieniała się w krwawą jatkę. 

Problem z działaniem „z książki” polegał na tym, że była to niezbyt genialna strategia. 
Samotny pilot musiał rozprawić się z pięcioma maszynami typu TIE - dwiema 
„gałami” i trzema „dublami” - bez niczyjej pomocy, a potem zawrócić i załatwić kolejnych 
pięciu przeciwników. Nawet przy założeniu, że nadlatywali falami, szanse przetrwania 
w takich warunkach były prawie żadne. 

Tylko że każde inne rozwiązanie przynosiło katastrofalne skutki. A poza tym, który 
z lojalnych synów Korelii przejmował się kiedykolwiek szansami? 

- Lecimy „z książki”. Trzymajcie piece w pogotowiu i sprzątajcie po mnie. 



Michael A. Stackpole 

- Zrobione. Powodzenia. 
-Dzięki. - Corran dotknął prawą ręką 
talizmanu, który nosił na łańcuszku zapiętym 
wokół szyi. Choć przez toporne rękawice i grubą tkaninę skafandra ledwie wyczuwał 
zarys monety, dobrze znane uczucie metalu ocierającego się o skórę na wysokości 
mostka wywołało uśmiech na jego twarzy. Przyniósł ci sporo szczęścia, tato, pomyślał; 
miejmy nadzieję, że jego moc jeszcze się nie wyczerpała 
Hom otwarcie przyznawał, że w trudnym okresie przystosowawczym w siłach Sojuszu 
niejednokrotnie zdarzało mu się polegać wyłącznie na łucie szczęścia. Nawet 
opanowanie żołnierskiego slangu przychodziło mu z niejaką trudnością. Przestawienie 
się ze stosowania nazwy „myśliwiec gwiezdny typu TIE" na „gałę" czy „Interceptormyśliwiec 
przechwytujący typu TIE" na „skosa" miało jeszcze jakiś sens. Były jednak i 
takie terminy, które ukuto według logiki zupełnie dla niego niezrozumiałej. Wszystko, 
co wiązało się z Rebelią, wydawało się 
Korelianinowi dziwne w porównaniu z tym, co 
znał z poprzedniego życia. Przystosowanie się do nowych zasad nie było łatwe. 

Podobnie jak zwycięstwo w tym scenariuszu, pomyślał. 

„Korolev" pojawił się nagle znikąd i ruszył w stronę „Wybawienia", znacznie 
skracając Corranowi czas do namysłu. W wyobraźni Horn przerabiał już ten scenariusz 
setki razy. Podczas poprzednich symulacji, gdy służył jako ochrona innemu „ogarowi", 
kazał Gwizdkowi rejestrować dane na temat czasów przelotu maszyn wroga, stylów 
walki i typowych wektorów ataku. Choć sterowanie myśliwcami i bombowcami TIE 
powierzano różnym kadetom, maksymalne osiągi statków tworzyły stałą ograniczającą 
możliwości pilotów, a przy tym spora część wstępnej fazy ataku była z góry zaprogramowana 
przez komputer symulatora. Ostry pisk Gwizdka ostrzegł 
Corrana o pojawieniu 
się „Pożogi". 

-Coś pięknego. Jedenaście kilosów za mną. - Horn ściągnął drążek sterowy w 
prawo, wykonując maszyną szeroki łuk. Wyprowadziwszy ją z wirażu, mocno pchnął 
manetkę akceleratora, by uwolnić pełną moc silników. Prawą dłonią pstryknął kolejnym 
przełącznikiem, ustawiając płaty skrzydeł w pozycji bojowej. -Tu Zielony Jeden. 
Wchodzę. 
Głos Rhysati, który rozległ się w jego słuchawkach, był spokojny i mocny. 

- Spłyń po nich jak ślina po Hutcie. 
- Postaram się, Zielony Trzy. - Corran uśmiechnął się i pomachał skrzydłami myśliwca, 
przelatując przez formację Sojuszu i zmierzając dalej, ku „Pożodze". Gwizdek 
basowym buczeniem obwieścił pojawienie się trzech bombowców TIE, a po chwili 
świsnął o kilka tonów wyżej, gdy tylko dołączyły do nich dwa myśliwce. 
- Gwizdek, oznacz bombowce jako cele jeden, dwa i trzy. - R2 zajął się wykonaniem 
rozkazu, Corran zaś przestawił dziobowe pola ochronne na maksymalną moc i 
wywołał na monitorze głównym program celowniczy dział laserowych. Lewą ręką 
poruszył pokrętłem kalibracji umieszczonym na rękojeści drążka sterowego, by linie 
celownika skrzyżowały się na dwóch nieprzyjacielskich jednostkach. Nie jest źle, zdecydował. 
Mam ze trzy kilosy między gałami a bombowcami. 
Prawa ręka Horna znowu musnęła ukrytą pod kombinezonem monetę. Pilot wziął 
głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze, a potem chwycił drążek sterowy i zawiesił 


X-Wingi – Tom I – Eskadra Łotrów 

kciuk tuż nad spustem. Na wskaźniku refleksyjnym,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin