Wojciech Gołšbowski Nadejcie Ery Lwa - W gwiazdach nic nowego, pani. - Nadworny mag skłonił się uniżenie. Pierwszy Wezyr Cesarzowej z trudem ukrywał znużenie. Nigdy nie mógł zrozumieć, jak w czasach lotów nadprzestrzennych kto może jeszcze wierzyć w magicznš moc gwiazd. Zwłaszcza kto tak janie owiecony, jak Cesarzowa. - Twoja gwiazda, pani, wieci jasno i mocno, jak zwykle i oby na wieki. - kontynuował astrolog. Nic dziwnego, pomylał Wezyr, w końcu to Alfa Minos, gwiazda jej rodzinnego układu planetarnego; będzie tak wiecić jeszcze parę milionów lat. - Jednakże, pani, lud coraz częciej powtarza, że zbliża się Era Lwa. W naszych snach także pojawia się ostatnio nieokrelone niebezpieczeństwo. Pierwszy Wezyr drgnšł. Co ten staruch insynuował? Ile wiedział? Gdyby były znane konkrety, już poleciałyby głowy. Czyli, że to tylko przeczucia. Oby tylko. - Czego to niebezpieczeństwo miałoby dotyczyć ? - Zza maski dobiegł czysty głos Cesarzowej. - Nie wiemy, pani. - Mag płaszczył się przed tronem. - Polecilimy wyostrzyć używane przez nas projektory snów. Już wkrótce powinno być wszystko wiadomo. Cesarzowa Imperium Anette IV skinęła dłoniš. Arcymag padł do stóp, po czym wycofał się dyskretnie. Gdy już zostali sami, podniosła maskę i westchnęła. - I co o tym sšdzisz, Rudolfo ? Pierwszy Wezyr także uniósł swš maskę. Twarz miał zmęczonš i zatroskanš. - Wieniacy zawsze co plotš, pani. Tak już jest od wieków. Poza tym zbliża koniec tego wieku, więc nic to dziwnego, że zjawisko to się nasila. Ludzie zawsze sobie co obiecujš lepszego na przełomie wieków. Tak, jakby to nie oni tworzyli życie na tym wiecie. - Tak, wiem o tym. Ale powiedz mi, jak zapobiec temu, co wywołało na Ziemi nadejcie Ery Wodnika ? Znasz chyba tš legendę ? - Znam, pani. - Wezyr pokiwał głowš. - Trzeba powstrzymać szerzšcš się anarchię. Za wszelkš cenę. - Ale ile to będzie kosztowało? - Cesarzowa uniosła głowę, spojrzała w twarz rozmówcy. - Kolejne miliony, ba, miliardy ofiar ? Kilka straconych planet ? Do czego to w końcu doprowadzi ? Wymyl co, Rudolfo. Zrób to dla mnie. Wezyr schylił głowę. Cesarzowa Anette powstała z tronu i wyszła przez chronione polem siłowym drzwi. Rudolfo został sam ze swoimi mylami. Był rok 2499 od wynalezienia napędu nadprzestrzennego. Imperium trwało już jakie półtora tysišca lat. Dynastia Frankonów rzšdziła nim niepodzielnie od czterystu lat. Kilkaset lat wczeniej możnowładcy wymusili prawo do wolnoci słowa. Na ironię, mimo rozwoju wszelkich rodzajów komunikacji słowo mówione stało się najpewniejszš formš przekazu. Było to oczywicie zwišzane z owym prawem, ponieważ na rozkaz ówczesnego cesarza zdezaktywizowały się wszelkie urzšdzenia podsłuchowe ukryte gdzie się tylko dało. Niestety, nic nie zabraniało podsłuchiwać rozmów telepatycznych, podglšdać pism ani przechwytywać wiadomoci elektronicznych czy radiowych. Do łask wróciła kasta Niuchaczy, którzy potrafili rozróżnić do półsetki osób, z którymi miał kontakt ostatnio badany delikwent. Zawdzięczali to eksperymentom genetycznym, które zostały przeprowadzone na ich dalekich przodkach. Byli to jednoczenie jedyni ludzie w Imperium, którzy mieli w sobie pamištkę po zwierzętach z Ziemi, a zwłaszcza po wymarłych psach. Pierwszy Wezyr Rudolfo da Costa zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa kontaktu osobistego. Cóż, każdy kiedy ginie, a stawka jest wysoka. Nie chciał jednak angażować w Sprawę większej iloci osób. I bez tego było doć krucho. Stšpał po bardzo cienkiej linie. A urwisko było głębokie. - Domylasz się, po co tu jestem ? - Rzekł zza maski do stojšcego za wentylatorem więnia. - Nie, panie. - Były Starszy Prog nie wyglšdał zbyt okazale. Jasne było, że prędzej czy póniej ciężka praca fizyczna go wykończy. Prawo surowo karało wichrzycieli. - Chodzi mi o przemodelowanie czyjego kombinezonu. Kto stał się niebezpieczny. - Mówisz, panie o wirusie programowym ? - Mówię o drobnym przemodelowaniu kombinezonu spacerowego. Nie mów mi o szczegółach, na których się nie znam. - Dlaczego nie zwrócisz się, panie do obecnych Starszych ? Czyżby chodziło o kogo szczególnie ważnego ? Wezyr nie przepadał za ludmi mšdrzejszymi niż na to wyglšdali. Ale przecież jego rozmówca był kiedy Starszym, a takim nie zostaje się za piękne oczy. Jeszcze nie. - Domylasz się więcej, niż mówisz, Starszy. - Użył oficjalnego tytułu, choć więzień był już go pozbawiony. - Sam sobie dopowiedz resztę. - Nawet w więzieniu słychać o nadchodzšcej Erze Lwa, panie. Czyżby miał z tym co wspólnego ? - Doć. - Ucišł ostro Wezyr. - Stajesz się bezczelny. - Słucham, panie. - Więzień pochylił głowę i beznamiętnie recytował oficjalnš formułkę. - I jestem posłuszny. - Modelowanie musi być drobne, niezauważalne. I nie grożšce bezporednio życiu czy zdrowiu. A jednak nieodwracalne w swych skutkach. - To jasne, panie. Gdyby zagrażało bezporednio, kontrola wstępna by to wychwyciła. Chciałbym jednak wiedzieć, dlaczego. Pierwszy Wezyr Cesarzowej spojrzał zdziwiony. Po chwili zrozumiał, że więzień nie pyta o jego powody, ale o swojš nagrodę. - Twoja rodzinna gwiazda jest, zdaje mi się, gdzie w okolicach... - To Beta Secundus, panie. - O, włanie. Chciałby jš jeszcze ujrzeć ? - Wielka jest twa łaskawoć, panie. - Były Starszy Prog schylił się z szacunkiem. Nawet, gdyby był wolny, nie stać by go było na powrót do domu. - Za kilka dni przerzucš cię tam, gdzie będziesz mógł pracować nad moim zleceniem. Masz na to, powiedzmy, miesišc. - Jeli procesor wewnętrzny będzie rozbudowany, może to potrwać dłużej, panie. A im wyżej stoi dana osoba, tym bardziej jest skomplikowany. Proszę o dłuższy czas, panie. - Zobaczymy za parę tygodni. Jeli będziesz się starał, to dam ci więcej czasu. Ale nie zapominaj, że i ja nie mam go zbyt dużo. - Wezyr skierował się do wyjcia. - Tak, panie. - I nie próbuj mnie oszukać. Twoja rodzinna planeta może zginšć równie szybko, jak Ty. Wiesz o tym dobrze. - Tak, panie. Słucham i jestem posłuszny. Cesarzowa Imperium Anette IV spoglšdała z góry na ludzi. W swoim kombinezonie spacerowym unosiła się kilkaset metrów nad szczytami pałacu, kilka kilometrów ponad powierzchniš stolicy. Nie widziała jej jednak, pokrytej piaskiem i pyłem, zmęczonej ziemi, gdzieniegdzie tylko przeoranej strumykami. Pod niš były tylko chmury, a nad niš zielono błękitne niebo. Wokół była cisza i spokój. Edyktem sprzed setek lat niebo nad obszarem pałacowym i całym miastem wokół było zamknięte dla wszelkiego ruchu. A ptaków na tej planecie nie było. Jaskrawo wieciło słońce, próbujšc przebić się przez filtr ochronny kombinezonu. Ale ten był na to przygotowany. Cesarzowa miała ten czas tylko dla siebie. Na rozmylania. I marzenia. A marzyła dużo, o radoci, o powszechnym szczęciu w jej Imperium. Także o miłoci. Nic dziwnego, miała w końcu dwadziecia lat. W swoich komnatach rozmylała także Renna. Oficjalnie była Damš Dworu, nieoficjalnie najbliższš przyjaciółkš Cesarzowej. Była od niej starsza o jakie dziesięć lat, ale także niezamężna. Sugerowała już nieraz Anette, że powinna znaleć już sobie Cesarza wród wysokich rodów. Ale dopóki ta nie znajdzie sobie sama odpowiedniego, nic nie było jej w stanie zmusić do zamšżpójcia. Ale Renna mylała nie tylko o przyszłym Cesarzu. Obejmowała mylami całe Imperium. Docierały do niej różne wiadomoci ze wiata, ona je analizowała i wycišgała wnioski. Gdzie tam Starsi Astro znaleli koordynaty następnej planety, być może nadajšcej się do kolonizacji. Gdy się to rozniesie, na bardziej zagęszczonych planetach znów wzronie nadzieja. Gdzie indziej pojawił się wizjoner, głoszšcy jakš nowš religię. Za niedługo znajdš go Cesarskie Służby, zlikwidujš lub przekupiš. Były jeszcze inne wiadomoci, mniej i bardziej istotne, ale żadna nie usprawiedliwiała szerzšcej się plotki o nadchodzšcej Erze Lwa. Czyli, dochodziła Renna do wniosku, albo jest to kwestia przełomu wieków, albo kto wysoki rangš wspomaga tš teorię... Sšdzšc po jej zasięgu, jest to cała grupa, ale mózg musi być kim szczególnym. I szczególnie niebezpiecznym. Mówiła już o tym Cesarzowej, a ta prosiła jš o ostrożne kontynuowanie badań. W tej chwili zasięg podejrzanych sięgał setki osób, ale już wkrótce Renna miała nadzieję ograniczyć go do kilku osób, a nawet do tej jednej, do centrum. Wtedy poinformuje Cesarzowš. - Pani, chciała informacji. - Nie było to pytanie, a raczej standardowa formułka. - Słucham cię, Starszy. - Renna pochyliła się do przodu z ciekawoci. Zazwyczaj to ona posyłała po Niuchaczy, aż tu nagle sam Starszy przychodzi do niej bez uprzedniej zapowiedzi. - Wybacz, pani, że zrezygnowałem z drogi oficjalnej, ale okolicznoci nie sš ostatnio normalne... - Starszy Niuchacz odchylił się trochę do tyłu, nieznacznie powodujšc zawirowania powietrza. Siedzieli w pustej, większej komnacie, dobrze klimatyzowanej, a Dama Dworu wiedzšc, z kim ma do czynienia, próbowała wczeniej zmyć z siebie częć perfumów. A i tak dla Starszego jej zapach był zbyt silny. - Słucham cię, Starszy. - Renna potwierdziła jego przypuszczenia machnięciem dłoni na etykietę. - Pojawił się ostatnio w pałacowych salach jaki niecodzienny zapach. Dali mi o tym znać Młodsi, więc posłałem tam rednich. Oni potwierdzili tę wiadomoć, jednoczenie rozkładajšc ręce nad analizš owej woni. Zjawilimy się więc tamże i my. Zapach jest coraz słabszy, nie pulsuje z dnia na dzień, a więc pojawił się tylko raz. Długo analizowalimy ten zapach, pani. Aż znalelimy go w archiwach. - Starszy spojrzał prosto w oczy Rennie. - To jest zapach gleby na Delta Solaris. - Delta S...
pokuj106