Ingulstad Frid - Wiatr nadziei 16 - Zakazane spotkania.pdf

(524 KB) Pobierz
Frid Ingulstad
ZAKAZANE SPOTKANIA
Saga część 16.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, lipiec 1907 roku
Musiało jej się śnić. Biały pokój, postać ubrana na biało. Głowa
wydawała się taka dziwna, a wszystko wokół pływało, kołysało się i
falowało. W uszach jakby szumiał wodospad, a całe ciało było bezwładne,
jak gdyby pozbawione rąk i nóg.
Wtedy nagle poczuła chłodną dłoń na swoim czole.
- Odniosłam wrażenie, że przed chwilą się ocknęła, ale nie jestem
pewna, czy mnie zauważyła - usłyszała cichy kobiecy głos.
- Hm - burknął mężczyzna niezadowolony lub może zmartwiony. - Musi
pani spróbować ją ocucić, siostro. Niebezpiecznie długo jest
nieprzytomna.
- Robię, co mogę, doktorze. - Głos brzmiał nadzwyczaj spokojnie i miło.
- Był tu jej mąż i wiele razy do niej mówił. Podobnie jej młodsi bracia.
Wtedy wydawało mi się, że nieznacznie się poruszyła i drgnęły jej
powieki. Jestem pewna, że chciała coś powiedzieć, lecz nie mogła.
Rozległo się ciężkie westchnienie.
- Damy jej jeszcze jedną szansę, ale jeżeli nie dojdzie do siebie w ciągu
kilku dni, to myślę, że nie należy mieć złudzeń. Wtedy będziemy musieli
ją stąd wywieźć.
Głosy i kroki oddaliły się.
Wypełnił ją strach. Chciała otworzyć oczy, lecz jej się nie udało. Chciała
poruszyć nogami, żeby im pokazać, że tli się w niej życie, ale nie była w
stanie. W głowie powoli się rozjaśniało, ale ciało nie podążyło za
umysłem. Walczyła, by móc poruszyć palcami, ale nie wiedziała, gdzie są.
Przerażenie spotęgowało się. Żyła, ale ludzie wokół niej myśleli, że
umiera! Co robić, by zrozumieli, że to jeszcze nie koniec?
Stopniowo zaczęły wyłaniać się obrazy. Słyszała krzyki, wrzaski i
przekleństwa, pamiętała masę chłopięcych ciał, które kłębiły się i
przewracały jedne przez drugie w plątaninie wymachujących ramion,
wierzgających nóg i bijących pięści. Obraz w głowie powodował ból,
chciała go wymazać, nie mogła na niego patrzeć, ale natrętnie wracał.
Nagle zauważyła ciemnowłosego chłopca, który leżał na samym spodzie, i
innego, który z całej siły go kopał.
W tej samej chwili wszystko sobie przypomniała.
Dostrzegła wielki kij, który ze świstem przeciął powietrze, lecz zanim
zorientowała się, co się dzieje, poczuła, jak gdyby głowa jej eksplodowała.
Potem wszystko zrobiło się czarne.
Teraz powoli zaczynała się domyślać. Białe pomieszczenie jest salą
szpitalną, a biała postać pielęgniarką. Kij musiał trafić w głowę tak mocno,
że coś w niej uszkodził. Teraz przypomniała sobie również głos: „Jest pani
w szpitalu, pani Ringstad. Niestety, doznała pani poważnych obrażeń".
„Poważnych obrażeń"... Jezu Chryste! Może już nigdy nie zdoła
otworzyć oczu, nigdy się nie poruszy. Nikt się nie zorientuje, że żyje!
Może ją żywcem pogrzebią, włożą do trumny i opuszczą głęboko w
ziemię. Potem usłyszy, jak wolno zasypują ją ziemią, a ona nie będzie
mogła wytłumaczyć, że przecież nie umarła. Ta myśl ją tak przeraziła, że
bała się, że znowu straci świadomość. Myśli napierały coraz szybciej -
chciała krzyczeć, lecz nie zdołała poruszyć wargami.
Dobry Boże, pomóż mi!... Pomyślała o Annie, która przez wiele lat była
sparaliżowana. Czy teraz ona sama będzie musiała tak leżeć, całkowicie
zależna od innych? Starała się pomyśleć o palcach u stóp, zastanowiła się,
gdzie są i jak to jest nimi poruszać. Nagle zauważyła, że duży palec lewej
nogi leciuchno drgnął. Poczuła wielką ulgę. Nadal zaciekle walczyła, aż
wreszcie udało jej się nieznacznie przesunąć stopę w bok. Oby zdołała
wystawić palce choć trochę poza kołdrę, wtedy zobaczą, że się rusza, i zo-
rientują się, że żyje.
Zdawało się, że zmaga się całą wieczność. Każdy najdrobniejszy ruch
był morderczą pracą, postępowało to tak wolno, że już miała ochotę się
poddać, jednak myśl o pogrzebaniu za życia popychała ją do nadludzkiego
wysiłku.
Nagle poczuła na stopie powiew chłodnego powietrza, a więc udało jej
się trochę wysunąć nogę. Kiedy wróci pielęgniarka, to zobaczy, że coś się
zmieniło, i od razu wszystkiego się domyśli.
Otworzyły się jakieś drzwi, ale gdzieś daleko. Znowu spróbowała
otworzyć oczy, ale jej się nie udało. Odnosiła wrażenie, jak gdyby każdy
mięsień był martwy, że tylko myśli żyją. Jednak udało jej się przesunąć
stopę, więc chyba nie może być tak źle. Niedługo jej ciało będzie
funkcjonować jak kiedyś. Nie wolno jej tracić nadziei.
Leżała, przysłuchując się głosom, usiłowała wyłowić poszczególne
słowa. Przypuszczalnie w pomieszczeniu znajdowali się jeszcze inni
pacjenci, słyszała, że w takich salach mieści się kilka łóżek. Może
pielęgniarka chodzi od jednego do drugiego
1 w końcu przyjdzie i do niej. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i raczej
postarać się wysunąć stopę jeszcze dalej.
Głosy zbliżały się, nadzieja rosła. Zaraz pielęgniarka podejdzie bliżej,
położy chłodną dłoń na jej czole i zauważy palce wystające spod kołdry.
Może krzyknie zdumiona, zawoła doktora lub inną pielęgniarkę i pokaże
im, co się stało. Uczepiła się tej myśli.
Gdyby tylko jej się udało poruszyć ręką, podnieść ją i przywołać ich
gestem. Wtedy nie trwałoby to tak długo. Teraz musiała poczekać.
Zdawało się, że czas stanął. Głosy i kroki zbliżały się, lecz wszystko
działo się w tak przeraźliwie wolnym tempie. Czy przyjdą zaraz?
Głosy umilkły, zbliżał się tylko odgłos kroków. Chyba należały do
jednej osoby.
Wyglądało na to, że ów człowiek zatrzymał się, zrobiło się cicho. W
następnej sekundzie rozpoznała cichy, miły głos, zapewne jakieś słowa
pociechy, być może skierowane do pacjenta, który leżał w łóżku obok.
Zaraz przyjdzie jej kolej. Kiedy lekarz usłyszy, że poruszyła stopą sama,
bez niczyjej pomocy, zrozumie, że się pomylił i że jednak istnieje dla niej
jakiś ratunek. Wtedy na pewno dadzą jej lekarstwa i wkrótce wyzdrowieje.
Anna... Anna nauczyła się chodzić, mimo że przez wiele lat leżała
sparaliżowana. Nie ma rzeczy niemożliwych, trzeba tylko wystarczająco
wytrwale walczyć.
A jeśli lekarstwa okażą się za drogie? Jeśli lekarze nie będą w stanie jej
pomóc, ponieważ nie będzie jej stać, by za siebie zapłacić?
Wreszcie! Coś przemknęło obok łóżka. Potem poczuła czyjś palec na
swojej szyi, następnie ktoś uniósł jej rękę i badał puls przy nadgarstku.
Jednak pielęgniarka nic nie powiedziała, nawet nie położyła dłoni na jej
czole. Czyżby jeszcze nie zauważyła, że spod kołdry wystaje kawałek
stopy?
Rozległo się ciężkie westchnienie.
Dlaczego pielęgniarka nic nie mówi? Dlaczego nie wymienia jej
nazwiska i nie oznajmia z radością, co się stało? Dobry Boże, spraw, by
zauważyła moją stopę!
W następnym okamgnieniu poczuła, że jej stopę ktoś ostrożnie przesuwa
na miejsce i troskliwie okrywa kołdrą. Pielęgniarka nie zrozumiała!
Zauważyła po prostu, że stopa wystaje spod kołdry, więc przesunęła ją na
miejsce i przykryła, żeby nie zmarzła! Jezu, czy nie domyśliła się, że noga
nie wysunęła się przypadkiem?
Poczuła, jak gdyby zapadała się w głęboką ciemność. Lekarz miał rację:
nie ma już dla niej nadziei, równie dobrze mogła się poddać.
Niedługo potem duch walki obudził się w niej znowu. Nie umarła!
Wprost przeciwnie, odzyskała niemal jasność myśli, mogła rozumować tak
jak kiedyś, pamiętała, co się stało, a teraz cały wieczór przed dniem
świętego Jana stanął jej przed oczami. Ujrzała Anne Sofie, jak posłusznie
podreptała za dziadkami, przypomniała sobie zarumienione policzki
Jensine i jej oczy promieniejące radością, kiedy dostała cztery ciasteczka,
nigdy też nie zapomni zrozpaczonej twarzy panny Fryksten, gdy wyznała,
że wreszcie zrozumiała Elise i spojrzała na Ansgara innymi oczami.
Wszystko w jej głowie było na swoim miejscu: dom na Hammergaten,
chrzciny, pogrzeb w Kjelsas i dni w biurze majstra Paulsena. Jak mogli
pomyśleć, że ulatuje z niej życie?
Nastawiła uszu. Usłyszała dwa kobiece głosy, kobiety nie stały daleko,
ale mówiły cicho. Rozpoznała ów miły głos pielęgniarki, która wcześniej
rozmawiała z lekarzem.
- Tak, to smutne. Byłam pewna, że dziś rano odzyska przytomność,
wydawało mi się, że wyraźnie otworzyła oczy, ale widocznie się
pomyliłam. Puls jest bardzo słaby, to tylko kwestia godzin.
- Biedna rodzina. Zwróciłam uwagę na jej braci, kiedy tu byli, jednego z
nich nie dało się w żaden sposób pocieszyć.
Głosy stawały się coraz wyraźniejsze, widocznie pielęgniarki
zatrzymały się przy jej łóżku.
- Słyszałam, że im matkowała, odkąd ich matka zapadła na suchoty. Jej
mąż pochodzi z dobrej rodziny, to przystojny i szykowny młody
mężczyzna.
Jej powieki uniosły się odrobinę, utworzyły nie więcej niż wąską
szczelinkę, może niezauważalną dla innych, lecz wystarczającą, by
dostrzegła, że zbliża się do niej coś białego.
- A więc pewnie szybko się pocieszy. Gorzej będzie z dziećmi.
Kobieta ubrana na biało stanęła zupełnie blisko i zmierzyła jej puls.
- Czy ona przypadkiem nie zostawiła w domu maleńkiego niemowlęcia?
- Zajęła się nim na razie jej siostra.
- Słyszałam, że ktoś mówił, że ma jeszcze jedno, roczne.
- Tak to już jest w tych robotniczych' rodzinach, co rok rodzi się kolejne
dziecko.
- Wydawało mi się, że mówiłaś, że jej mąż pochodzi z dobrej rodziny.
- Ma duże gospodarstwo, ale pracuje jako kancelista i słabo zarabia. To
dla mnie zagadka, jak mogło mu przyjść do głowy, żeby ożenić się z
biedną robotnicą. Taki przystojniak jak on mógłby chyba mieć każdą.
- Ta dziewczyna nie wygląda raczej na piękność. Może skusiła go czymś
innym? - rozległ się stłumiony chichot.
- Fuj, ale masz brudne myśli. Nie, puls jest ledwie wyczuwalny.
Zostawimy ją tu do jutra. Może coś się zmieni w ciągu nocy. Wyobrażasz
sobie, zostać tak pobitym przez bandę chłopaków na Wzgórzu Świętego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin