Leonard Lila - Lato z Markiem.pdf

(540 KB) Pobierz
Lila Leonard
Lato z Markiem
1
Najpierw dał się słyszeć cichy trzask wydobywający
sie z głośników olbrzymiego jumbo jęta, a następnie miło
brzmiący męski głos obwieścił z lekkim hiszpańskim ak-
cntem:
— Drodzy państwo, pragnę poinformować, że nie­
długo wylądujemy w Mexico City. Panuje dobra widocz­
ność, będą więc pańsjtwo mieli możliwość rzucenia okiem
na piramidy. Jeżeli w czasie pobytu w Meksyku znajdą
państwo trochę czasu, by zwiedzić piramidy lub inne liczne
Obiekty historyczne i wykopaliska w tym kraju, to bardzo
do tego zachęcam, gdyż z pewnością warto. Życzę państwu
przyjemnego pobytu.
Głośniki zostały wyłączone i słychać było tylko głuchy
huk silników potężnego samolotu.
Diana Larkin oparła czoło o okno i z dużym napięciem
oczekiwała pierwszego zetknięcia z Meksykiem, krajem,
o którym już tak wiele słyszała i o którym od dawna
marzyła.
Nagle warstwa chmur się rozdzieliła i otworzył się
widok na ogromny łańcuch górski, który Diana często
podziwiała w książkach z biblioteki ojca. Na fotogra­
fiach skały miały najczęściej kolor szary z lekkim od-
5
Lila
Leonard
cieniem zieleni, a
tymczasem w
blasku słońca wyglądały
jak szczerozłote.
-- Piramidy Teotihuacan
powiedziała zauroczona.
Samolot robil duzy łuk do lądowania i prastare budo­
wle zniknęły I pola widzenia dziewczyny.
- Teo-ti-hua-can
powtórzyła Diana powoli, stara­
jąc się o
możliwie
poprawną wymowę tej niezwykłej
nazwy,
Ciągło Jauzczc
trudno jej było uwierzyć w to, iż za
parę minut dotknie stop;| kraju swoich marzeń.
Uimiaeh pojawił się na jej twarzy, gdy przypomniała
lobie, jak była zaskoczona i zachwycona, gdy ojciec
oznajmił, ze pozwala jej pracować przy wykopaliskach
Chociaż Joicph Larkin kierował Instytutem Antropo­
logii Uniwenyletu Illinois i uznawany był za sławę w tej
dziedzinie, to nie życzył sobie, żeby jedyna córka poszła
w jego zawodowe ślady. Diana znała powody takiego
stanowiska, mimo że ojciec bardzo rzadko mówił o tam­
tych tragicznych wydarzeniach.
Gdy Diana byla jeszcze mała, jej rodzice podjęli wspól-
ną ekspedycję na ipółwysep Jukatan. Matka była foto­
grafem wyprawy. Zespół naukowców pracował głęboko
W dżungli i wielu orionków ekspedycji zostało w krótkim
czasie zaatakowanych przez nieznany wirus. Matka Diany,
która z natury była delikatna i mało odporna, dostała
wysokiej gorączki i po kilku dniach zmarła w głębi
dżungli. Została pochowana na wiejskim cmentarzu w po­
bliżu miejsca wykopalisk. Dużo czasu upłynęło, zanim
profesor Larkin przyszedł do siebie po tym ciężkim ciosie
i poprzysiągł sobie, że nigdy nie dopuści do tego, by jego
córka narażała się na trudy i niebezpieczeństwa związane
z tego typu pracą badawczą.
Mimo przedwczesnej śmierci matki, Diana żyła szczęś-
Jej oczy błyszczały od emocji.
w Meksyku.
6
Lato z Markiem
liwie w ojcowskim domu/ Znajdował się on niedaleko
uniwersytetu i każdego roku jeden lub dwóch studentów
mieszkało tu, by pracować pod kierownictwem profesora
przy specjalistycznych pracach naukowych i pisać prace
dyplomowe pod jego kierunkiem.
Dla Diany było to prawie tak, jakby miała nieskończe­
nie dużo rodzeństwa, które zmieniało się corocznie. Bar­
dzo jej to odpowiadało, gdyż studenci pomagali jej przy
zadaniach i w ogóle stanowili miłe towarzystwo.
Gdy Diana pomyślała o Marku Harrisonie, zmar­
szczyła czoło. Był jedynym studentem, z którym nie bar­
dzo mogła się dogadać. Jeżeli już w ogóle mieli ze sobą do
czynienia, to prawie zawsze dochodziło do nieporozumień
z powodu różnicy poglądów na różne sprawy.
Diana wzruszyła ramionami. On tak samo nie cierpiał
mnie, jak ja jego. Był taki arogancki! Na każdym kroku
próbował mnie pouczać. To mnie zawsze wyprowadzało
z równowagi.
Diana była zła na siebie; że teraz o nim myśli, ale nie
mogła inaczej, choć sama nie wiedziała, dlaczego.
Mark Harrison wykonał w swoim fachu kawał dobrej
roboty. Był inteligentny i szalenie ambitny, skończył więc
studia z najlepszymi wynikami, a profesor Larkin posta­
nowił zaangażować go do swojej własnej pracy naukowej.
Po rocznej współpracy z profesorem Larkinem Mark
bez większych trudności pokierował ekspedycją do Mek­
syku, a następnie pozostał na półwyspie Jukatan, by
samodzielnie prowadzić dalsze badania.
Po paru miesiącach wrócił stamtąd z ciekawymi wyni­
kami i uzyskał pozwolenie kontynuowania dzieła profeso­
ra Larkina. Od tej pory Mark i ojciec Diany spędzali czas
pochyleni nad meksykańskimi mapami, porównując je
z niezrozumiałymi dla Diany fotografiami leżącymi na
biurku ojca. Gdy Mark ukończył trzydzieści lat, był już
7
Lila Leonard
tak znany, że wybitni naukowcy ze wszystkich stron kraju
zabiegali o współpracę z nim.
Diana nie była bynajmniej oczarowana tym zachowu­
jącym się z rezerwą wspołlokatorem, który zawsze unosił
ze zdziwieniem brwi, gdy wystrojona wychodziła wieczo­
rem z domu na jakieś przyjęcie. W końcu należało to
przecież do normalnego studenckiego życia...
— Proszę zapiąć pasy. Za kilka minut wylądujemy —
miły głos stewardesy wyrwał Dianę ze wspomnień.
Jednak gdy zapinała pasy, myśli jej uparcie powracały
do sprzeczki z Markiem.. Było to tamtego wieczoru, gdy
Diana zakomunikowała ojcu swą decyzję robienia po
obronie pracy dyplomowej doktoratu z antropologii.
Diana odziedziczyła po matce talent artystyczny i za
namową ojca studiowała w akademii sztuk pięknych.
Początkowo specjalizowała się w rysunku, z biegiem czasu
stwierdziła jednak, iż bardziej interesuje ją historia sztuki.
Rozbudziła się w niej potrzeba poznania odmienności
różnych cywilizacji i wkrótce Diana była pewna, że jej
prawdziwe zainteresowanie dotyczy antropologii.
Gdy powiedziała to ojcu, nie zaaprobował jej decy­
zji: — Wiesz zresztą doskonale, dlaczego — powiedział.
Natychmiast urwał rozmowę i poszedł spać.
W poszukiwaniu wsparcia Diana zwróciła się do Mar­
ka, gdy tylko ojciec z gniewem zatrzasnął za sobą drzwi.
— Czy nie mógłbyś z nim porozmawiać? — zapyta­
li z nadzieją w głosie. — Ciebie na pewno wysłucha,
jak zwykle.
Patrzyła, jak niespokojnie, dużymi krokami przemie­
rzał pokój tam i z powrotem. W pamięci przeżywała tę
scenę jeszcze raz.
Nagle Mark stanął w miejscu. — Nie — powiedział
szorstko i popatrzył na nią przenikliwie. — Antropologia
nie jest dla ciebie. Według mnie, masz już po dziurki
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin