FRANCISZEK WERFEL PIEN O BERNADETCIE KSIĘGARNIA W. WOJCIECHA - POZNAŃ 1978 * * * SPIS TRECI Słowo od autora Częć pierwsza 11 LUTEGO 1858 ROKU 1-01 Cachot 1-02 Massabielle, osławiony kšt 1-03 Bernadetta nie wie nic o Trójcy więtej 1-04 Cafe Progres 1-05 Zabrakło chrustu 1-06 Gave burzy się i wyje 1-07 Pani 1-08 Obcoć wiata 1-09 Ciężki dzień pani Soubirous 1-10 Bernadetto, obud się! Częć druga CZY ZECHCE MI PANI OKAZAĆ TĘ DOBROĆ... 2-01 Pierwszy kamień, rzucony 2-02 Pierwsze słowa 2-03 Wysłannicy wiedzy 2-04 Przerwanie poufnej narady 2-05 "Wypowiedzenie wojny 2-06 Pani i żandarmeria 2-07 J. B. Estrade wraca z groty 2-08 Dziekan Peyramale żšda cudu 2-09 Zamiast cudu - zgorszenie 2-10 Błyskawica 2-11 ToraH Częć trzecia RÓDŁO 3-01 Nazajutrz po wielkim zmartwieniu 3-02 Kocha... nie kocha 3-03 Luidor i policzek 3-04 Dziecko Bouhouhonts 3-05 Igrasz z ogniem, Bernadetto! 3-06 Naladowanie cudu 3-07 Ogień igra z tobš, Bernadetto! 3-08 Ljacade ryzykuje zamach stanu 3-09 Biskup oblicza następstwa 3-10 Ostatnie pożegnanie Częć czwarta CIENIE ŁASKI 4-01 Siostra Maria Teresa opuszcza miasto 4-02 Psychiatra wkracza na scenę 4-03 Digitus Dei - czyli ksišdz biskup daje Pani ostatniš szansę 4-04 Analiza I dwie obrazy majestatu 4-05 Pani zwycięża -cesarza 4-06 Bernadetta pomiędzy mędrcami 4-07 Ostatnia pokusa 4-08 Biała róża 4-09 Mistrzyni nowicjatu 4-10 Nie nadeszła jeszcze moja godzina Częć pišta ZASŁUGA CIERPIENIA 5-01 Ręce czarodziejki 5-02 Liczne odwiedziny naraz 5-03 Znak 5-04 Nie dla mnie płynie ródło 5-05 Diabeł przeladuje Bernadettę 5-06 Piekło ciała 5-07 Błyskawica w Lourdes 5-08 Nie kochałem 5-09 Kocham 5-10 Pięćdziesište Ave SŁOWO OD AUTORA W ostatnich dniach czerwca roku 1940, po załamaniu się Francji, zmuszeni do opuszczenia naszego tymczasowego schronienia na południu kraju, znalelimy się w Lourdes. Oboje z żonš. łudzilimy się, że zdšżymy jeszcze w porę przejć granicę hiszpańskš i dotrzeć do Portugalii. Niestety, wszystkie konsulaty odmówiły nam zgodnie wydania potrzebnych wiz. Toteż tej samej nocy, w której wojska niemieckie zajęły graniczne miasteczko Hendaye, obralimy jedynš dla nas otwartš drogę, a mianowicie równie niebezpieczny jak ucišżliwy powrót w głšb kraju. Departamenty pirenejskie stały się wtedy terenem nieopisanego chaosu. W tej współczesnej wędrówce narodów miliony ludzi kłębiły się na zatarasowanych szosach i drogach. Wsie i miasta natłoczone były uciekinierami: Francuzami, Belgami, Holendrami, Polakami, Czechami, Austriakami, emigrantami niemieckimi oraz niedobitkami zwyciężonych armii. Było już bardzo trudno o jakškolwiek żywnoć, a znalezienie dachu nad głowš było niedocignionym marzeniem. Zazdroszczono tym, którzy spędzali noc na przygodnie zdobytym wyciełanym meblu. Długimi rzędami stały na szosach unieruchomione z braku benzyny auta ciężarowe załadowane łóżkami, materacami i innymi sprzętami uchodców. W Pau wskazano nam Lourdes jako jedyne miejsce, w którym może uda się nam znaleć przytułek. Sławne to miasto odległe było zaledwie o trzydzieci kilometrów, toteż doradzano nam goršco, abymy zaryzykowali tę niedalekš drogę i odważyli się zapukać do jego bram. Usłuchalimy i rzeczywicie zostalimy przygarnięci. Takimi drogami zaprowadziła mnie Opatrznoć do Lourdes, którego cudownš historię znałem dotšd bardzo powierzchownie. Tam schronilimy się na długie tygodnie. Były to dla nas ciężkie dni. Niemniej były to dni wielkiej wagi w moim życiu, gdyż pozwoliły nam poznać przedziwnš historię dziewczynki Bernadetty Soubirous i cudownych uzdrowień w Lourdes. Pewnego dnia w okresie maj większych utrapień uczyniłem lub. Jeli dane mi będzie wydostać się z beznadziejnego położenia i wylšdować szczęliwie u zbawczych wybrzeży Ameryki, natenczas lubowałem, że przed rozpoczęciem jakiejkolwiek pracy zapiewam wiatu pień o Bernadetcie, najpiękniej jak tylko potrafię. Niniejsza ksišżka jest spełnieniem tego lubu. Uważam, że w naszej epoce najlepiej nadać tej pieni formę powieci. "Pień o Bernadetcie" jest zatem powieciš, lecz nie fantazjš. Niejeden nieufny czytelnik będzie sobie stawiał pytania, bardziej uzasadnione wobec przedstawionych tu wydarzeń aniżeli w obliczu innych historycznych opowiadań: "Co jest zdarzeniem prawdziwym, a co tworem wyobrani?" Uprzedzajšc te pytania odpowiadam: wszystkie niezwykłe i osobliwe wypadki opisywane w mej ksišżce sš faktami rzeczywistymi. Poczštek ich sięga zaledwie lat osiemdziesięciu, rozgrywajš się zatem w jaskrawym wietle bardzo jeszcze wieżej przeszłoci. Prawdziwoć ich została stwierdzona i umocniona w krzyżowym ogniu badań tak 'zwolenników, jak i wrogów, oraz chłodnych i bezstronnych obserwatorów. Powieć moja nic z tej prawdy nie zmieniła. Ze swobód powieciopisarza skorzystałem tylko tam, gdzie fabuła powieci wymagała pewnych chronologicznych przestawień albo gdzie to nadawało opowiadaniu rumieniec życia. Odważyłem się napisać "Pień o Bernadetcie", mimo że nie jestem katolikiem. Odwagi do tego dodało mi postanowienie powzięte przed wieloma już laty, gdy stawiałem swe pierwsze kroki na niwie literackiej. Obiecałem sobie wtedy w twórczoci swojej wszędzie i zawsze wielbić Boże tajemnice i opiewać więtoć dusz ludzkich. Obiecałem sobie 'także nie zważać na, ducha, czasu, w którym ludzie z lekceważeniem i obojętnociš, a często drwinami odwracajš się od tych największych i ostatecznych wartoci naszego życia. Franz Werjel Los Angeles, w maju 1941 roku. Częć pierwsza 11 LUTEGO 1858 ROKU CACHOT Wród głębokich ciemnoci Franciszek Soubirous podnosi się z posłania. Jest punktualnie godzina szósta rano. Nie posiada on wprawdzie już dawno siwego srebrnego zegarka, podarunku lubnego zacnej, szwagierki Bemardy Casterot. Kwit miejskiego lombardu na ów zegarek i inne przeróżne ubogie skarby przepadł już zeszłej jesieni. Soublrous wie jednak, że jest włanie szósta, mimo że dzwony farnego kocioła pod wezwaniem w. Piotra nie zadzwoniły jeszcze na mszę porannš. Ludzie ubodzy majš niezwykłe poczucie czasu. Nie potrzeba im wskazówek zegara ani głosu dzwonów, aby wiedzieć, która wybiła godzina ludzie ubodzy żyjš w stałej obawie,- aby się nie spónić. Mężczyzna szuka po omacku swych drewniaków, znalazłszy za trzyma je w ręce, aby stukaniem nie robić hałasu. Stoi boso na zimnej jak lód posadzce i wsłuchuje się w różnorodne sapanie swej pišcej rodziny muzyka ta przytłacza mu serce. Szeć osób mieszka w ciasnej izbie. On z Ludwikš zachowali przynajmniej wygodne łoże małżeńskie, wiadka tak dobrze zapowiadajšcych się poczštków. Lecz obie dorastajšce dziewczynki, Bernadetta i Maria, zmuszone sš sypiać na bardzo -twardym posłaniu. Dwom najmłodszym wreszcie, Janowi Marii i Justynowii, ułożyła matka na ziemi siennik -wypchany słomš, który na dzień skrzętliwie chowa. Franciszek Sobibrous stoi wcišż jeszcze nieporuszony i spoglšda na kominek. Nie jest 'to właciwie żaden kominek, tylko zwykłe palenisko, które kamieniarz Andrzej Sajou, właciciel tego wspaniałego lokalu, zaimprowizował dla swych lokatorów. W kupie popiołu tli się jeszcze kilka wieżych gałšzek, zbyt wilgotnych, aby zapłonšć. Chwilami zabłynie janiejsza iskra. Mężczyzna stoi nadal bez ruchu nie chce mu się nawet wycišgnšć ręki, aby podsycić dogasajšcy ogień. Zwraca spojrzenie ku oknu, za 'którym mrok zaczyna już rzednšć. I wtedy uczucie przykrego niesmaku pogłębia się i przekleństwo cinie mu się na usta. Soubirous to dziwny człowiek. O wiele więcej niż nędzna izba, złoszczš go te dwa zakratowane okna, jedno większe, drugie- mniejsze, jak dwoje zezujšcych oczu patrzšcych na wšskie, brudne podwórko, cuchnšce gnojówkš i mietnikiem. Ostatecznie nie było się nigdy włóczęgš ani gałganiarzem, lecz samodzielnym młynarzem... Ba, włacicielem młyna, a więc w swoim fachu tym samym, czym jest monsieur de Lafite na wielkim tartaku. Toć młyn Boly, położony pod Chateau Poirt, znamy był za jego czasów daleko i szeroko. Również młyn Escofoe w Aroizac-les-Angles 'był wcale niezgorszy. Za to w starym młynie w Bandeau nikt wprawdzie nie mógł się długo ostać, ale... ostatecznie to też był młyn. Czyż może jego, rzetelnego młynarza było winš, że strumień Lapaea, obracajšcy młyńskie koło, wysechł przed kilku laty lub że ceny zbóż wzrastajš, a bezrobocie się wzmaga? Winien tu jest pewnie Pan Bóg, a może cesarz albo prefekt, zresztš diabli wiedzš kto. Na pewno jednak nie dzielny młynarz Souibirous, mimo że czasem chętnie wychyli w gospodzie szklaneczkę wina,-lub potasuje trochę karty. Faktem jest, że winien lub nie, musi teraz mieszkać z rodzinš w cathot, więziennym lochu. Bo ów cachot w uliczce des Petites Fcesees nie jest wcale domem mieszkalnym, tylko dawnym miejskim aresztem. ciany pocš się wilgociš, w ich szczelinach można by urzšdzić grzybobranie. Przedmioty z drzewa paczš się prędko, a chleb porasta grubš pleniš. W lecie panuje tu upał nie do zniesienia, za to w zimie marznie się bez litoci. I też burmistrz Lourdes pan Lacade wydał przed kilku laty zarzšdzenie, aby otworzyć bramy więzienia i przenieć przestępców i zatrzymanych włóczęgów do wieży Baous-Tores, gdzie warunki zdrowotne były bez porównania lepsze. - Dla rodziny Soubirous warunki zdrowotne w cachot muszš być dostatecznie dobre... - myli gorzko Soubirous. - Bermadetta dzi w nocy znów sapała i rzęziła okropnie. Owo przypomnienie tak obniża jego doć już nędzne samopoczucie, że decyduje się wejć z powrotem do łóżka, by zasnšć i 'zapomnieć o troskach. Ta tchórzowska kapitulacja nie dochodzi jednak do skutku, bo oto włanie obudziła się. matka Soubirous. Wyglšda na lat pięćdziesišt, choć ma zaledwie około trzydziestu pięciu. Kobieta zabiera się od razu do pracy. Zgarnia...
maks88